Niecałe dwie doby temu miało miejsce Wielkie Wydarzenie.
Rzesze ludzkich istnień zebrały się, by razem świętować Ten Dzień. Ze łzami
wzruszenia w oczach usiedli przed ekranami swoich odbiorników i pozwolili, by
obraz ich zahipnotyzował, rozbawił, zszokował i dali się ponieść tym emocjom,
za którymi tęsknili od dwóch lat. Wiedzieli, że ich serca mogą być złamane, ale
chcieli zaryzykować, bo któż doceni wartość życia bez dozy cierpienia? Już raz
doznali takiego bólu, gdy dowiedzieli się o Jego odejściu, ale odzyskali
nadzieję i teraz, po raz kolejny, byli tu wszyscy razem i tak miało być dalej,
aż po ostatni sezon.
Czyli stwierdzam premierę Sherlocka.
Uwaga, tekst zawiera małe spoilery odcinka. Jeśli zamierzasz zaraz oglądać, lepiej zostaw czytanie na potem ;)
Ach, te emocje! I to
już od pierwszych sekund „The empty hearse”. Scenarzyści od razu atakują nas
scenami z finałowego odcinka drugiego sezonu, pokazując w jaki sposób naszemu
bohaterowi udało się przeżyć. Na początku pomyślałam „serio? aż tak
przekombinowali?”, co było bezpodstawnym podejrzeniem, zaraz się wszystko wyjaśniło,
oni zawsze będą nas tak zaskakiwać. Ale po tym jak Sherlock wskakuje przez
rozbite okno ma miejsce najlepsze wydarzenie w tym odcinku! Nie muszę chyba
mówić jaka była moja mina przy scenie z Moriartym, szczęka na podłodze. Jestem
taka łatwowierna. I w końcu nie wiem jak jest. Myślicie, że się kiedyś dowiemy?
Może na koniec sezonu?
Scenarzyści widać chcieli zadowolić fanów wszystkich teamów,
bo nie brakowało scen Sherlocka z Molly, Johnem, Moriartym, nawet Lestrade się
gdzieś tam wkradł obok Molly. Pojawili się nowi aktorzy, przede wszystkim
narzeczona Johna. Miałam co do niej spore obawy, ale aktorka okazała się
idealna do tej roli. Mary jest ładna, sympatyczna, zabawna, w dodatku lubi Sherlocka,
czego chcieć więcej. Kolejną nową postacią jest chłopak Molly, a jego spotkanie
z Sherlockiem było dość dziwne, bo sprawiali wrażenie, jakby się znali. Chyba
że po prostu chodziło o podobny strój/wygląd.
Ten serial ma najgenialniejsze poczucie humoru jakie
widziałam! Scena spotkania Johna z Sherlockiem w restauracji, po prostu nie
wierzę, można umrzeć ze śmiechu. Taki biedny Sherlock, do tej sceny powstały
świetne obrazki, oglądam je teraz i na nowo wspominam, a w sumie to włączam
jeszcze raz odcinek, a niech będzie, choć miałam oglądać potem. Wiele uśmiechu
gościło na mojej twarzy podczas filmu, choć nie brakowało także wzruszeń. Żarty
przeplatają się ze ściskającymi za gardło obrazami spotkań starych przyjaciół,
bardzo współczułam przy tym Johnowi, który został skazany na tak ciężkie
przeżycia, cóż, Sherlock nie zawsze postępuje właściwie.
Podsumowując, wspaniały odcinek, teraz mój ulubiony, choć
ten z Irene Adler bardzo uwielbiam. Było wiele śmiechu i wzruszeń, mnóstwo
świetnych, tak charakterystycznych dla tego serialu tekstów. Kolejny odcinek
już za 2 dni, pora na ślub Johna! Czekam z wielką niecierpliwością. A Wy
oglądaliście odcinek, co o nim sądzicie? Zapraszam do dyskusji! :)
Zgadzam się - niesamowity odcinek :) Przy scenach z Moriartym, rodzicami czy w restauracji prawie spadłam z krzesła, ale narzeczona Watsona to akurat jedyna bohaterka, którą wolę w filmach o Sherlocku z Robertem Downeyem Jr.
OdpowiedzUsuńJa nie oglądałam, więc nie mam porównania ;)
UsuńMi się wydaje, że trochę za mało jej było jeszcze, ale polubiłam babkę. Jak ktoś lubiący Sherlocka może być niefajny? ;o
UsuńJa się spodziewałam, że będzie konkurować z Sherlockiem o względy Johna, a tu takie miłe zaskoczenie, współpracują ^^
UsuńWedług mnie Mary nie jest zbyt święta, bo gdy Sherlock na nią spojrzał i widział te wszystkie wyrazy, które ją określały, było tam m.in. słowo "Liar", a i sama Amanda powiedziała, że Mary ma jakąś tajemnicę (podobno). :) Ja do Mary podchodzę z dystansem, może później bardziej ją polubię.
UsuńI nie wiem czy wiedzie, chociaż pewnie tak, ale Amanda to tak naprawdę partnerka Martina. :) Grali już w kilku innych filmach razem. Tak samo jak rodzice Sherlocka to tak naprawdę również rodzice Benedicta.
Scena z Moriartym ocieka epickością, to zdecydowanie mój ulubiony moment z tego odcinka. <3 Nie wiem, czy kiedykolwiek pozbieram się po odejściu Jima, chociaż to przecież było oczywiste. Bardzo przywiązałam się do tej postaci.
Wiem, gdzieś zdażyłam to wczoraj wyczytać :) Uroczo <3
UsuńMoriarty był genialny, będzie go brakować. A co do tej sceny, ja naprawdę myślałam, że Sherlock go pocałował, moja mina była bezcenna :D
I tak wolę jak całuje Molly^^ Mam nadzieję, że ona nie będzie z tym swoim nowym chłopakiem ;_;
Słyszałam tyle dobrego na temat tego serialu, że chyba zacznę go oglądać;)
OdpowiedzUsuńZaczęłam oglądać wczoraj i jestem pod wielkim wrażeniem. Dopiero jestem w pierwszym sezonie, ale nie mogę się już doczekać następnych odcinków. Serial ma fajne poczucie humoru ;)
OdpowiedzUsuńWybacz, że nie przeczytam, ale czekam na chwilę wolną, żeby obejrzeć:D Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńOstatnio o nim głośno :) Czasem mamy, że tak powiem "fazę" z siostrą na różne seriale, więc kto wie czy nie obejrzę :D
OdpowiedzUsuńSceny z Johnem były genialne, a wizja z Moriarty'm wygrała internet! Tak się cieszę, że skupili się na ich relacji, a nie ma samej akcji.
OdpowiedzUsuńRaczej się nie skuszę, bo czasu mi ciągle brakuje, ale cały czas oglądam "Glee" i temu serialowi pozostanę wierny. :)
OdpowiedzUsuńOch, uwielbiam, uwielbiam! Obejrzałam już trzy razy, śmiałam się w głos, i Boże, jak dobrze znowu było zobaczyć Sherlocka i Johna razem! I Mycrofta było dużo (jestem psychofanką :D), rodzice byli, wąsy Johna ciągle się przewijały, Mary okazała się cudowna. Odcinek od fanów (oni siedzą na tumblrze całymi dniami, jestem pewna!) dla fanów, darzę miłością wariacką, jak zresztą cały serial.
OdpowiedzUsuńPoza tym Benedict jest pięęęękny. :D
Szczególnie w scenie, gdy wskakuje przez okno i poprawia włosy, ach ^^
Usuń