Nowy rok to okazja do spisywania postanowień na nadchodzące
miesiące, zwykle obiecujemy sobie, że od stycznia będziemy więcej ćwiczyć,
zdrowo się odżywiać, czytać dużo mądrych książek i mieć pozytywne nastawienie
do świata. W zależności od siły naszej woli postanowienia udaje się zrealizować
lub nie, czasem brakuje wystarczającej dawki motywacji i samozaparcia. O Pacie
nie można powiedzieć, że ma ich za mało, wręcz przeciwnie, jest na tyle uparty,
by codziennie rano wstawać wcześnie, wykonywać morderczy trening przez wiele
godzin, a przy tym jeszcze poznawać wybitne dzieła literatury i mieć pozytywne
nastawienie do życia. W dodatku nie potrzebuje do tego rozpoczynającego się
roku, ma za to inną motywację. Pat doszedł do wniosku, że jeśli całkowicie się
zmieni, jego żona Nicki wróci do niego, czas rozłąki dobiegnie końca i będą
żyli razem długo i szczęśliwie.
„Poradnik pozytywnego myślenia”- bestseller książkowy, film
na miarę Oscarów. O obu wersjach mówi się wiele, zwykle pozytywnych rzeczy.
Najpierw obejrzałam ekranizację, która nie wzbudziła mojego zachwytu, choć
muszę przyznać, że aktorzy ją ratują. Dzisiaj jednak skupię się na wersji
książkowej, która bardzo różni się od filmu, na inne wątki został tu nacisk
położony, wydarzenia też potoczyły się inaczej. A „Poradnik” opowiada o młodym
mężczyźnie, który na odpowiedzialność matki zostaje wypisany ze szpitala
psychiatrycznego i wraca do domu rodzinnego, by tam pracować nad sobą i czekać
na spotkanie z żoną. Nie pamięta z jakiego powodu trafił do szpitala, mówią, że
wyparł to wydarzenie z pamięci. Ojciec nie rozmawia z nim w ogóle, matka
niechętnie mówi o jego nieobecności w domu, ale każdy zdaje się uważać, że nie
ma szans na zakończenie Rozłąki.
Miałam nadzieję, że „Poradnik” w wersji książkowej okaże się
lepszy od filmu, ale niestety się przeliczyłam. Fabuła skupia się na
przedstawieniu codziennego życia Pata, jego nadziei na powrót Nicki, pracy nad
sobą. Mężczyzna poznaje Tiffany, która tak jak on straciła kogoś bliskiego, a
teraz próbuje znaleźć w Pacie przyjaciela. Poza tym w powieści ogromną rolę
odgrywa futbol, sport ten przewija się przez kolejne strony nieustannie,
bohaterowie albo właśnie oglądają mecz, albo na nim są, albo o nim rozmawiają.
Nie rozumiem jaki jest cel tego zabiegu, oprócz zanudzenia czytelnika na
śmierć, oczywiście. Tak samo irytowało mnie bardzo myślenia głównego bohatera.
Wiem, że miał on problemy psychiczne, w końcu jakoś znalazł się w tym szpitalu,
ale jego niezachwiane przeświadczenie, że Nicki do niego wróci było irytujące,
szczególnie gdy czytelnik doskonale wie, że nic takiego się nie wydarzy.
Książka jest na tyle nijaka, że kompletnie nie zapadła mi w
pamięć, sceny z filmu zlewają się w mojej głowie z wydarzeniami książkowymi,
zakończenie pamiętam jak przez mgłę i nawet nad tym nie boleję. „Poradnik
pozytywnego myślenia” to historia nad wyraz nudna, strony bogate w opisy
członków drużyny piłkarskiej bynajmniej nie wciągają, a bohaterowie są równie
nijacy co fabuła. Pewnie powinnam się tu doszukiwać jakiegoś głębszego sensu,
że niby książka promuje pozytywne nastawienie do życia i nakłania do walki z
przeciwnościami losu, ale na mnie to nie zadziałało, niestety.
Moja ocena: 5/10
Rozumiem Twoje jakby niezdecydowanie do tej książki. Słyszałam, że trzeba mieć do niej duży dystans by ją zrozumieć czy coś takiego. Ja osobiście jej nie czytałam, ale być może to nadrobię :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do siebie :]
Kolejna negatywna recenzja tej książki, jaką miałam okazję czytać. Do niedawna spotykałam się raczej z pozytywnymi. Mimo wszystko kiedyś z chęcią bym przeczytała, bo mam ogromną ochotę na Niezbędnik obserwatorów gwiazd tego autora, także i Poradnik wypadałoby poznać.:)
OdpowiedzUsuńChyba w tym przypadku jednak najpierw zobaczę film a później pomyśle, czy sięgnę po książkę ;)
OdpowiedzUsuń"Poradnik..." naprawdę był bardzo średni. Czytałam go pół roku temu, i wciąż się zastanawiam, dlaczego dałam mu aż 7/10. No cóż.
OdpowiedzUsuńCo do filmu, on również do mnie nie trafił. Obejrzałam go jedynie do końca ze względu na moją ukochaną Jennifer Lawrence. Nie mam pojęcia, za co on dostał Oscara ;___;
Nie dziwi mnie Twoja opinia - sama nie spodziewałam się niczego wielkiego po tej publikacji. Przeczucie? Nie wiem. Film kiedyś tam obejrzę, choć też słyszałam, że wcale nie jest tak rewelacyjny, jak mówią.
OdpowiedzUsuńMnie tam do "Poradnika" zupełnie nie ciągnie i nie wiem, czy kiedykolwiek przeczytam lub obejrzę film. To obyczajówka, a takie książki po prostu mnie usypiają. O filmach tego typu już nie wspomnę... Chociaż nie wątpię w doskonałą grę aktorską, za coś musiały się posypać te nominacje do Oscarów. ;) Więc szacunek. ;)
OdpowiedzUsuńObejrzałam film w kinie i był to całkiem przyjemny seans, ale nic poza tym. Spodziewałam się czegoś więcej. Nie wiem dlaczego sięgnęłam po książkę, ale niestety jakaś niewidzialna siła mnie do tego skłoniła. Przez większość stron niemiłosiernie się wynudziłam, zwłaszcza przy tych sportowych wstawkach. Gdyby to był chociaż sport, którego zasady ogarniam...
OdpowiedzUsuńTak jak Ty myślałam że książka będzie lepsza od filmu. Ech...i niestety się przeliczyłam. Niestety przebrnęłam tylko przez kilkanaście stron
OdpowiedzUsuńPóki co odpuściłąm sobie tę pozycję... może keidyś, jak znajdę w bibliotece.
OdpowiedzUsuńA mnie się podobała i kreację głównego bohatera uważam za udaną:)
OdpowiedzUsuńWłaśnie czytam tę książkę! Już niedługo pojawi się moja recenzja więc zapraszam :)
OdpowiedzUsuńFilm mi się podobał, ale stanowczo uważam, że rola Lawrence nie była godna Oscara. Pierwszym razem gdy oglądałam ten film to jedyne co o niej myślałam to to, że jest taką kopią Stewart z jedną miną.
Ale książka podoba mi się bardzo!
Szkoda, spodziewałam się czegoś lepszego i nie wiem czy ją przeczytam
OdpowiedzUsuńOglądałam film, podobał mi się, jednak równoznacznie z poznaniem historii okiem reżysera, straciłam zapał do książki, i teraz widzę, że nie mam czego żałować ;)
OdpowiedzUsuńKsiążka czeka na mnie na półce więc kiedy doszłam do trzeciego akapitu twojej recenzji to przestałam ją czytać ( przepraszam :)), żeby nie uprzedzić się do "Poradnika...". Kiedy już będę po lekturze książki to wrócę, ciekawe czy moje zdanie będzie się zgadzać z twoim.
OdpowiedzUsuńKompletnie się nie zgadzam. Dla mnie obie wersje były bardzo interesujące, tylko że byłem trochę wściekły, że film tak został zmieniony. :)
OdpowiedzUsuń