czwartek, 29 grudnia 2011

"Więzień Labiryntu" - James Dashner


            Strefowicze nie znają prawdziwego świata, znajdującego się poza murami labiryntu. Żyją na niewielkiej przestrzeni, otoczonej ze wszystkich stron kamiennymi ścianami, wznoszącymi się wysoko w niebo. Tylko cztery wrota umożliwiają opuszczenie przymusowego miejsca pobytu. Jednak to, co znajduje się za nimi, jest chyba nawet gorsze od przebywania  w Strefie, gdzie są przynajmniej bezpieczni, mają co jeść, pić, a co tydzień otrzymują windą zaopatrzenie. Natomiast labirynt to przerażająca plątanina kamiennych korytarzy, zmieniających co noc położenie,  po których krążą Bóldożercy- obrzydliwe stworzenia- maszyny, z którymi spotkanie nie jest przyjemnym przeżyciem.  Strefowicze nie wiedzą, jak znaleźli się w tym miejscu. Jedyne ich wspomnienia to pojawiające się od czasu do czasu, niepowiązane z konkretnymi osobami, miejscami, czy sytuacjami, obrazy z przeszłości. Tak jakby ktoś wykasował im pamięć. Nie znają ludzi, którzy im to zrobili, nazywają ich jednak Stwórcami.
Coś się zmienia, gdy pewnego dnia w Strefie pojawia się Thomas. Może nie byłoby w tym nic dziwnego, bo co miesiąc, tak zwanym Pudłem, przybywa do labiryntu chłopiec. Ale właśnie. Co miesiąc. Chłopiec. A tymczasem w następnej dobie pojawia się dziewczyna, pierwsza w dwuletniej już historii Strefy. Oznajmia, że nic już nie będzie takie jak dawniej. I nie myli się.  
„Więzień Labiryntu” to pierwsza część trylogii fantastycznej o tym samym tytule, która stała się bestsellerem na rynku amerykańskim. Jej autorem jest James Dashner, twórca kilku serii książkowych dla młodszych czytelników, wraz z rodziną mieszkający w stanie Utah. Cała trylogia ukaże się w Polsce nakładem wydawnictwa „Papierowy Księżyc”, druga część – „Próby ognia”- w marcu 2012 roku. Planowana jest ekranizacja „Więźnia Labiryntu” przez wytwórnię 20th Century Fox.
Zaczynając lekturę, po przeczytaniu zarówno jej opisu jak i pozytywnej recenzji, miałam co do „Więźnia Labiryntu” wysokie wymagania. Nastawiłam się na historię, która mnie zadziwi, wciągnie, wprowadzi w nastrój tajemnicy i grozy. I nie zawiodłam się.
Początkowo książka jest po prostu ciekawa. Wraz z głównym bohaterem dopiero zapoznajemy się z sytuacją, tak jak i on niewiele wiemy o Strefie i jej mieszkańcach. Stopniowo zostajemy wprowadzeni w zasady rządzące tym małym światem. Dopóki jeszcze zasady istnieją. Bo wkrótce sytuacja znacznie się komplikuje, w labiryncie dzieją się coraz dziwniejsze rzeczy, a Thomas musi zagłębić się w ocean tajemnic ze swojej przeszłości, żeby zapobiec katastrofie. Dodatkowo interesujące jest to, że wie o sobie tyle co nic, a każde pojawiające się wspomnienie może okazać się i dla niego, i dla czytelnika, szokujące.
Język powieści jest prosty w odbiorze, czyta się łatwo i przyjemnie. Do pewnego momentu, dla takich jak ja fanów pięknego wysławiania się w stylu „Cukierni pod Amorem”, wada mogą być dialogi pomiędzy bohaterami. Slang, zarówno współczesnej młodzieży jak i książkowych Strefowiczów, łączy się, tworząc mieszkanką pojawiającą się nagminnie w początkowej części powieści. Bardzo irytowały mnie ciągłe kłótnie między postaciami, owocujące bogatymi wiązankami wymyślnych wyzwisk. Ile razy można używać słów typu „smrodas”, „sztamak”, „klump”?  Byłam tym tak zniechęcona, że moim jedynym marzeniem było, żeby tylko bohaterowie się w końcu uspokoili. Na szczęście moje pragnienie spotkało się z pozytywnym odezwem, bowiem wkrótce natężenie żargonu znacznie zmalało, a Strefowicze zaczęli prowadzić inteligentne rozmowy i udzielać ciekawych informacji. Poza tym, przy takiej akcji, na niektóre wady dialogów można przymknąć oko.
A co to jest za akcja ! Według mnie godna największego podziwu. O ile za „szybkie zwroty akcji” uważałam te z książek, w których dzieje się nieporównywalnie mniej, nie wiem, co mogłabym powiedzieć o tych z „Więźnia Labiryntu”. Czytałam w dzień, w nocy, z rana, gdy wstałam, przy jedzeniu kolacji, reagując złością na każdy hałas przeszkadzający mi w lekturze. Mogę powiedzieć: „ Oj dzieje się, dzieje”. Od czasu, gdy akcja się rozkręca, nieustannie pojawiają się nowe problemy, zmiany w Strefie, wspomnienia w głowie Thomasa, poszlaki, czy wskazówki podsuwane przez Stwórców. Podczas czytania, gdy mogłam kątem oka zauważyć, że zbliża się koniec rozdziału, zasłaniałam zakładką ostatnie linijki tekstu, bo tak mnie kusiło, żeby zerknąć. Tym bardziej, że często właśnie pod koniec rozdziałów dzieje się coś niezwykłego, co nie pozwala przerwać lektury i każe czytać dalej.
Nie wiem, jak opisać moje uczucia po skończeniu książki. Zdradzę tylko, że nawet ostatnie strony nie przestają zaskakiwać. A gdy przeczytałam słowa z okładki: „Przetrwałeś Labirynt. Jesteś jednym z wybrańców. Ale czas prób jeszcze się nie skończył.”, czułam się jakbym naprawdę to ja brała udział w tych wydarzeniach. Niesamowita książka ! Mogę tylko niecierpliwie oczekiwać na kolejną część i mieć nadzieję, że dorówna pierwszej. Polecam !

                                  Z N A J D Ź   W Y J Ś C I E   A L B O    G I Ń.

Moja ocena: 10/10

niedziela, 25 grudnia 2011

"Igrzyska Śmierci" - Suzanne Collins


W dwunastu dystryktach należących do państwa Panem, powstałego na ruinach dawnej Ameryki Północnej, nic nie budzi większego lęku niż Głodowe Igrzyska. Bo co musi czuć osoba, której dziecko, siostra, brat, chłopak albo dziewczyna, zostaje wyznaczona do walki na śmierć i życie z 23 innymi uczestnikami w wieku od 12 do 18 lat? Z pewnością dla większości z nich tragedią byłoby, gdyby to oni znaleźli się na z góry przegranej pozycji. Niewielu ludzi zachowałoby się jak Katniss, która z miłości do siostry zgłasza się zamiast niej do udziału w igrzyskach. Odważna dziewczyna musi zmierzyć się z silniejszymi od siebie przeciwnikami, często od dzieciństwa szkolonymi po to, by zabijać. A także z chłopcem,  który uratował jej życie. Czy miłość może być sposobem na przetrwanie?
Gdy już znajdą się na arenie wszystkie chwyty są dozwolone. Zabijaj albo giń to właściwie żaden wybór. Nikt nie zamierza się poddawać. Każdy ma w swoim dystrykcie rodzinę, która na niego czeka, kibicuje ze wszystkich sił i będzie opłakiwać w razie śmierci. Trzeba więc walczyć, aż nie zginą wszyscy z wyjątkiem tego jednego zwycięzcy, dopóki okrutna gra się nie skończy. Cały jej przebieg jej przez kilka tygodni transmitowany na żywo w telewizji całego państwa, każdy krok trybuta jest śledzony przez kamery, każde słowo nagrywane i znane wszystkim mieszkańcom państwa Panem, każda śmierć jest wyłącznie kolejną atrakcją dla widzów.
Owe Głodowe Igrzyska to symbol nieograniczonej władzy Kapitolu, zarządzającego wszystkimi dystryktami i trzymającego w ręku ludzkie istnienia, gdzie nieznane jest pojęcie wolności słowa. To przypomnienie, że istniejąca sytuacja nigdy się nie zmieni, że ludzie nadal będą pracować ponad siły, żeby potem umierać z głodu. To ostrzeżenie, że karą za nieposłuszeństwo jest śmierć, a zdarzenie sprzed lat, gdy trzynaście dystryktów zbuntowało się przeciwko Kapitolowi, nie może się powtórzyć. To ofiara z ludzkich istnień.
„Igrzyska Śmierci”  to powieść antyutopijna, pierwsza część trylogii autorstwa Suzanne Collins, twórczyni cyklu „Underland Chronicles” oraz bajek, opowiadań i programów telewizyjnych dla dzieci. Pisarka wraz z rodziną mieszka w Connecticut. W marcu 2012 roku odbędzie się premiera ekranizacji powieści.
Akcja „Igrzysk Śmierci” toczy się bardzo szybko, ciągle dzieje się coś nowego, czytelnik nie ma czasu na nudę. Sytuacja zmienia się diametralnie, przynajmniej od chwili, gdy rozpoczyna się walka na arenie. A jednak czegoś mi brakowało, mianowicie uczuć. Więcej wiemy o tym, co dzieje się w opisywanym świecie niż w głowie bohaterki. Jednak po skończeniu lektury i długich przemyśleniach, doszłam do wniosku, że o to właśnie chodzi. „Igrzyska Śmierci” są pozbawione wszechobecnego w dzisiejszych czasach patosu. Katniss nie zachowuje się jak skrzywdzona przez los dziewczyna, która na każdej stronie książki będzie się nad sobą użalać, obnosić ze swoją rozpaczą, bezradnością i samotnością w świecie, gdzie stawką jest jej życie. Na kartach powieści Suzanne Collins nie znajdziemy złotych myśli, którymi raczyłaby nas główna bohaterka. To mądra dziewczyna, wie co jest naprawdę ważne. Ma w sobie siłę, by się nie poddawać, godnie przyjąć to, co ją czeka i w głębi serca, pomimo otaczającego ją zła, pozostać tą samą osobą. Przede wszystkim jednak kieruje nią miłość. Za wszelką cenę stara się nie zawieść ludzi, których kocha. Lektura skłania czytelnika do przemyśleń: ”Czy to, co zostało przedstawione jako literacka fikcja, aby na pewno nią jest ?”
Chciałabym móc napisać, że „Igrzyska” bawią i wzruszają. Ale to nie byłaby prawda. O tej historii można powiedzieć wiele. Owszem: szokuje, przeraża, skłania do refleksji, niekiedy doprowadza do łez. Ale na pewno nie bawi. To opowieść o okrucieństwie, śmierci, woli przetrwania i walce ze złem.
„Igrzyska Śmierci” polecam czytelnikom zainteresowanym powieściami przedstawiającymi katastrofalną wizję przyszłości i na długo zapadającymi w pamięć. Bo do takich powieści „Igrzyska” należą. Warto przeczytać. 

Moja ocena: 6/6



piątek, 23 grudnia 2011

Świąteczny stosik

          Oto mój pierwszy stosik. Niektóre książki należą do mnie, inne zostały pożyczone od znajomych lub z biblioteki. Wszystkie jednak czekają, abym się z nimi zapoznała :)




Od góry :
- "Drżenie" - Maggie Stiefvater: zakupione ostatnio w Empiku
- "Igrzyska śmierci" - Suzanne Collins: także świeży nabytek
- "Więzień labiryntu" - James Dashner: zakupiłam w księgarni internetowej za bon wygrany w      konkursie nakanapie.pl za który dziękuję :)
- "Cukiernia pod Amorem: Cieślakowie" - Małgorzata Gutowska - Adamczyk: jak wyżej
- "Hobbit, czyli tam i z powrotem" - J. R. R. Tolkien: lektura z biblioteki
- "Błękitnokrwiści" - Melissa De La Cruz: pożyczona od koleżanki
- "Inni" - Ewa Draga: z biblioteki
- "Crescendo" - Becca Fitzpatrick: także z biblioteki

                                                                      .....................


Życzę Wam wspaniałych, wesołych Świąt Bożego Narodzenia, spędzonych w rodzinnym gronie, dużo miłości, ciepła, prezentów pod choinką i wolnego czasu na czytanie :) 

                                         Merry Christmas everyone !





środa, 21 grudnia 2011

"Gone. Zniknęli. Faza trzecia: kłamstwa" - Michael Grant

              Wydawać by się mogło, że w Ekstremalnym Terytorium Alei Promieniotwórczej wreszcie zapanuje spokój. Ciemność zginęła, przysypana tonami skał w kopalnianej sztolni; głód został zażegnany, głównie dzięki działaniom Alberta i inteligencji Astrid; Caine i Diana odeszli, nie niepokojąc już mieszkańców Perdido Beach, a Sam, który zawsze ratował wszystkich z opresji i poświęcał się dla innych, został zwolniony z niełatwej funkcji przywódcy. Odtąd to Rada miała zajmować się utrzymywaniem spokoju w mieście i wprowadzaniem nowych praw. Być może doceni ona w końcu wysiłki Sama Temple, gdy przyjdzie jej zmierzyć się z trudną rzeczywistością.
              A jednak pojawiają się kolejne problemy. Nic dziwnego, w końcu to tylko ETAP. Na skutek działalności Ekipy Ludzi dowodzonej przez Zila, konflikt między odmieńcami a normalnymi nasila się. Pojawia się Prorokini, która przedstawia zrozpaczonym dzieciom możliwość ucieczki z ETAP-u i zasiewa w nich ziarnko nadziei. Jakby tego było mało, Ciemność znowu daje o sobie znać, opanowując kolejne umysły. Umarli budzą się do życia. I wreszcie, odradza się wywołująca największy lęk istota w ETAP-ie. 
             "Gone. Zniknęli. Faza trzecia: kłamstwa" to trzecia część serii fantastycznej autorstwa Michaela Granta. W planach jest 6 tomów, kolejny, piąty, ukaże się w kwietniu 2012 roku. W swoich książkach pisarz opisuje życie w niewielkim miasteczku, Perdido Beach, po tym, jak niespodziewanie znikają osoby powyżej 15 roku życia, a młodzież i dzieci zostają odcięci od świata za pomocą nieprzenikalnej bariery. Związek z katastrofą wydaje się mieć elektrownia jądrowa umiejscowiona w centrum ETAP-u. Jednak to nie wszystko. Zarówno u zamieszkujących miasto ludzi jak i u zwierząt żyjących na okolicznych obszarach, następują różnego rodzaju mutacje, dające nadprzyrodzone umiejętności.
              Powieść Michaela Granta pochłania się w zastraszającym tempie. Być może jest to zasługa tego, że akcja stale przenosi się w czasie i przestrzeni, między różnymi bohaterami, a każde z nich ma inną osobowość i sposób postrzegania otaczającego świata. Po lekturze pierwszej części wydali mi się oni trochę za bardzo wyidealizowani, jednak z biegiem czasu to się zmienia, każdy ma wady i popełnia mniejsze lub większe błędy. Nie ma podziału na czarne i białe, na postacie całkowicie dobre i złe (może z drobnymi wyjątkami, ale czarne charaktery też muszą być). Fabuła powieści jest bardzo ciekawa, wielowątkowa, stopniowo zmierza do punktu kulminacyjnego, będącego tylko zachętą do lektury kolejnej części. Nie wszystkie zagadnienia znajdują rozwiązanie. Gorąco polecam osobom lubiącym tematykę fantastyczną, książka jest naprawdę ciekawa i godna uwagi.

Moja ocena: 6/6

piątek, 16 grudnia 2011

"Cukiernia pod Amorem. Zajezierscy" - Małgorzata Gutowska- Adamczyk


„Cukiernia pod Amorem” zabiera czytelnika w niezwykłą podróż. W podróż do nie tak znowu odległej, aczkolwiek nieznanej nam epoki. Historia ta ma swój początek, a może raczej koniec, zależy czy patrzeć z perspektywy poznawania losów kolejnych bohaterów czy też może zgodnie z chronologią zdarzeń, w przytulnym i tętniącym życiem zakładzie cukierniczym Hryciów. W tym klimatycznym miejscu już z samego rana gromadzi się tłum klientów, głodnych i niecierpliwie czekających na któreś z tutejszych wyrobów, wśród których prym wiodą wyśmienite jagodzianki. Mury ponad stuletniej kamienicy, w której umiejscowiona jest cukiernia niejedno już widziały i były świadkami zdarzeń, których, choć z pewnością by nas zaintrygowały, nigdy nam nie zdradzą.
W tej kwestii musimy liczyć na autorkę, która kawałek po kawałku, snuje opowieść o mazowieckich rodach zamieszkujących okolice malowniczego miasteczka Gutowo. Pisarka widocznie lubi trzymać czytelników w niepewności, gdyż w pełni nie zaspokaja ciekawości a jedynie dawkuje prawdę, pozostawiając nas z pytaniami bez odpowiedzi. Od czego jednak mamy wyobraźnię? Do czasu sięgnięcia po kolejna część sagi musimy zadowolić się swoimi domysłami, a dopiero po zapoznaniu się z nią będziemy mogli stwierdzić, czy były one słuszne.
Wraz z bohaterami powieści przenosimy się do innej epoki, bardzo realistycznie zobrazowanej przez pisarkę.  To, co znajdziemy na kartach powieści, może okazać się dla nas sporym zaskoczeniem. Choć przed lekturą życie XIX-wiecznych mieszkańców Mazowsza może wydawać się nieciekawe i monotonne, są to tylko pozory, a po przeczytaniu „Cukierni pod Amorem” zmienimy pogląd na tę sprawę. Zawsze myślałam, że życie ludzi w czasach, w których rozgrywają się wydarzenia opisane w książce, nie było zbyt skomplikowane ani urozmaicone. W moim wyobrażeniu głównym zajęciem chłopów była praca w polu i gospodarstwie, co może nie odbiegało bardzo od rzeczywistości. Natomiast jeśli chodzi o szlachtę całkowicie się myliłam. Sądziłam, że mieszkańcy dworków wiedli sielskie życie, polegające na przesiadywaniu w ogrodzie i czytaniu wierszy w cieniu jabłoni czy też wieczorami grze na pianinie przed gronem słuchaczy. Od czasu do czasu urozmaiceniem miał być bal czy polowanie. Błąd. Małgorzata Gutowska – Adamczyk uświadomiła mi, że sprawa przedstawia się zupełnie inaczej.
Zarówno kobiety jak i mężczyźni, których losy ukazano na kartach powieści, wielokrotnie zmuszeni byli do podejmowania trudnych decyzji. Ich wybory nie zawsze były trafne, często popełniali błędy, które miały znaczący wpływ na ich późniejsze życie. Czy było szczęśliwe zależało od nich samych. I choć nie wszystko można naprawić, stawali się coraz mądrzejsi i na tyle silni, by móc stawić czoła przeciwnościom losu. Nie wiem, czy potrafiłabym zmierzyć się z rzeczywistością, w której żyją mieszkańcy Gutowa i okolic, opisani na kartach powieści oraz z problemami, które dotykają ich na każdym kroku, nie dając czasu za zaczerpnięcie powietrza przed kolejnym nieszczęściem. W XIX wieku los nie obchodził się z kobietami zbyt łaskawie. Wbrew pozorom, to one były głową rodziny, zarządzały majątkami ziemskimi, nadzorowały niesforną służbę, wychowywały dzieci i zajmowały się bieżącymi sprawami. Niejednokrotnie poświęcały się działalności charytatywnej i wspomagały ubogich. Mimo takiego natłoku obowiązków często nie były docenione, nawet przez swoich mężów.
Natomiast wiem jedno – dawno nie czytałam książki, która tak by mnie oczarowała jak „Cukiernia pod Amorem”. W miarę zagłębiania się w fabułę jej magnetyczne przyciąganie dawało o sobie znać coraz bardziej. W końcu całkowicie i nieodwołalnie zatonęłam w lekturze. Przepadłam wśród opowieści o wielkich, często niespełnionych miłościach, małżeństwach nie z wyboru młodych a rodziców, o życiu zarówno w dworkach szlacheckich  jak i klasztorach, o ucieczkach w daleki, być może lepszy świat. Przepadłam wśród opisów dawnych obyczajów, legend, zabobonów i czarów. W świecie tajemnic i niedopowiedzeń,  gdzie intryga goni intrygę, a rodowe tragedie przeplatają się z chwilami szczęścia, z przewagą tych pierwszych. Przepadłam wśród historii opowiedzianych przez „Cukiernię pod Amorem”.
Małgorzata Gutowska – Adamczyk jest absolwentką Wydziału Wiedzy o Teatrze warszawskiej Akademii Teatralnej. Autorka kilku powieści, laureatka nagrody „Książka roku 2008” za jedną z nich – „13. Poprzeczną”. Obecnie mieszka wraz z rodziną w Warszawie – Aninie. Największą popularność zyskała napisana przez nią trzytomowa saga „Cukiernia pod Amorem”. Jest to saga obyczajowa, gdzie w tle codziennych zmagań zwyczajnych ludzi z rzeczywistością przewijają się znaczące dla naszego kraju wydarzenia historyczne, wiernie opisane przez autorkę. Akcja powieści nieustannie przenosi się między XIX a XX wiekiem, od jednych wątków do kolejnych, między historiami życia kilku pokoleń bohaterów. Taki zabieg wzbudza zainteresowanie czytelnika i nie pozwala się od książki oderwać. Także styl pisania i piękna polszczyzna są miłą odmianą wśród współczesnej literatury.
Cała gama barwnych postaci wykreowanych przez pisarkę została stworzona ku satysfakcji czytelnika, który nie może narzekać na brak różnorodności czy nijakość bohaterów. Charakterne kobiety i często ulegający im mężczyźni, czarownice hołdujące starym praktykom i postępowe szlachcianki, diablice zniewalające swoją upartością i zaletami ciała czy tez anioły obdarzone nieziemskim głosem, wszystko to znajdziemy na kartach powieści.
Jednak  saga Małgorzaty Gutowskiej intryguje nie tylko wciągającą historią, która jest zarazem pięknie oprawiona w słowa. W przypadku tej powieści na uwagę zasługuje także okładka, która przyciąga wzrok i zachęca do zapoznania się z tym, co  pragnie nam opowiedzieć „Cukiernia pod Amorem”. Można nawet stwierdzić, że oprawa książki w pełni oddaje jej charakter : zieleń przywodząca na myśl nadzieję, ciszę i uspokajającą atmosferę mazowieckich posiadłości i okolic, klimatyczna cukiernia z rozmaitymi specjałami w oknie wystawowym i nastrój tajemnicy. Co nas czeka za jej drzwiami? Żeby się tego dowiedzieć wystarczy znaleźć trochę czasu i wstąpić do środka. Usiąść przy stoliku pod oknem z jagodzianką w ręku, potem może obejrzeć porozwieszane na ścianach przedwojenne zdjęcia Gutowskiego rynku. Poznać właściciela zakładu, Waldemara i jego córkę, Igę, stojącą za lada w pięknej sukni i z peruką na głowie. Pewnie wkrótce się dowiesz, że to z okazji hucznie obchodzonych tutaj Dni Gutowa. A gdy dziewczyna opowie ci historię pierścienia, już Cię nie ma, a przynajmniej duchem. Teraz jesteś w innym świecie i tak szybko nie powrócisz. 

Moja ocena: 6/6


wtorek, 13 grudnia 2011

"Mężczyzna w brązowym garniturze" - Agatha Christie


Recenzja, którą zamierzam dzisiaj dodać jest już dość stara, bo napisałam ją kilka miesięcy temu. Nie ma to chyba jednak większego znaczenia, bo sama książka to nie żadna nowość wydawnicza, a kryminał autorki, o której słyszał każdy - Agathy Christie.
                                       ...
Przerażony mężczyzna ginący w niewyjaśnionych okolicznościach pod kołami pociągu. Zamordowana kobieta odnaleziona w przeznaczonej do wynajęcia posiadłości nad Tamizą. Drogocenne diamenty skradzione w Afryce z pilnie strzeżonego miejsca. Oskarżeni o kradzież eksploratorzy z Ameryki Południowej, po których słuch zaginął podczas wojny. I tajemniczy Pułkownik, o którym mówią wszyscy, lecz którego nie zna nikt.
Co okaże się elementem łączącym wszystkie kawałki układanki? Oczywiście oprócz postaci Anny Beddingfeld, poszukującej wielkiej przygody. Czy nie zatęskni za normalnością gdy to, czego szukała, samo do niej przyjdzie? Jej życie wykona obrót o 180 stopni, niejednokrotnie narażając na szwank zdrowie bohaterki. Jednak to, czy los zawsze będzie obchodził się z nią łaskawie, pozostaje niewiadomą. Na własne życzenie młoda kobieta znajdzie się w wirze niebezpiecznych zdarzeń. Od tego czasu nic już nie będzie takie samo.
Anna Beddingfeld, entuzjastka wszelkiego rodzaju wyzwań i niebezpieczeństw, marzy o wyrwaniu się z małej wioski i wyruszeniu w szeroki świat. Jej pragnienie spełnia się po śmierci ojca, znanego profesora archeologii, który nie pozostawia jej zbyt wielu funduszy. Nieustraszona dziewczyna, natrafiając w Londynie na ślad wielkiej tajemnicy, stawia wszystko na jedna kartę i wydając ostatnie oszczędności wypływa w rejs do Afryki Południowej.
„Mężczyzna w brązowym garniturze” to jedna z pierwszych powieści kryminalnych Agaty Christie, najbardziej znanej na świecie autorki, której książki przetłumaczono na 45 języków świata. Jej dorobek przedstawia się równie imponująco- to prawie 100 powieści kryminalnych, obyczajowych i zbiorów opowiadań. Pierwszą książkę Christie napisała w wieku 30 lat, ostatnią w roku śmierci.
Powieść „Mężczyzna w brązowym garniturze” czyta się jednym tchem. Spójna fabuła, szybko następujące po sobie wydarzenia i niespodziewane zwroty akcji powodują, że trudno jest oderwać się od perypetii bohaterów. Dodatkowe emocje przynosi uważne śledzenie wszystkich poszlak i analizowanie zachowań podejrzanych, w celu wcześniejszego niż główna bohaterka odpowiedzenia na nasuwające się pytanie: „Kto jest winny?”. Mnie bardzo zaskoczyło zakończenie, zupełnie się nie spodziewałam takiego obrotu sprawy. Byłam nawet trochę rozczarowana, że moje podejrzenia się nie sprawdziły, ale na pewno sięgnę po kolejną książkę tej autorki, może wtedy się uda. To jest właśnie zaleta powieści Christie- nie są one w żadnym stopniu przewidywalne i za każdym razem zaskakują. Język posiada charakterystyczne słownictwo, znamionujące ubiegły wiek, jednak nie przeszkadza to zupełnie w zagłębianiu się w fabułę.
Bardzo podobały mi się postacie wykreowane przez pisarkę. Każda posiada zupełnie inne cechy i osobowość. Niektóre od początku budzą naszą niechęć, inne sympatię. Komizm pewnych postaci powoduje, że mimo ich całkowitego braku poczucia humoru potrafią nas rozbawić. Przykładam jest Guy Pagett, niedostrzegający żadnych ironii, biorący wszystko na poważnie, idealny, pracowity i uczciwy sekretarz, doprowadzający swoimi przymiotami do pasji nieidealnego przełożonego.
Według mnie książka była naprawdę dobra. Agata Christie jak zwykle po mistrzowsku stworzyła niebanalną historię, w której umieściła wyjątkowych na swój sposób bohaterów. Powieść z pewnością spodoba się wielbicielom talentu pisarki oraz fanom kryminału.
Przesłaniem niesionym przez tę historię jest: „Nie wszystko jest takim jakim się wydaje”. Często kierujemy się pozorami, co nie okazuje się mieć dla nas dobrych skutków. Ludzie, którzy rzekomo stoją po naszej stronie mogą robić to dla własnych korzyści. Dlatego trzeba sięgać głębiej, pod skorupę pozytywnej powierzchowności, by ocenić, co jest dla nas naprawdę dobre. I tym należy się kierować. 

Moja ocena: 4/6


poniedziałek, 12 grudnia 2011

And the only solution was to stand and fight. "Intruz" - Stephenie Meyer

                 Pewnie wielu z Was miało w rękach, a pewnie także przeczytało w całości książkę, o której będzie mowa w tej notce. Zdaję sobie sprawę, że raczej nie będę oryginalna publikując jej recenzję, ale ta pozycja naprawdę mi się spodobała, a że w związku z tym miałam wenę i chęci, wyszło jak wyszło.
                                                    ...
                  Nikt nie spodziewał się, że tak może wyglądać przyszłość Ziemi. Że nie będzie żadnej wielkiej katastrofy, na skutek której nasza planeta przestanie istnieć we wszechświecie. Nie nastąpi też zagłada ludzkości spowodowana naturalnym biegiem rzeczy, wyczerpaniem się zasobów ziemskich ani Sądem Ostatecznym. A jednak wszystko ulegnie całkowitej zmianie.

                Czy może byś coś gorszego niż koniec świata? Zapewne tak, jeśli uznamy za przerażającą perspektywę całkowitej utraty kontroli nad swoim życiem. Bo kto chciałby zostać opanowanym przez nieznanego wroga? Być zepchniętym w najdalsze zakamarki swojego umysłu, nie mieć władzy nad ciałem, sterowanym przez kogoś innego i możliwości podejmowania decyzji? Ciężko jest wyobrazić sobie wspólną egzystencję dwóch osobowości. A jednak taka rzeczywistość spotyka Melanie i Wagabundę - człowieka i duszę. Musi byś trudno dzielić wszystkie uczucia, myśli i wspomnienia z kimś, kogo się nienawidzi. Tym bardziej, że taka sytuacja w ogóle nie powinna mieć miejsca, a coś wymyka się spod kontroli.

                Stephenie Meyer to znana na świecie pisarka. Sławę zawdzięcza przede wszystkim sadze "Zmierzch", bardzo popularnej wśród młodych czytelników. Autorka ukończyła literaturę angielską na Brigham Young University. Obecnie wraz z rodziną mieszka w Arizonie. Powieść z gatunku fantastyki zatytułowaną "Intruz", w przeciwieństwie do swoich poprzednich dzieł, przeznaczonych głównie dla młodzieży, napisała z myślą o dorosłych czytelnikach.

                Na tle historii o wampirach, aniołach i wielkich miłościach, którymi czytelnicy są obecnie zasypywani przez rynek książek, "Intruz" pozytywnie się wyróżnia. Jest to coś świeżego i zaskakującego w dzisiejszej literaturze. Meyer miała dobry pomysł, a jego wykonaniu także nie potrafię nic zarzucić. Chciałabym znaleźć i przedstawić jakieś wady, bo przecież wszystko ma swoje słabe strony. Ale nie mogę. Może nie ma takowych albo to ja ich nie dostrzegam, pozostawiam to do oceny czytelnikowi.

                Gdy już rozpoczęłam swą przygodę z "Intruzem", z trudem przerywałam czytanie, by znaleźć czas na takie prozaiczne czynności jak na przykład jedzenie czy spanie, które tylko przeszkadzały mi w zagłębianiu się w fabułę. Z ręką na sercu mogę przyznać, że książka zrobiła na mnie duże wrażenie. Przypadły mi do gustu i niezwykła historia, rozwój akcji i bohaterowie, do których się przywiązałam, jeśli można tak powiedzieć co do postaci fikcyjnych. Cieszyłam się z ich sukcesów, wzruszałam podczas wyjątkowo dramatycznych scen, martwiłam, gdy coś szło źle. Wszystko to działo się przez 500 kart powieści, może nie jest to mało, ale czyta się łatwo i przyjemnie. Żałowałam, że to już koniec. Szczerze polecam "Intruza" czytelnikom, którzy lubią być stale zaskakiwani i nie tolerują nudy oraz osobom szukającym oryginalnej i nieszablonowej pozycji wśród współczesnej literatury.

Moja ocena : 5+/6


Florence And The Machine  - Only if for a night
http://www.youtube.com/watch?v=MkJK2KVFsi0  


Udanego popołudnia!


niedziela, 11 grudnia 2011

Round my hometown memories are fresh. "Błękit szafiru" - Kerstin Gier

      Pierwsza recenzja w życiu bloga będzie dotyczyła niedawno przeze mnie przeczytanej książki Kerstin Gier - "Błękit szafiru", która swoją premierę miała w październiku bieżącego roku. Jej kontynuacja, trzecia już część trylogii czasu, tj. "Zieleń Szmaragdu", ukaże się wiosną 2012. Jest to jedna z tych pozycji przyszłego roku, na które niecierpliwie oczekuję.

Podróże w czasie wydają się ciekawym urozmaiceniem codziennego życia i odskocznią od rzeczywistości. Sprawy jednak trochę się komplikują, gdy dobra zabawa zmienia się w walkę o przetrwanie. Trzeba uważać, żeby nagle, podczas lekcji historii, nie przenieść się do XIX-wiecznej Anglii, wzbudzając tym konsternację wśród uczniów. W końcu umiejętność znikania ot tak, bez wyraźnego powodu, do popularnych nie należy. A niesfornej szkolnej młodzieży raczej się nie wytłumaczy, że podróżników w czasie jest aż 12, że istnieje urządzenie zwane chronografem "napędzane" krwią, że Newton i nie tylko on chciał ujawnić wielką tajemnicę. Poza tym, trzeba dbać o maniery. I właściwy strój. A to kapelusz w stylu "wronie gniazdo", kolorowe rajstopy, fraki czy też suknia w kratę do kostek. Obowiązuje odpowiednia długość, byle się nadmiernie nie obnażać. Im więcej kolorów tym lepiej, zwłaszcza w wesołej epoce "rokoko". A co do manier, to sprawa priorytetowa. Przykładaj się do lekcji Giordano, bo napytasz sobie biedy. Jeśli mistrz ma rację, a nie bez powodu nosi ten tytuł, to za zły ukłon czy też dygnięcie w zależności od płci, machnięcie wachlarzem w niewłaściwą stronę albo nadepnięcie komuś na stopę podczas tańca już możesz byś skrócony o głowę. Etykieta obowiązuje zawsze i wszędzie. Przede wszystkim jednak trzeba uważać podczas eskapad w przeszłość na znanych czy też nieznanych osobników, którzy czyhają na Twoje życie. Z jeszcze nieodkrytych powodów próbują Cię zabić na wszelkie możliwe sposoby, więc jeśli nie potrafisz dobrze władać szpadą radzone jest salwowanie się ucieczką.
Taka niebezpieczna rzeczywistość dotyczy Gwendolyn, której w ciągu zaledwie paru dni zmienił się cały świat. Bo posiadając gen nie można już żyć jak dawniej, oddając się bezsensownym zajęciom. Trzeba poświęcić się sprawie i starać objawić tajemnicę. Z nieocenioną pomocą przystojnego Gideona.
Kerstin Gier to niemiecka pisarka, która stała się znana dzięki "Trylogii czasu". Nie jest to jednak jej debiut, w Polsce wydano jedną z jej wcześniejszych książek, "Z deszczu pod rynnę". Jej powieść z gatunku fantastyki, "Błękit szafiru", to kontynuacja bardzo dobrze przyjętej przez czytelników "Czerwieni rubinu".
"Błękit szafiru" to magiczna opowieść, od której nie można się oderwać, a przynajmniej nie z własnej woli. Za zasługą prostego w odbiorze języka czyta się, a właściwie pochłania, bardzo szybko i przyjemnie. Świetna historia doprawiona szczyptą humoru i ciekawymi postaciami. A akcja powieści rozgrywa się w klimatycznym Londynie. Niekiedy bawi, innym razem wzrusza swoją romantycznością. Wspaniała przygoda na jeden wieczór, chyba że uda nam się powstrzymać i zostawić część lektury na dzień następny. Gorąco polecam wszystkim czytelnikom, gdyż nie ma określonej grupy osób, którym "Błękit szafiru" przypadnie do gustu. Trzeba przekonać się samemu.

Moja ocena: 5/6


Niesamowicie mi tutaj pasuje Adele i "Hometown Glory" : Londyn !
http://www.youtube.com/watch?v=BW9Fzwuf43c&feature=player_embedded&noredirect=1

Nie wystarczą mi książki, muzyką też muszę się dzielić :D Miłego dnia ! :)

Narodziny bloga

Witajcie ! Postanowiłam zamieszczać tutaj moje opinie na temat przeczytanych przeze mnie książek, a czytam naprawdę sporo, oraz ich recenzje. Mam nadzieję, że nie będę cierpiała na chroniczny brak czasu tudzież mój pomysł nie popadnie w zapomnienie, i że będę co jakiś czas umieszczać kolejne notki. Pierwszą dodam wkrótce. Mam nadzieję, że blogowanie okaże się miłym pożeraczem czasu :)