poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Światła września - Carlos Ruiz Zafon



Po śmierci męża pani Sauvelle wraz z dziećmi nadal mieszkała w Paryżu, ale poziom ich życia stale spadał, gdyż rodzina tonęła w długach. Najpierw dzięki staremu przyjacielowi otrzymali skromne mieszkanie w zamian za pomoc Doriana w posyłkach. Z czasem pojawiła się dużo lepsza oferta: zamożny fabrykant zabawek, Lazarus Jann, oferował pani Sauvelle pracę polegającą na zarządzaniu jego posiadłością. Trzyosobowa rodzina przeniosła się więc z dala od Paryża i przykrych wspomnień do małego miasteczka, Błękitnej Zatoki, gdzie zamieszkali w domu na klifie. Matka Doriana i Irene rozpoczęła pracę, dzieci zaczęły się aklimatyzować i poznawać przyjaciół. Pozorny spokój zburzyło morderstwo, które było tylko zwiastunem nadciągających wydarzeń. 

„Światła września” to kolejna powieść Zafona skierowana do młodego czytelnika, choć wyraźnych ograniczeń wiekowych nie ma. Akcja powieści rozgrywa się w pierwszej połowie XX wieku we Francji, w miasteczku Błękitna Zatoka. Głównym motywem jest historia sprzed lat, mająca wszelkie cechy wątku nadprzyrodzonego. Upiorne mechaniczne zabawki, wielki romans i bardziej współczesna miłość pomiędzy dwojgiem nastolatków, na tych elementach w głównej mierze opiera się fabuła. Niebagatelną rolę odgrywają młodzi ludzie, którym przyjdzie ocalić bliskich przez wielkim niebezpieczeństwem ze strony nadprzyrodzonych sił, mających we władaniu rezydencją Lazarusa. Czy w historii o latarni i topielicy kryje się ziarenko prawdy?

Pierwszym moim spotkaniem z Zafonem była „Marina”, która kompletnie mnie oczarowała. To się nazywa genialna książka, do dziś bardzo miłą ją wspominam i polecam wszystkim. Później przyszła pora na kolejne tytuły z dorobku autora, głównie te młodzieżowe. Kiedyś próbowałam czytać bodajże „Cień wiatru”, ale niestety już początek mnie znudził i książkę porzuciłam. Poznałam jednak „Księcia mgły”, „Pałac północy”, a teraz „Światła września”. I coraz wyraźniej zauważałam to, przed czym inni już wcześniej ostrzegali – Zafon lubi się powtarzać. Bardzo mnie to rozczarowało, ale niestety taka jest prawda, wszystkie jego książki są oparte na tych samych schematach: zawsze dwoje nastolatków przeciwnej płci, którzy się w sobie zakochują i muszą razem pokonywać przeciwności, często zostają brutalnie rozłączeni, ale pamięć o ich miłości trwa latami. 

Tym razem zakochaną parą byli Irene i Ismael. Po raz kolejny dziewczyna była bardziej rezolutna i interesująca, z kolei chłopiec wydał mi się nieco dziecinny, ale w powieściach Zafona zawsze odnoszę to samo wrażenie. Ciekawiej by było poczytać o starszych, dojrzalszych bohaterach. Innym powtarzalnym motywem jest oczywiście jakaś mroczna, magiczna historia. Tym razem chodziło o fabrykanta zabawek i jego przeszłość, która wraca niczym złowrogi bumerang, gotowy za jeden dawny błąd zrujnować całe życie Lazarusa i jego przyjaciół. Wiecie, za pierwszym razem to było fascynujące. Ale czytać po raz czwarty inną, ale bardzo podobną i opartą na tej samej zasadzie historię, to już lekka przesada. Ostatnie 50 stron, które powinny być najbardziej fascynującą i wciągającą częścią, po prostu porzuciłam, bo nie czułam potrzeby poznania zakończenia. Wróciłam do nich dopiero po miesiącu, bo nie lubię zostawiać książek niedokończonych, tylko to mną powodowało.

Bardzo żałuję, że ta książka mnie znudziła, ale naprawdę schematyczności i powtarzalności nie mogę ścierpieć. Tym większa szkoda, bo Zafon ma ogromny talent do sprawnego posługiwania się piórem. Jego styl jest wybitny, potrafi tworzyć barwne, realistyczne opisy i czarować słowem. W jego powieściach powtarza się mroczny klimat, jednak nawet on potrafi się przejeść, gdy już wiemy czego się spodziewać. Jedyną zaletą „Świateł września” jest to, że nie wiemy, czy tym razem zakończenie będzie tragiczne, czy może autor pójdzie w stronę happy endu. Ale na tym i doskonałym, przyjemnym dla duszy języku zalety się kończą. Chciałabym, żeby Zafon wymyślił coś zupełnie innego i przestał bazować na tych samych elementach. Wtedy mogłabym liczyć na świetną lekturę, ale po tej jestem bardzo rozczarowana. Nie polecam, chyba że jako pierwsze spotkanie z autorem.

Moja ocena: 5/10

14 komentarzy:

  1. Ja jeszcze nie przeczytałam żadnej książki autora, ale na półce czeka już na mnie "Pałac północy". A co do "Cień wiatru" o której wspomniałaś, to moja siostra ją czytała. Mówiła, że na początku jest trochę nudna, a potem czytała z zapartym tchem ;)
    Zobaczymy, czy mnie akurat spodoba się styl pisania Zafona. Jeśli tak, to pewnie i "Światła września" przeczytam.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja bardzo lubię książki tego autora. Też zauważyłam, że działa on pewnych schematem, ale mi to nie przeszkadza. Tę książkę napewno przeczytam

    OdpowiedzUsuń
  3. To ja w takim razie sięgnę po Marinę, a Światła Września odpuszczę...

    OdpowiedzUsuń
  4. Już prawie ta książka trafiła w moje ręce, ale jakoś zniechęciłam się po Twojej ocenie. Może kiedyś ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten autor za mną chodzi, ale jeszcze trochę czasu minie zanim po niego sięgnę :D

    OdpowiedzUsuń
  6. ja szablonowości nie lubię nigdy (a może zawsze? nie jestem pewna jak to poprawnie powiedzieć), a już zwłaszcza w dziełach jednego autora. co prawda nie czytałam jeszcze żadnej książki Zafona, ale inna sprawa, że niezbyt ciągnie mnie do jego twórczości. jeśli już, to zacznę od "Mariny" - poleciła mi ją jedna osoba ;3

    OdpowiedzUsuń
  7. Szkoda, że tak słabo, bo książkę tę posiadam :/

    OdpowiedzUsuń
  8. Cały czas sobie obiecuję, że zapoznam się z twórczością tego autora, bo wszyscy tak chwalą, ale nie spodziewałam się, że ten tytuł jest taki słaby! Dobrze wiedzieć, zacznę od Mariny ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Że tak powiem, z "młodzieżowych" książek Zafona nie czytałam jeszcze ani jednej, ale zamierzam. Szkoda, że nie podobał Ci się początkowo Cień wiatru - trzeba było poczytać dalej, być może piękna Barcelona, wyśmienity styl i zagadkowa historia by Cię oczarowały - bo mnie urzekły, zarówno w tej, jak i Grze anioła. Więzień nieba średnio mi przypadł do gustu, to już trochę inne Zafonowskie pióro.

    OdpowiedzUsuń
  10. Czytałam i mi książka podobała się odrobinę bardziej niż Tobie. Schematyczność może i była, ale czy mi przeszkadzała? Raczej nie. Od "Świateł września" oczekiwałam wciągającej książki, która będzie mi się podobała tak jak "Cień wiatru". I taką książkę przeczytałam. Z tą różnicą, że "Cień wiatru" był trochę lepszą powieścią.

    OdpowiedzUsuń
  11. w końcu jakaś bratnia dusza w blogosferze ! :D Też jestem zakochana w "Marinie" mimo że czytałam jakiś czas temu do dziś jestem nią zachwycona ! A "światła września" niestety też mnie nie zachwyciły.

    OdpowiedzUsuń
  12. A mi się ta książka średnio się podobała, zdecydowanie wolę poważniejszego Zafona i jego rodzinę Sempere :) A za najlepszą książkę uważam Więźnia nieba - długo nie zapomnę tej historii!

    OdpowiedzUsuń
  13. Zafona bardzo sobie cenię... Ale skoro ta, jego książka słabsza, to zostawię ją sobie na koniec ;)

    OdpowiedzUsuń
  14. A ja z chęcią po nią sięgnę, mimo że Zafóna już trochę znam. Myślę, że mnie akurat nie znudzi, poza tym jego styl i atmosfera zupełnie mi wystarczają (o dziwo!). :)

    OdpowiedzUsuń