Do bram zamku zbliża się dwóch jeźdźców, ojciec i córka.
Oboje zmęczeni, zakurzeni i zlani potem z powodu panującego upału. To Lord
Obrońca Moorehawke i jego córka Wynter. Po dziesięcioletniej podróży na odległą
Północ, gdzie wciąż nie wykazuje się żadnej tolerancji wobec innej wiary czy
poglądów, powracają do domu. W Królestwie zawsze żyło się lepiej niż w
otaczających krainach, a to wszystko dzięki dobremu i sprawiedliwemu królowi i
zaniechaniu przez niego okrutnych praktyk, które w innych miejscach wciąż są na
porządku dziennym. Jednak okazuję się, że podczas nieobecności Wynter i Lorcana
sporo się pozmieniało. Pierwsze oznaki są subtelne: nie wolno rozmawiać z
kotami i należy udawać, że duchy nie istnieją. Potem pojawiają się klatki, w
których zamyka się ludzi, okrutne tortury dla wrogów. Król wydaje się być
zupełnie innym człowiekiem, nie liczy się dla niego nic, ani rodzina, ani
przyjaciele. Jego syn Alberon, prawowity następca tronu musiał uciekać z Królestwa
przez zemstą ojca, a ciemnoskórego syna z nieprawego łoża czeka los, który był
szykowany dla jego brata… Nikt nie ma pojęcia co powoduje królem, dość jednak
powiedzieć, że zbliżają się czasy, jakich żaden mieszkaniec Królestwa wolałby
nigdy nie dożyć.
Już po zarysie można się zorientować, że Trylogia Moorehawke
to standardowe fantasy spod znaku magii i miecza. Literacki debiut Celine
Kiernan należy do gatunku, po który nie sięgam zbyt często. Jak sprawdził się
„Zatruty tron”, czyli pierwsza część trylogii, w której walka o władzę stawiana
jest ponad wszystkie inne wartości, a każdy kto choć trochę się w tej grze
liczy, musi przywdziewać na twarz dworską maskę? Jeśli pokażesz co naprawdę
myślisz i czujesz, zginiesz. Kiedyś mogłeś być szczęśliwy, mieć przyjaciół,
ufać swojej rodzinie i wierzyć, że przynajmniej w tym Królestwie istnieje dobro
i tolerancja. Ale tamte czasy minęły, a król skrywa tajemnicę, która wszystkim
pazurami stara się wydrzeć na wolność. Jak bardzo jest przerażająca i ile
istnień może pochłonąć? Czego ludzie obawiają się na tyle, by bać się to
nazwać? Duchy o morderczych skłonnościach to w tej chwili najmniejszy problem.
Nie zadawaj zbyt wielu pytań, chroń ludzi, których kochasz i uciekaj jak
najdalej się da.
Początek książki to około 100 stron przynudzania. Nasza
główna bohaterka nadzwyczaj dużo rozmyśla, zamartwia się, i rozpacza. A to
dawny przyjaciel inaczej na nią spojrzał, a to ma jakiś mgliste podejrzenia.
Sporo opisów spożywania posiłków i wędrowania korytarzami, czyli
pseudo-mrocznych i tajemniczych zdarzeń. Rodzą wiele pytań, to nic, że
odpowiedzi na nie niewiele nas obchodzą. Tą część książki czytałam przez jakieś
półtora miesiąca, ale zawsze mogło być gorzej. Chciałam skończyć książkę, ale
myśl, że zostało mi jeszcze około 300 stron mnie osłabiała. Cechuje mnie jednak
odwaga i chęć podejmowania trudnych wyzwań, więc ponownie po „Zatruty tron”
sięgnęłam, z zamiarem doprowadzenia sprawy do końca. Przerwa w lekturze chyba dobrze mi zrobiła, bo
początkowa niechęć przerodziła się w zaciekawienie. Nie wiem dlaczego tak się
stało, może wcześniej nie byłam w odpowiednim dla tej książki nastroju? W
każdym razie czułam się, jakby to była zupełnie inna powieść.
Niby akcja nie mknie jak szalona naprzód, ale ma miejsce
sporo drobnych i różnorodnych epizodów. A co najważniejsza, robi się groźnie i
tajemniczo! Na dworze roi się od intryg, nikomu nie można zaufać. Wynter musi
okłamywać nawet własnego ojca, swojego najlepszego przyjaciela, ale i on zdaje
się mieć przed nią przerażające sekrety, które dzieli wraz z królem… Poza tym w
powieści stopniowo rozwija się wątek miłosny, który bardzo przypadł mi do
gustu, gdyż był subtelny i drugoplanowy. Uczucie zdawało się być bezpieczną
przystanią i zaczerpnięciem oddechu przed ponownym wkroczeniem w mroczny świat
tajemnic i kłamstw. Mam za to sporo zastrzeżeń co do bohaterów. Właściwie
spośród całej gamy postaci polubiłam tylko Christophera, za jego charakterek,
niewyparzony język i w gruncie rzeczy dobre serce. Ciekawy był też Lorcan,
ojciec Wynter, za to sama dziewczyna bardzo mnie denerwowała, szczególnie na
początku książki. Mogę mieć tylko nadzieję, że coś z niej jeszcze będzie…
Pozostali bohaterowie są ledwo zarysowani i mało realni, to tylko figurki w
świecie książki.
Początek książki, czyli około 100 pierwszych stron, był dla
mnie katorgą. Nuda, przewidywalność i brak wciągających, znaczących zdarzeń.
Jednak w miarę rozwoju akcji „Zatruty tron” zrobił zwrot o 180 stopni. Wreszcie
pojawiły się intrygi, a nie tylko ich blade przebłyski, a akcja zaczęła zdążać
w konkretnym kierunku. Wraz z narodzinami wątku miłosnego książka zaczęła
naprawdę mi się podobać i z ciekawością śledziłam dalsze losy Wynter, Christophera
i Raziego. Oceniam 6/10 ze względu na niefortunny początek, ale druga połowa to
zapowiedź czegoś lepszego, więc liczę na to, że kontynuacja pobije swoją
poprzedniczkę.
Moja ocena: 6/10
Trylogia Moorehawke:
1. Zatruty tron
2. Królestwo cieni
3. Zbuntowany książę
Mam tę książkę na swojej półce i na pewno niedługo się za nią zabiorę.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że bardziej mi się spodoba;)
Bardzo fajna recenzja :-) Chyba spróbuję namierzyć tę książkę i przeczytać, brzmi to wszystko ciekawie
OdpowiedzUsuńMuszę po nią sięgnąć
OdpowiedzUsuńKocham tą trylogię :D
OdpowiedzUsuńBardzo chciałabym przeczytać tę książkę :)
OdpowiedzUsuńSzkoda, że aż tak dużo tego przynudzania, ale i tak chyba się na nią skuszę, jakos ciągnie mnie do niej :)
OdpowiedzUsuńChyba sięgnę po tę książkę, jakoś przetrwam 100 stron nudy ;)
OdpowiedzUsuńJa z chęcią się skuszę na tą trylogię;) Mam ją w planach od jakiegoś czasu i liczę na to, że niedługo mi się to uda. 100 stron? Szybko zleci :D
OdpowiedzUsuńKocham! No i Christopher <3
OdpowiedzUsuńwygląda bardzo zachęcająco:)
OdpowiedzUsuńRaczej to nie dla mnie. Ciężko mi jest przebrnąć przez AŻ 100 stron nudy :)
OdpowiedzUsuńprzeglądałam tę książkę w Empiku, nie wydała mi się zbyt atrakcyjna, ale jednak mam zamiar ją kiedyś przeczytać. naczytałam się wielu pozytywnych recenzji i jestem ciekawa, co w niej takiego wspaniałego :D
OdpowiedzUsuńmam książkę na oku, może kiedyś ją poznam :)
OdpowiedzUsuńmoże kiedyś, chociaż raczej nie prędko, bo mam dość pokaźny stos na półce :)
OdpowiedzUsuńPiszesz, że początek książki, czyli około 100 pierwszych stron, był dla ciebie istną katorgą. Ja chyba bym nie dała rady tak jednak przebrnąć i dlatego nie skuszę się na tę pozycje.
OdpowiedzUsuńZobaczysz druga część spodoba CI się dużo bardziej:) Więcej się tam dzieje:)
OdpowiedzUsuńMnie się bardzo podobała ;) Ponoć co kolejny tom to lepsza! ;)
OdpowiedzUsuńJak dla mnie jedna z najlepszych serii ever.
OdpowiedzUsuńNiesamowita książka :D Mam nadzieję, że dwie kolejne części utrzymują równie wysoki poziom :D
OdpowiedzUsuń