Lata 70. XX wieku były czasem największej
świetności parku rozrywki w Karolinie Północnej. Tłumy turystów i całe rodziny
przybywały do Joylandu, by słono płacić za zabawę i oderwanie od rzeczywistości
choć na jeden dzień. Miejsce ma specyficzny klimat, nie jest tak wymuskane jak
Disney World i podobne powstające wówczas komercyjne obiekty. Może się za to
poszczycić duszą, a nawet… duchem. Krąży opowieść o dziewczynie, która została
zamordowana kilka lat temu w Domu Strachu przez mężczyznę, którego nigdy nie
odnaleziono. Podciął kobiecie gardło w czasie jazdy wagonikiem i porzucił jej
ciało, a teraz duch nieszczęsnej pokazuje się niektórym w tunelu. Taką opowieść
słyszy Devin Jones, gdy w pewne upalne lato rozpoczyna wakacyjną pracę w parku
rozrywki. Pobyt w Joyland będzie dla niego czasem refleksji, zmian i
nawiązywania przyjaźni. Na razie mężczyzna usycha z miłości do Wendy Keegan,
dziewczyny pięknej, a jeszcze bardziej nieczułej.
Nie bez
powodu mówi się, że najciemniej jest po latarnią, a najstraszniej… w wesołym
miasteczku. Szczególnie, gdy na okładce powieści pojawia się nazwisko Stephen
King. Od początku ukazuje on ciemną stronę Joyland i wydaje mi się, że nikt z
czytelników nie odbiera tego parku rozrywki jako kolorowego, pogodnego miejsca.
Odwiedzający owszem, ale oni nie dostrzegają tego, co za kulisami. Może to
wrażenie wywołuje szczerość i dosadność Kinga, który nie owija w bawełnę, ale
wprost przedstawia podejście pracowników do „szaraczków”. Ich zadaniem jest
sprzedawać zabawę, co robią najlepiej jak potrafią. Joyland spowija
specyficzna, niepokojąca aura. Autor kreuje sielski klimat, a jego mroczna
strona przejawia się w najdrobniejszych szczegółach, każdy z nich ma znaczenie.
Stara wróżbiarka mająca przebłyski prawdziwych zdarzeń z przyszłości czy
zamordowana dziewczyna działają na wyobraźnię i wywołują dreszczyk emocji.
Mimo
pojawiającego się wątku nadprzyrodzonego i niepokojącego wrażenia, jakie
wywołuje park rozrywki, „Joyland” tak naprawdę nie ma nic wspólnego z horrorem
i poprzednimi dziełami Kinga, gdyż jest to powieść obyczajowa. Autor przenosi
czytelnika 40 lat wstecz i nie da się nie poczuć tej różnicy. Niby opisuje
głównie wesołe miasteczko, a jednak przed oczami czytelnik ma cały świat
przedstawiony. Nie wiem jak to jest możliwe, ale przez całą książką czułam
niemal namacalnie klimat tamtych czasów, choć nie potrafię powiedzieć w jakich
elementach on się pojawiał, jak King tego dokonał. Tak czy inaczej uwielbiam
jego twórczość w takim wydaniu- nie brutalny, krwawy horror, a powieść obyczajowa,
robiąca nieporównywalnie większe wrażenie i zapadająca w pamięć. Pod tym
względem „Joyland” jest podobne do „Dallas’63”, napisane w podobnym stylu,
który bardzo mi się podoba. Mam nadzieję, że King będzie dalej tworzył powieści
w takim klimacie, zamiast wracać do inspiracji ze swoich poprzednich horrorów.
Jeśli chodzi
o sposób prowadzenie akcji, King zauważalnie skacze po chronologii. Narracja
pierwszoosobowa jest prowadzona przez głównego bohatera, Devina Jonesa, który
spisuje swoje wspomnienia. Często wybiega w przyszłość i zdradza co się wydarzy
za wiele lat, aby potem znów wracać do teraźniejszości lub co gorsza wspominać
swoje dzieciństwo. Ten zabieg wprowadza duży zamęt i niestety ciężko się
połapać w kolejności wydarzeń, z czasem jednak przestałam to w ogóle zauważać.
King świetnie kreuje swoich bohaterów, a postać pierwszoplanowa jest
specyficzna i intrygująca. Wiele dzieje się w głowie Jonesa, jego przemyślenia
czasem niepokoją. Ważną rolę w powieści odgrywa jego życie uczuciowe oraz
relacja z poznanymi w czasie pamiętnych wakacji przyjaciółmi. Za pomocą tego
wątku autor porusza temat śmierci, przemijania i miłości.
„Joyland” to
powieść wybitna, która zapadnie mi w pamięć na długo. Należy do grona tych
książek, przy których im więcej czasu minie od ich zakończenia, tym częściej
się o nich myśli i wspomina z większą melancholią. W moim przypadku pod tym
względem było identycznie z „Dallas’63” i naprawdę mam nadzieję, że King
pójdzie w tę stronę i napisze jeszcze wiele równie dobrych książek. Tymczasem
polecam wszystkim klimatyczną, dającą do myślenia powieść „Joyland”. Pozwólcie
sprzedać sobie odrobinę zabawy.
Moja ocena: 9/10
Niestety, książka mnie nie porwała, choć są w niej bardzo dobre fragmenty ;)
OdpowiedzUsuńMuszę wreszcie wrócić do Kinga, bo przeczytałam kilka jego książek i na nich zaprzestałam, choć po tych wszystkich powieściach już zaczęłam go lubić. Będę musiała poszukać czegoś w bibliotece, a i może Joyland będzie. :D
OdpowiedzUsuńWesołe miasteczko opisane przez Kinga... Mmmm... Mój tegoroczny must read!
OdpowiedzUsuńLubię klimat wesołego miasteczka - pasuje na miejsce zabawy, romantyczną randkę i miejsce zbrodni :D A nawiedzany/opuszczony park rozrywki to dopiero jest gratka :)
OdpowiedzUsuńBardzo chcę ją przeczytać, a po Twojej recenzji to już w ogóle :D
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Ci się spodobała :) Mnie także.
OdpowiedzUsuńCzytałam i w mojej jeszcze nieopublikowanej recenzji też pojawia się taka ocena! :) Mi brak chronologii nie przeszkadzał, czasami nawet tego nie zauważałam, taka byłam zajęta pochłanianiem powieści :D
OdpowiedzUsuńZ Kingiem dopiero zaczynam swą przygodę. Na półce czeka ,,Lśnienie" między innymi. Po Twojej recenzji, aż mi się chce zacząć czytać jego dzieła.:)
OdpowiedzUsuńMuszę przeczytać
OdpowiedzUsuńNo recenzja utwierdziła mnie w przekonaniu, że powinienem jak najszybciej przeczytać!
OdpowiedzUsuńz dzieł Kinga czytałam tylko "Lśnienie", ale to na pewno jeszcze nie koniec. na "Joyland" mam wielką ochotę
OdpowiedzUsuńKing to jednak potrafi. Nie dość, że pisze znakomite horrory, to potrafi poruszyć książkami obyczajowymi, czasem z motywem psychologicznym. To jeden z moich ulubionych autorów. Ale za "Joyland" jeszcze się nie zabrałam. Nie mogę się doczekać, aż będę miała ku temu okazję! ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Nie miałam jeszcze przyjemności czytać powieści Kinga, ale kilka mam w planach, a jedna z nich -"Zielona mila"- czeka już na półce na przeczytanie. ;) "Joyland" także mnie ciekawi, więc na pewno= któregoś dnia po niego sięgnę. :)
OdpowiedzUsuńKusisz, oj kusisz. Chociaż trochę nie przekonuje mnie ten obyczajowy King (Nie czytałam Dallas '63 - może to dlatego). Jakoś ciężko mi go sobie wyobrazić w tego typu historii. Mimo to jestem strasznie ciekawa :)
OdpowiedzUsuńMarzy mi się ta książka już od dnia premiery :)
OdpowiedzUsuńDo tej pory przeczytałam tylko Cujo tego autora. Było wspaniałe, po tę pozycję też mam sięgnąć
OdpowiedzUsuńPo "Dallas" został mi niedosyt (miałem chyba jednak zbyt duże oczekiwania, głównie natury historycznej), zatem pora złapać się za Joyland.
OdpowiedzUsuńKing raz mnie zawodzi, innym razem zachwyca, także jestem ciekawa jak będzie w przypadku tej książki :)
OdpowiedzUsuńChciałabym przeczytać, chociaż wcześniej na dwóch książkach Kinga bardzo się zawiodłam. Zobaczymy :)
OdpowiedzUsuń