środa, 7 sierpnia 2013

Joyland - Stephen King



Lata  70. XX wieku były czasem największej świetności parku rozrywki w Karolinie Północnej. Tłumy turystów i całe rodziny przybywały do Joylandu, by słono płacić za zabawę i oderwanie od rzeczywistości choć na jeden dzień. Miejsce ma specyficzny klimat, nie jest tak wymuskane jak Disney World i podobne powstające wówczas komercyjne obiekty. Może się za to poszczycić duszą, a nawet… duchem. Krąży opowieść o dziewczynie, która została zamordowana kilka lat temu w Domu Strachu przez mężczyznę, którego nigdy nie odnaleziono. Podciął kobiecie gardło w czasie jazdy wagonikiem i porzucił jej ciało, a teraz duch nieszczęsnej pokazuje się niektórym w tunelu. Taką opowieść słyszy Devin Jones, gdy w pewne upalne lato rozpoczyna wakacyjną pracę w parku rozrywki. Pobyt w Joyland będzie dla niego czasem refleksji, zmian i nawiązywania przyjaźni. Na razie mężczyzna usycha z miłości do Wendy Keegan, dziewczyny pięknej, a jeszcze bardziej nieczułej.

Nie bez powodu mówi się, że najciemniej jest po latarnią, a najstraszniej… w wesołym miasteczku. Szczególnie, gdy na okładce powieści pojawia się nazwisko Stephen King. Od początku ukazuje on ciemną stronę Joyland i wydaje mi się, że nikt z czytelników nie odbiera tego parku rozrywki jako kolorowego, pogodnego miejsca. Odwiedzający owszem, ale oni nie dostrzegają tego, co za kulisami. Może to wrażenie wywołuje szczerość i dosadność Kinga, który nie owija w bawełnę, ale wprost przedstawia podejście pracowników do „szaraczków”. Ich zadaniem jest sprzedawać zabawę, co robią najlepiej jak potrafią. Joyland spowija specyficzna, niepokojąca aura. Autor kreuje sielski klimat, a jego mroczna strona przejawia się w najdrobniejszych szczegółach, każdy z nich ma znaczenie. Stara wróżbiarka mająca przebłyski prawdziwych zdarzeń z przyszłości czy zamordowana dziewczyna działają na wyobraźnię i wywołują dreszczyk emocji.

Mimo pojawiającego się wątku nadprzyrodzonego i niepokojącego wrażenia, jakie wywołuje park rozrywki, „Joyland” tak naprawdę nie ma nic wspólnego z horrorem i poprzednimi dziełami Kinga, gdyż jest to powieść obyczajowa. Autor przenosi czytelnika 40 lat wstecz i nie da się nie poczuć tej różnicy. Niby opisuje głównie wesołe miasteczko, a jednak przed oczami czytelnik ma cały świat przedstawiony. Nie wiem jak to jest możliwe, ale przez całą książką czułam niemal namacalnie klimat tamtych czasów, choć nie potrafię powiedzieć w jakich elementach on się pojawiał, jak King tego dokonał. Tak czy inaczej uwielbiam jego twórczość w takim wydaniu- nie brutalny, krwawy horror, a powieść obyczajowa, robiąca nieporównywalnie większe wrażenie i zapadająca w pamięć. Pod tym względem „Joyland” jest podobne do „Dallas’63”, napisane w podobnym stylu, który bardzo mi się podoba. Mam nadzieję, że King będzie dalej tworzył powieści w takim klimacie, zamiast wracać do inspiracji ze swoich poprzednich horrorów.

Jeśli chodzi o sposób prowadzenie akcji, King zauważalnie skacze po chronologii. Narracja pierwszoosobowa jest prowadzona przez głównego bohatera, Devina Jonesa, który spisuje swoje wspomnienia. Często wybiega w przyszłość i zdradza co się wydarzy za wiele lat, aby potem znów wracać do teraźniejszości lub co gorsza wspominać swoje dzieciństwo. Ten zabieg wprowadza duży zamęt i niestety ciężko się połapać w kolejności wydarzeń, z czasem jednak przestałam to w ogóle zauważać. King świetnie kreuje swoich bohaterów, a postać pierwszoplanowa jest specyficzna i intrygująca. Wiele dzieje się w głowie Jonesa, jego przemyślenia czasem niepokoją. Ważną rolę w powieści odgrywa jego życie uczuciowe oraz relacja z poznanymi w czasie pamiętnych wakacji przyjaciółmi. Za pomocą tego wątku autor porusza temat śmierci, przemijania i miłości.

„Joyland” to powieść wybitna, która zapadnie mi w pamięć na długo. Należy do grona tych książek, przy których im więcej czasu minie od ich zakończenia, tym częściej się o nich myśli i wspomina z większą melancholią. W moim przypadku pod tym względem było identycznie z „Dallas’63” i naprawdę mam nadzieję, że King pójdzie w tę stronę i napisze jeszcze wiele równie dobrych książek. Tymczasem polecam wszystkim klimatyczną, dającą do myślenia powieść „Joyland”. Pozwólcie sprzedać sobie odrobinę zabawy.

Moja ocena: 9/10



19 komentarzy:

  1. Niestety, książka mnie nie porwała, choć są w niej bardzo dobre fragmenty ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Muszę wreszcie wrócić do Kinga, bo przeczytałam kilka jego książek i na nich zaprzestałam, choć po tych wszystkich powieściach już zaczęłam go lubić. Będę musiała poszukać czegoś w bibliotece, a i może Joyland będzie. :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Wesołe miasteczko opisane przez Kinga... Mmmm... Mój tegoroczny must read!

    OdpowiedzUsuń
  4. Lubię klimat wesołego miasteczka - pasuje na miejsce zabawy, romantyczną randkę i miejsce zbrodni :D A nawiedzany/opuszczony park rozrywki to dopiero jest gratka :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo chcę ją przeczytać, a po Twojej recenzji to już w ogóle :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Cieszę się, że Ci się spodobała :) Mnie także.

    OdpowiedzUsuń
  7. Czytałam i w mojej jeszcze nieopublikowanej recenzji też pojawia się taka ocena! :) Mi brak chronologii nie przeszkadzał, czasami nawet tego nie zauważałam, taka byłam zajęta pochłanianiem powieści :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Z Kingiem dopiero zaczynam swą przygodę. Na półce czeka ,,Lśnienie" między innymi. Po Twojej recenzji, aż mi się chce zacząć czytać jego dzieła.:)

    OdpowiedzUsuń
  9. No recenzja utwierdziła mnie w przekonaniu, że powinienem jak najszybciej przeczytać!

    OdpowiedzUsuń
  10. z dzieł Kinga czytałam tylko "Lśnienie", ale to na pewno jeszcze nie koniec. na "Joyland" mam wielką ochotę

    OdpowiedzUsuń
  11. King to jednak potrafi. Nie dość, że pisze znakomite horrory, to potrafi poruszyć książkami obyczajowymi, czasem z motywem psychologicznym. To jeden z moich ulubionych autorów. Ale za "Joyland" jeszcze się nie zabrałam. Nie mogę się doczekać, aż będę miała ku temu okazję! ;)

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  12. Nie miałam jeszcze przyjemności czytać powieści Kinga, ale kilka mam w planach, a jedna z nich -"Zielona mila"- czeka już na półce na przeczytanie. ;) "Joyland" także mnie ciekawi, więc na pewno= któregoś dnia po niego sięgnę. :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Kusisz, oj kusisz. Chociaż trochę nie przekonuje mnie ten obyczajowy King (Nie czytałam Dallas '63 - może to dlatego). Jakoś ciężko mi go sobie wyobrazić w tego typu historii. Mimo to jestem strasznie ciekawa :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Marzy mi się ta książka już od dnia premiery :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Do tej pory przeczytałam tylko Cujo tego autora. Było wspaniałe, po tę pozycję też mam sięgnąć

    OdpowiedzUsuń
  16. Po "Dallas" został mi niedosyt (miałem chyba jednak zbyt duże oczekiwania, głównie natury historycznej), zatem pora złapać się za Joyland.

    OdpowiedzUsuń
  17. King raz mnie zawodzi, innym razem zachwyca, także jestem ciekawa jak będzie w przypadku tej książki :)

    OdpowiedzUsuń
  18. Chciałabym przeczytać, chociaż wcześniej na dwóch książkach Kinga bardzo się zawiodłam. Zobaczymy :)

    OdpowiedzUsuń