Nazywam się
Michael Vey i chciałbym opowiedzieć Wam moją historię. Wszyscy uważają mnie za
zwyczajnego dzieciaka, niektórzy nawet za ofermę. Faktem jest, że nie jestem
zbyt lubiany, mam tylko jednego przyjaciela, ale za to najlepszego i zawsze
mogę na nim polegać. Jest trochę dziwny, tak samo jak ja, ale za to bardzo
mądry. A co ze mną jest nie tak? Pewnie nie słyszeliście o zespole Tourette’a,
ale właśnie to mi dolega. Po prostu czasami, gdy się denerwuję mrugam, robię
grymasy i przełykam ślinę jak szalony, nie panuję nad tym. Ale przejdźmy do
najważniejszego, jestem „elektryczny”. Potrafię naładować kogoś prądem przy
dotknięciu i to całkiem niezłą dawką, przez co jestem trochę niebezpieczny. To
moja największa tajemnica, o której wiedzą tylko mama i Ostin. To znaczy teraz
wiedzą też chuligani, których poraziłem, gdy próbowali zdjąć mi spodnie i najładniejsza
dziewczyna w szkole, która była tego świadkiem. Rozmawiałem z nią dziś po
południu i jest fantastyczna, a co najciekawsze, też ma swoją tajemnicę.
„Michael Vey.
Więzień celi 25” to najnowsza powieść Richarda Paula Evansa, opowiadająca o
nastoletnim chłopcu obdarzonym niezwykłą mocą. Dzięki poznanej dziewczynie
Michael dowiaduje się, że na świecie są też inne podobne do niego dzieciaki.
Moc niesie ze sobą niebezpieczeństwo, nieznani osobnicy poszukują Michaela i
pozostałych nastolatków, by wykorzystać ich do własnych celów i zyskać władzę
nad światem. Miałam już okazję czytać powieść Evansa „Obiecaj mi” i choć podobała
mi się, nie zrobiła na mnie dużego wrażenia. Byłam jednak ciekawa jak autor
poradzi sobie w zupełnie innym gatunku, czyli młodzieżówce z wątkami
paranormalnymi.
Zaś w towarzystwie pana Dallstroma, Jacka albo Taylor mrugałem jak stary, zepsuty neon.
Powieść
zapowiadała się naprawdę dobrze, już fragment książki udostępniony na stronie wydawnictwa
zdołał mnie rozbawić i nastroić pozytywnie. Bo faktem jest, że poczucie humoru
stanowi dobrą stroną książki, choć występuje stanowczo za rzadko, ale
przynajmniej na początku wybuchałam śmiechem. W książce niewątpliwie wiele się
dzieje, akcja pędzi naprzód, a wydarzenia następują szybko po sobie. Niestety
nie do końca mi się to podobało, bo przy mnogości wątków i zdarzeń nie widziałam
punktu kulminacyjnego, do którego fabuła zmierzała. Brakowało mi chwili
refleksji i przedstawienia sensu tej książki, bo dużo się działo, ale to nie
wystarczy, żeby zadowolić czytelnika. Wyobraźcie sobie, że ktoś opowiada Wam, bez
przerwy na oddech, ciekawą historię, w której mnóstwo się dzieje, ale nie
doceniacie jej w pełni, bo nie wiecie do czego zmierza i jaka jest jej puenta.
Tak właśnie czułam się przy lekturze, przytłoczona i bez obrazu całości
zaplanowanej przez autora.
Bohaterowie
książki są nastolatkami i przy czytaniu bardzo wyraźnie się to odczuwa. Owszem,
są sympatyczni i można ich polubić, ale jednocześnie są zbyt dziecinni jak na
ich wiek. Raziła mnie ta naiwność, czasem wypowiedzi i zachowanie, a przede
wszystkim utrudniało mi to zżycie się z nimi. Tak więc kreacje postaci są
raczej średnie, bo oprócz mocy i oczywistych cech są oni do siebie podobni i
niczym się nie wyróżniają. Jeśli chodzi o język powieści jest on podobny do
bohaterów, czyli zwyczajny. Brakuje opisów, przeważają dialogi i akcja. Za to
autorowi udało się kilka razy zaskoczyć mnie z najmniej spodziewanej strony,
choć fabuła jako całość jest dość przewidywalna.
Nie potrafię
opisać czego mi zabrakło, ale niestety „Michael Vey” nie ma w sobie tego
czegoś, co uczyniłoby z książki coś więcej niż przeciętne czytadło. Miałam co
do niego wielkie nadzieje i niestety się rozczarowałam. To nie tak, że mi się
nie podobało, bo czytało mi się doprawdy przyjemnie i z ciekawością. Jednak
jest za dużo średnich elementów, ani dobrych, ani złych. Należą do nich kreacje
bohaterów, styl autora, realizacja pomysłu. Otóż to, bo właśnie pomysł był
obiecujący, ale wykonanie średnie. Autor aż za bardzo skupił się na mknącej
naprzód akcji i kolejnych wydarzeniach, tak że zapomniał spojrzeć na całość. Nie
należy po książce zbyt wiele oczekiwać, takie typowe czytadło na kilka
wieczorów.
Moja ocena: 6.5/10
Wyzwanie: Czytam fantastykę
Zwykle, gdy czytam takie recenzje, nie wiem czy książkę przeczytać czy nie. Z jednej strony jest średnia, ma kilka plusów i minusów, jednak coś jej brakuje. Teraz na szczęście nie mam dylematu, gdyż opis kompletnie mnie zniechęcił. Nie sięgnę.
OdpowiedzUsuńOjej, a ja ten tytuł wspominam bardzo dobrze. Troszkę mnie przytłoczyło zakończenie - za szybko się wszystko działo, a poza tym świetnie mi się książkę czytało.
OdpowiedzUsuńJeszcze nie czytałam żadnej książki tego autora. Ta mnie bardzo kusi i kiedyś po nią sięgnę
OdpowiedzUsuńJak tylko będę miała okazję to przeczytam:)
OdpowiedzUsuńByłam bardzo napalona na tę książkę, ale teraz nieco mi przeszło. ;D
OdpowiedzUsuńAle matko. Jestem w szoku.
Nie mogę się otrząsnąć, że to jest ten sławny autor, tych wszystkich romansów, tylko, że pod pseudonimem.
Boże.
Musiałam przerwać czytanie Twojej recenzji, żeby sobie z tym poradzić. xD
Rozumiem Cię jeżeli chodzi o bohaterów. Też zawsze mnie wkurza coś w nich, kiedy są tacy niewyraźni, ale tak dokładnie to nigdy nie wiem dlaczego..
Ale on nie napisał tej książki pod żadnym pseudonimem ;) Popisał ją tak jak wszystkie inne książki, swoim imieniem i nazwiskiem ;)
UsuńMnie się książka podobała ;) Ale ja to już taka jestem ;)
Autor dotychczas kojarzył mi się z powieściami bardziej dla kobiet, coś jak Sparks, a tu niespodzianka :) Prawdę mówiąc, fabuła mnie jednak nie zainteresowała, a zresztą nie mam ochoty na przeciętnie czytadło.
OdpowiedzUsuńMoim marzeniem jest widzieć tę książkę u siebie na półce. Czytam recenze zarówno jak te dobre jak i te złe i nabieram coraz większej ochoty żeby sprawdzić na własnej skórze co to za książka :) może na targach uda mi się kupić :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
Ola :>
Ta książka zajmuje pierwsze miejsce na mojej liście Must Have. Ma ktoś na wymianę? :3 Mam nadzieję, że w końcu ją dostanę ;D
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie: in-corner-with-book.blogspot.com