Po zakończeniu Głodowych Igrzysk zwycięzcy wracają do
swojego dystryktu, gdzie mają zapewnione spokojne i dostatnie życie. Niestety,
tak tylko się mówi, bo naprawdę Katniss i Peeta znajdują się stale w świetle
reflektorów, a szczegóły z ich prywatnego życia chłonie całe Panem. Prezydent
Snow obawia się Katniss, która dla wielu ludzi stała się symbolem powstania i
sprzeciwu władzy, dlatego pragnie ją zmusić do posłuszeństwa, a w najgorszym
razie wyeliminować. W dystrykcie 12. dzieje się coraz gorzej, zostają tam
sprowadzeni nowi strażnicy, którzy sieją terror i spustoszenie. Tymczasem
Katniss i Peeta udaję się w tournee po kraju, podczas którego mają ostatnią
szansę na przekonanie społeczeństwa o prawdziwości swoich uczuć, a przez to
uratowania bliskich.
Zwiastun pokazuje praktycznie najważniejsze sceny i mówi
wiele o filmie, dlatego miałam pojęcie, jak bardzo emocjonująca będzie ekranizacja
w „Pierścieniu ognia”. W sali kinowej zasiadłam dopiero, gdy prawie wszyscy go
obejrzeli i przedstawili swoje zdanie na jego temat. Co tu dużo mówić, film od
początku był świetny. Tak jak w poprzedniej części charakteryzacja bohaterów i
scenerie stały na najwyższym poziomie. Twórcom udało się uchwycić zarówno
przepych Kapitolu jak i biedę panującą w poszczególnych dystryktach. W drugiej
części pojawiło się kilku nowych aktorów, ja najlepiej zapamiętałam Finnicka,
którym chyba wszyscy się teraz zachwycają i ja również powiem, że był super
oraz Johanne, bardzo charakterystyczną postać.
Słynny trójkąt znowu występuje w pełnym składzie. W tej
części, o ile wcześniej Gale też lubiłam, jeszcze bardziej wysuwa się na
pierwszy plan Peeta i zalety jego charakteru oraz miłość do Katniss. Nie wiem
jak ktoś może przedkładać Gale’a nad Peetę, biorąc pod uwagę nie tylko różnicę
w ich postępowaniu w tym filmie, ale też wiedzę o tym, co wydarzy się w
kolejnej części, chyba tylko ze względu na urodę aktora. Peeta jest uroczy,
jego uczucia w stosunku do Katniss szczere, jest zdolny do aktów największego
poświęcenia, a i zachowanie dziewczyny względem niego ulega zmianie. Osoby,
które nie lubią jego postaci czy tez w ogóle wątku miłosnego uspokoję, że było
stanowczo za mało scen z ich udziałem i o ile sama uważam, że ten film nie jest
o miłości tylko o większych rzeczach, to i tak mi ich brakowało.
Prawie półtorej godziny zajęło przedstawienie zdarzeń w 12. Dystrykcie
i całym Panem, a dopiero ostatnia godzina przenosi widza na arenę, co według
mnie jest bardzo rozsądną porcją. O ile wydarzenia podczas Igrzysk są na pewno
ciekawe i znaczące, to obawiałam się, że nie zostanie w pełni przedstawiona
waga sytuacji na zewnątrz, a w książce właśnie te elementy lubię najbardziej.
Myślę, że nie ma osoby, na której nie zrobiłyby wrażenia sceny brutalnego
chłostania, zabijania prowodyrów buntu, przemówienie Katniss i Peety podczas
tournee. Takie obrazy wzbudzają ogromne emocje, na mnie szczególnie zadziałały
sceny rozmowy Katniss z Prim, uniesienia palców w górę w symbolu
zjednoczenia z trybutami (i wszelkie rozdzierające spojrzenia Peety).
„W pierścieniu ognia” było 10 razy lepsze od pierwszej
części. Dopiero kontynuacja w pełni oddała realia panujące w Panem, sylwetki bohaterów,
pozwoliła dostrzec tragedię sytuacji. Scen między Katniss i Peetą nie było tak
wiele jak się spodziewałam, ale wszystkie były bardzo emocjonalne. Jednak to
nie one mnie wzruszały, bo największe wrażenie wciąż robi odwaga bohaterów, ich
niezłomność, nadzieja ludzi na wyzwolenie. Film jest rewelacyjny, mogłabym go
oglądać jeszcze wiele razy. Co zaskakujące, udało się mu wywołać u mnie podobne
emocje jak książka, a to duże osiągnięcie. Już nie mogę się doczekać „Kosogłosa”,
a jednocześnie boję się jak zniosę kolejną, w końcu dużo tragiczniejszą część.
Moja ocena: 10/10
PS. Czy ja też podczas filmu nie usłyszałam ŻADNEJ z
piosenek wymienionych w soundtracku do filmu? Dopiero na koniec przy napisach
pojawiło się Imagine Dragons. Może tak mnie akcja zaaferowała, że na nic więcej
nie zwracałam uwagi?
Nie Ty jedna nie słyszałaś tych piosenek w filmie - ja również. Prawdopodobnie bardziej byłyśmy zafrasowane filmem niż muzyką Miałam taką samą sytuację podczas Igrzysk Śmierci. To trochę dziwne :p
OdpowiedzUsuńCudowna recenzja tak w ogóle :D
Też nie słyszałem tych piosenek xD Na filmie byłem wczoraj. Był naprawdę prześwietny :o Ciężko mi napisać cokolwiek więcej, po prostu idealny! Wszystkie moje ulubione sceny zostały dobrze nakręcone. Mam ochotę obejrzeć go po raz drugi :)
OdpowiedzUsuńPrzy okazji zapraszam na konkurs świąteczny. Pozdrawiam!
a ja właśnie Peety nie lubię - jest dla mnie za mało męski, i w ogóle jakiś ciapowaty. no i brzydki. co innego Gale, taki męski i dominujący, woo *_*
OdpowiedzUsuńco do soundtracku - dokładnie xd wczoraj rozmawiałam z Marcepankową i powiedziała, że właśnie przesłuchuje ścieżkę do WPO, weszłam na yt żeby też zobaczyć z myślą "to w ogóle był jakiś soundtrack?" i dosłownie opadła mi ścieżka na widok tylu piosenek, nie wiem co ja robiłam jak leciały xd
a film świeetny :D
Mam wielką ochotę na ten film, pomimo tego, że pierwsza część nie przypadła mi niestety do gustu...:) Trylogia Collins zrobiła na mnie duże wrażenie więc nie mogę się oprzeć:)
OdpowiedzUsuńFilm znakomity, podobał mi się prawie tak samo jak książka :> Soundtracku faktycznie też nie słyszalam podczas filmu. Co do Peety zgadzam się z Tobą, scen z jego udziałem i Katniss też było za mało, (tych miłosnych) w książce miały one chyba jednak większe znaczenie.
OdpowiedzUsuńZawsze są dwa soundtracki w przypadku takich większych filmów. :) Akurat te piosenki są tylko dla promocji, a muzyka dla filmu jest tylko melodyjna.
OdpowiedzUsuńŚwietna recenzja!
Widzisz, oświeciłaś mnie :3 Choć podejrzewałam takie wyjaśnienie :D
UsuńFilm jest prześwietny, byłem na nim już dwa razy a jeszcze raz z chęcią bym się wybrał!
OdpowiedzUsuńSoundtracki z obu filmów (te z piosenkami) bardzo mi się podobają i czasem sobie ich słucham :)