niedziela, 13 października 2013

GONE. Światło - Michael Grant



W ostatniej części GONE będzie miało miejsce ostatnie starcie bohaterów z wrogą siłą, gaiaphage. Bariera w końcu stała się przezroczysta i teraz wszyscy dorośli mogą obserwować wydarzenia rozgrywające się w kopule i bynajmniej nie są zachwyceni obrazami, które ukazują się ich oczom. Początkowo uważali biedne dzieci za ofiary, teraz stały się one zagrożeniem, część społeczeństwa jest nawet za unicestwieniem ETAPu wraz z jego mieszkańcami. Inni głosują za przeprowadzeniem procesów i skazaniem prowodyrów. Na razie jednak bariera jeszcze istnieje, choć wszyscy przeczuwają nadciągający koniec. Większość nastolatków uważa, że nie wyjdzie z tego cało, a gaiaphage zatriumfuje.

Chyba każdy wie, o czym opowiada seria GONE autorstwa Michaela Granta, a jeśli nie, wystarczy zajrzeć do recenzji poprzednich tomów. Zyskała ona na świecie wielką popularność i grono oddanych fanów, do których i ja należę, polecając te książki zawsze i wszędzie. Za co tak uwielbiam GONE? Przede wszystkim za wspaniałych bohaterów. W kolejnych tomach pojawia się coraz więcej postaci, niektóre odchodzą, ale wszystkie są charakterystyczne, realne i nie wyidealizowane. Mają swoje wady i zalety, możemy ich potępiać lub podziwiać, a przede wszystkim nie pozostają tacy sami, lecz pod wpływem strasznych wydarzeń zachodzą w nich zmiany.

Książki Granta opowiadają o młodzieży i do takiego też grono odbiorców są skierowane, lecz mimo to nie są złagodzone i przymykające oko na pewne wydarzenia. Wręcz przeciwnie, autor nie unika brutalnych, strasznych scen, dzięki czemu do czytelnika w pełni dociera okrucieństwo świata ETAPu. Jednak historia ma jeszcze jedną zaletę, a mianowicie jest kompletnie nieprzewidywalna. Czytelnik w żadnym momencie książki nie może nawet w przybliżeniu spodziewać się tego, co wydarzy się za chwilę. Co do ostatniego tomu wszyscy fani mieli wielkie nadzieje, ale też odczuwali niepokój o losy swoich ulubionych bohaterów. Jak to więc jest z tym „Światłem”, czy warto było czekać?

Krótka odpowiedź, zdecydowanie tak. Historia dalej zaskakuje, a akcja mknie naprzód. Pojawiają się chwile refleksji, a przemyślenia bohaterów działają także na czytelnika, pobudzając jego wyobraźnię. Trup ściele się gęsto, Grant jest bezlitosny dla swoich postaci i uczuć odbiorcy. Niestety książka jest prawie o połowę krótsza od poprzednich części, choć tak jak zawsze nie można się od niej oderwać. Zakończenie jest dobre, choć nie tak spektakularne, jakie myślałam, że będzie. Oczywiście Michael Grant nie jest autorem, po którym można się spodziewać happy endów, ale zawsze powtarzam, że dzięki temu książki lepiej zapadają w pamięć i wywołują więcej emocji. Przy końcu można było się wzruszyć, współczuć swoim ulubieńcom, uronić łzy. Doczekałam się zakończenia wątku mojej ulubionej pary i jestem nim w pełni usatysfakcjonowana. Czegóż chcieć więcej? Polecam z całego serca tę cudowną serię!

Moja ocena: 10/10