Gemma to zwyczajna dziewczyna, która znalazła się na
lotnisku, chciałoby się powiedzieć, w nieodpowiednim czasie i miejscu. Ale
przecież to wszystko było dokładnie przemyślane i zaplanowane, więc nic nie
uchroniłoby jej przed katastrofą. W biały dzień, z obiektu pełnego ludzi i zabezpieczeń,
zostaje porwana przez samozwańczego wybawiciela, który pragnie uratować ją
przed światem, w którym przyszło jej żyć. Brzmi jak kompletne szaleństwo,
nieprawdaż? Ale nikt nie powiedział, że porywacze są w pełni władz umysłowych.
Dziewczyna zostaje wywieziona na odległy kontynent, gdzie zamieszkuje pośrodku
pustyni. W miejscu, w którym nigdy nie postała noga człowieka, pośrodku
odwiecznej ciszy, przerywanej jedynie odgłosami żyjącej ziemi. Nie usłyszysz
tam ludzkich rozmów, ryku silnika, prujących przez niebo samolotów. Kompletnie
nic. Gemma w każdej chwili spodziewa się śmierci. Na pytanie, jak długo
zamierza ją tu trzymać, słyszy niezmiennie odpowiedź- na zawsze.
„Uprowadzona”
autorstwa Lucy Christopher to powieść oryginalna i nietuzinkowa, więc już na
wstępie zaznaczam, że na wtórność pomysłu nie będziecie musieli narzekać. Nie wiem, do jakiego gatunku zakwalifikować tę
książkę- wydawca próbuje nas przekonać, że to thriller. Ja obstaję przy wersji,
że to opowieść o poszukiwaniu siebie, o znajdywaniu odpowiedzi na nie do końca
sformułowane pytania, o przemianie, jaka zachodzi w człowieku pod wpływem
różnych czynników. Historia trochę o przyjaźni, może nawet o miłości, ale nie
tylko do drugiego człowieka, ale też do miejsca, które kochamy najbardziej na
świecie, do którego zawsze chcemy wracać, a które dla każdego z nas jest innym
kawałkiem wszechświata. „Uprowadzona” to poezja, hymn do przyrody, która zawsze
zwycięża z człowiekiem i pozwala się poznać, o ile jej na to pozwolimy. Ta
książka to zakopanie się w czerwonym piasku pustyni, spojrzenie w gwiazdy nocą,
spacer wśród Samotnych Skał. Ucieczka od rzeczywistości do dalekiego miejsca,
gdzie można znaleźć spokój, ciszę i miłość.
Jednak
historia spod pióra Lucy Christopher nie od początku zrobiła na mnie wrażenie.
Sięgając po tę książkę nie nastawiajcie się na wiele zwrotów akcji,
zaskakujących wydarzeń czy wciągającą fabułę. Z tym ostatnim miałam problem,
ponieważ liczyłam na stale trzymającą w napięciu historię. Zamiast tego
otrzymałam opowieść, taką leniwą, senną, zmęczoną gorącym pustynnym słońcem i
przysypaną piaskiem. Poczuliście ten klimat? Taka właśnie jest ta książka,
najważniejszą rolę odgrywają w niej opisy otoczenia, ale takiego otoczenia, w
którym wszystko żyje, porusza się, pachnie i wydaje przeróżne odgłosy. Nie
wszyscy lubią takie zabiegi, a i mnie to nudziło przez połowę książki.
Zastanawiałam się nawet, czy dać sobie spokój. Nie mogłam pojąć tych jakże entuzjastycznych
opinii o „Uprowadzonej”, których się naczytałam. Zrozumienie przyszło z czasem,
a wtedy sama stałam się ofiarą porwania. Ale moim porywaczem nie był, tak jak w
przypadku Gemmy, Tylor, a niezwykła opowieść. Z pozoru książka ta wydaje się
być o niczym, w końcu nic się nie dzieje, bohaterowie tylko chodzą dookoła
domu, czasem ze sobą rozmawiają i błąkają się po pustyni. A jednak ma w sobie
coś, bo nawet mnie do siebie przekonała.
Początkowo
Gemma jest pogrążona w głębokiej rozpaczy, nie potrafi zrozumieć powodu, dla
którego znalazła się w tym miejscu. Cały czas planuje ucieczkę, wykorzystując
każdą nadarzającą się sposobność. Jednym uczuciem, które żywi do Tylora jest
nienawiść, paląca bardziej niż słońce na jej nowym niebie. Chłopak zachowuje
się dziwnie – próbuje ją poznać, rozmawiać, jak na razie nie wykazuje nawet
chęci skrzywdzenia jej, ale dziewczyna nie zamierza mu zaufać. Po pewnym czasie
Tylor zaczyna opowiadać jej o sobie, a Gemma nie potrafi zrozumieć swych uczuć –
czyżby to było współczucie? Teraz, po skończeniu książki, czuję się tak samo
jak Gemma, nie wiem już, co było prawdą, a co kłamstwem. Pragnę wierzyć, że to
jednak to pierwsze, ale pewnie już nigdy się nie dowiem.
Po
połowie książki, gdy zabrałam się do niej na spokojnie i w dobrym nastroju, w
końcu mnie wciągnęła. Przepadłam w tym pustynnym świecie i nie wiem, dlaczego
nie pokochałam go wcześniej. Może to dlatego, że czytanie w autokarze podczas
szkolnej wycieczki nie sprzyja pozytywnemu spojrzeniu na książkę. Uważałam, że „Uprowadzone”
jest nudna, przeciętna i o niczym. Potem doszłam do wniosku, iż się myliłam.
Zakończenie wywarło na mnie ogromne wrażenie. Ostatnie 40 stron czytałam ze
ściśniętym gardłem i łzami w oczach, a w mojej duszy rozpętała się burza od
nadmiaru uczuć.
Wielbicielom
dreszczyku emocji i nagłych zwrotów akcji „Uprowadzona” pewnie do gustu nie
przypadnie. Ta historia jest lekka,
zwiewna i przesycona uczuciami, a okraszona pięknymi opisami, które sprawią, że
i Wy staniecie się elementami tego pustynnego krajobrazu. Zwyczajni, a
jednocześnie niezwykli bohaterowie przyciągną Waszą uwagę. I tutaj nie będzie
się liczyło, jak wyglądają czy jak są ubrani, jak to zwykle jest w książkach.
Będziecie widzieli nie ich twarze, a dusze i stali się zrozumieć to, co w nich
się znajduje. Warta polecenia!
Moja ocena: 7/10
Możliwe, że sięgnę po tę książkę. :3
OdpowiedzUsuńCzytałam i również uważam ją za wartą polecenia.
OdpowiedzUsuńhmmm... do końca przekonana nie jestem, jednak lubię ten dreszczyk emocji ;] pomyślę :)
OdpowiedzUsuńOglądałam film o tym samym tytule z L. Neesonem, choć wiem że nie jest to ta sama historia. Po książkę raczej nie sięgnę. Zastanawiam się poza tym, czy robienie z syndromu sztokholmskiego historii miłosnej nie jest przegięciem?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Masz rację, też mi się tak z początku wydawało. Jednak potem zmieniłam zdanie, gdyż nie jest to typowy przypadek tego syndromu, o którym z resztą była wzmianka w książce. Ale musiałabyś sama się przekonać ;)
UsuńLubię zarówno książki z dreszczykiem, jak i lekkie lektury. A skoro ta wywarła na Tobie takie wrażenie, to coś w niej musi być :)
OdpowiedzUsuńInteresująca recenzja i wysoka ocena.
UsuńJakoś ta książka do mnie nie przemawia. Odpuszczę ją sobie.
OdpowiedzUsuńMam tę książkę w swoich zbiorach, na pewno przeczytam :)
OdpowiedzUsuńBardzo chciałbym poznać tę książkę. Już od dłuższego czasu na nią poluje. Mam nadzieję, że uda mi się wreszcie ją zdobyć.
OdpowiedzUsuńO książce słyszałam wiele dobrego. Mam nadzieję, że książkę spotkam w bibliotece i będę mogła bliżej się z nią zapoznać.
OdpowiedzUsuńCzytałam i nawet mi się podobała:)
OdpowiedzUsuńWłaśnie tekst mnie w niej najbardziej urzekł, chociaż muzyka też jest cudowna.
OdpowiedzUsuńA co do książki to słyszałam o niej, ale nie miałam okazji przeczytać. Może na wakacjach uda mi się za to zabrać :)
Zachęciłaś mnie. Bardzo lubię opisy w książkach, a więc myślę, że mi się spodoba
OdpowiedzUsuńCzytałam i mogę się zgodzić ;)
OdpowiedzUsuńW pełni zgadzam się z twoją recenzją ;)
OdpowiedzUsuńMam ją na oku :)
OdpowiedzUsuńOcena nie taka najgorsza, więc jeśli trafię to chętnie przeczytam :)
OdpowiedzUsuńObserwuje Twojego bloga. Jeśli ty mojego jeszcze nie to nadrób zaległości i dodaj mnie do obserwowanych.
UsuńNajpierw pomyślałam, że tytuł nie bardzo pasuje do okładki, ale teraz widzę, że to nie do końca taka książka, jaką mogłaby się wydawać na samym początku :)
OdpowiedzUsuńDawno temu ją czytałam i dobrze wspominam :)
OdpowiedzUsuńWydaje się całkiem fajna ;)
OdpowiedzUsuńZajrzę, zajrzę :) Zaciekawiła mnie ta książka :)
OdpowiedzUsuńMam zamiar ją przeczytać ;)
OdpowiedzUsuń