sobota, 25 maja 2013

Siostrzyca - John Harding



Florencja to dwunastoletnia dziewczynka, która wraz z bratem i służbą mieszka w starej rezydencji. Rodzice obojga dzieci zmarli, więc teraz na odległość opiekuję się nimi wuj. Jego troska o podopiecznych ogranicza się do przesyłania pieniędzy niezbędnych do ich utrzymania oraz zapewnienia chłopcu guwernantki. Początkowo uczy się on w szkole z internatem, jednak nie czuje się tam najlepiej i zostaje wydalony, wkrótce więc do Blithe House przybywa nauczycielka, panna Taylor. Wydarzenie to sprowadza ciemne chmury nad dotąd bezpieczny dom dzieci. Florencja wyczuwa czyhające niebezpieczeństwo i zaczyna walczyć w obronie brata.

„Siostrzyca” autorstwa Johna Hardinga to niezwykła powieść obyczajowa, która zastanawia i wzbudza wątpliwości. Główna bohaterka z miłości do młodszego brata dostrzega rzeczy, których inni nie widzą i występuje przeciwko nadprzyrodzonym siłom. Ale czy aby na pewno zagrożenie jest realne, czy to nie podejrzliwość i zazdrość Florencji sprawiają, że wyobraża sobie różne rzeczy? Chyba nie ma prostszego niż przeczytanie książki sposobu, by się o tym przekonać. Jednak „Siostrzyca” to powieść niejednoznaczna i nawet poznanie historii dziewczynki może frapować i nie dawać ostatecznych odpowiedzi. John Harding prezentuje nam świat, o którym nie wiemy do końca, czy jest prawdziwy.

Przyciągający uwagę w książce jest język, którym posługuje się dwunastoletnia narratorka. Florencja sama uczyła się czytać, gdyż wuj zabraniał edukacji dla dziewczynki. Dokształcała się więc po kryjomu w bibliotece, poznawała twórczość Poego czy Szekspira. W końcu postanowiła wypracować własny język, co pokazuje opowiadając nam swoją historię. Od długich wyrażeń o oczywistym dla nas znaczeniu tworzy własne słówka, co jest nie tylko zabawne, ale też przyjemne w odbiorze. Początkowo trzeba przyzwyczaić się do takiej formy, jednak po czasie nie wyobrażamy sobie innego stylu wypowiadania się Florencji. Taki zabieg uczynił książkę niepowtarzalną. Oprócz charakterystycznych słów w powieści występuje język znamionujący minione czasy, w których akcja się rozgrywa.

W „Siostrzycy” nie mamy do czynienia z wieloma bohaterami, ale jeśli już się tacy pojawiają, są dopracowani i intrygujący. Najważniejsza jest sama Florencja, która początkowo wydaje się czytelnikowi zwyczajną, inteligentną i sympatyczną dziewczynką. Z czasem jej psychika i postępowanie zaczyna zastanawiać, w końcu bulwersować, a nawet szokować. Ważnym bohaterem jest też Theo, chorujący na astmę przyjaciel Florencji, który co jakiś czas w celu kurowania się przyjeżdża z rodzicami do pobliskiej posiadłości. Theo jest niezdarny, chudy i wysoki, podobny do czapli i z początku wydaje się czytelnikowi śmieszny, gdy jednak pokazuje ujmującą stronę swej osobowości, trudno go nie polubić. Oczywiście kluczową dla całej fabuły bohaterką jest panna Taylor, która budzi u nas pytania przez całą lekturę.

W „Siostrzycy” dominuje ponury, mroczny nastrój czającego się w pobliżu niebezpieczeństwa. Sprzyja on zastanowieniu nad szaleństwem, istnieniem sił nadprzyrodzonych i motywacją bohaterów. Ciężko stwierdzić, co w tej książce jest prawdą, a samo zakończenie ze względu na otwartą formę nie daje odpowiedzi na wszystkie pytania i pozwala jedynie domniemywać. Bardzo lubię takie niejednoznaczne opowieści, które na długo pozostają w głowie i sprawiają, że nie do końca potrafimy ocenić postępowanie bohaterów, które budzi wątpliwości. Jeśli i Wy lubicie takie historie, polecam Wam „Siostrzycę”, niepokojącą, zapadającą w pamięć i działającą na wyobraźnię.

Moja ocena: 9/10

Któż, z choć odrobiną inteligencji, 
Nie chciałby pocałować Florencji?

czwartek, 23 maja 2013

#3. Stosik majowy

Zbyt wiele nauki, zbyt mało czasu, dlatego w tym tygodniu blog świeci pustkami. Dzisiaj też musicie się zadowolić stosikiem. A oto on :)



1. Bezdomna: wygrana w konkursie na TOP20 recenzentek  blogu Katarzyny Michalak; RECENZJA
2. Klątwa opali: do recenzji od Jaguara, bardzo dziękuję :)
3. Pięć małych świnek: do recenzji od Publicata, dziękuję :) RECENZJA
4. Karaluchy: j.w., RECENZJA
5. Michael Vey: z wymiany, RECENZJA
6. BZRK: także z wymiany, mój ulubiony autor, więc muszę przeczytać ^^
7. Klątwa tygrysa. Wyzwanie: z wymiany; RECENZJA
8. Osobliwy dom pani Peregrine: zakup własny po pół roku nie kupowania książek!
9. Siostrzyca: z wymiany
10. Nowy przywódca: do recenzji od Egmontu, dziękuję ^^
11. Cinder: j.w.
12. Scarlet: j.w.

I jak Wam się podoba, czytaliście coś albo macie w planach? :)

niedziela, 19 maja 2013

Książkowi ulubieńcy: GONE


Post bierze udział w konkursie organizowanym przez CupoNation.pl oraz kreatywa.net.


Konkurs u Kreatywy zmotywował mnie niejako do opowiedzenia o jednej z moich ulubionych serii, czyli GONE. O czym są książki? Otóż pewnego dnia nad miasteczkiem Perdido Beach zupełnie znienacka pojawiła się nieprzejrzysta bariera o kształcie kopuły. Jednocześnie zniknęli wszyscy dorośli i nastolatki powyżej 15. roku życia. Pozostałe dzieciaki zostały uwięzione w środku i musiały same zatroszczyć się o siebie. Naturalnym biegiem rzeczy wyłoniła się grupa przywódców, próbujących zaprowadzić spokój w mieście, uspokoić ludzi i zmotywować ich do pracy. 

Spodziewali się, że ktoś ich uratuje, że sytuacja się wyjaśni, że następnego dnia bariera zniknie, ale mijały miesiące i sytuacja się nie zmieniała. Problemem nie był tylko brak dorosłych, odizolowanie od rodzin i przyjaciół. Wśród mieszkańców kopuły zaczęły się pojawiać moce. Niektórzy z nich potrafili biegać z ogromną prędkością,  świecić,  emitować ciepło, unosić przedmioty na odległość. W ten sposób ocaleni podzielili się na dwie walczące ze sobą grupy. Ale to nie koniec, bo mieszkańcom Perdido Beach przyszło zmierzyć się z większymi wyzwaniami. Brakowało im jedzenia, pola atakowały szkodniki, zjawiska atmosferyczne takie jak deszcz omijały miasto. Pojawili się prorocy, głoszący tezy zachęcające zdesperowanych do pozbawienia się życia. A w końcu zapanowała nieprzenikniona ciemność. Największy strach budzi jednak potwór mieszkający pod ziemią, zwany Gaiaphage. 


"-Ale to nie szkodzi, bo rzeczy, którymi się martwisz, prawie nigdy się nie zdarzają, prawda? 
-Tak-przyznała dziewczynka.- Ale rzeczy, o których marzę, też się nie zdarzają." 

Michael Grant miał świetny pomysł na serię i w pełni go wykorzystał. W każdej części zsyła na bohaterów kolejne katastrofy i sprawdziany ich odwagi, honoru, przyjaźni. Nie sposób się spodziewać, w jakim kierunku potoczy się akcja, gdyż autor chętnie sięga po radykalne rozwiązania. Potrafi uśmiercać bohaterów, skazywać ich na tortury i cierpienie, nie korzysta z prostych zakończeń w stylu happy end. Woli zrobić coś, by zszokować czytelnika i zapisać książkę w jego pamięci, co zresztą doskonale mu się udaje. Wzbudza grozę, złość, współczucie, obrzydzenie. Nie waha się przed brutalnymi, krwawymi scenami rodem z horroru.

"-Opowiem ci dowcip, Cigarze. Rozum i szaleństwo idą razem na spacer w ciemności szukając wyjścia -Cigar roześmiał się, jakby to było zabawne.
-Wiesz chociaż jaka jest puenta, biedny, szalony chłopaku?
-Nie - przyznał Cigar.
-Ja też nie więc po prostu idźmy przed siebie, póki starczy nam sił.”  

W kolejnych rozdziałach wydarzenia są przedstawione z perspektywy różnych bohaterów, zarówno tych pozytywnych jak i negatywnych. Postaci jest cała masa i są oni ogromną zaletą książek, gdyż każdy czytelnik znajdzie w tej rozmaitości charakterów swoich faworytów, którym będzie kibicował. Są oni bardzo realistyczni i w normalnych świecie mogłabym się z nimi zaprzyjaźnić. Są to nastolatki, które musiały wcześnie dojrzeć pod wpływem trudnej sytuacji, dlatego wykazują się odwagą i dojrzałością nad wiek. Jednocześnie mają chwile zwątpienia, gdy czują się tylko dziećmi, które pragną, by ktoś je poprowadził, pokazał im właściwą drogę. Czyni ich to jeszcze bardziej realnymi i bliskimi czytelnikowi. I o dziwo bohaterowie negatywni budzą dużo większe emocje niż ci nacechowani pozytywnie. Zdarzają się całkowicie źli i zepsuci jak np. Drake, ale niektórzy zmagają się ze swoją ciemną stroną, jednocześnie potrafiąc okazać przebłyski dobrej woli.

"- Sadyzm - powiedziała Diana - czerpanie przyjemności z cierpienia innych. Drake rozciągnął usta w swym rekinim uśmiechu - Nie boję się słów. - Gdybyś się ich bał, nie byłbyś psychopatą."


Uwielbiam styl pisarski Michaela Granta! Nie zanudza on czytelnika przydługimi i niepasującymi do sytuacji opisami, a jednocześnie dokładnie obrazuje świat przedstawiony. Robi to w taki sposób, że czytelnik z przyjemnością poznaje poszczególne miejsca przedstawione w książce i jest to dla niego naturalnym doznaniem, a nie męczarnią. Poza tym pisarz przekazuje wiele trafnych spostrzeżeń i przemyśleń. Jego cechą charakterystyczną jest poczucie humoru: zabawne sytuacje, wywołujące śmiech dialogi, w ten sposób oswaja nas też z postaciami i wzbudza sympatię do nich.


Pojawiające się w GONE wątki miłosne nie są natrętne, wysunięte na pierwszy plan, przesłodzone czy denerwujące czytelnika. Wręcz przeciwnie, w książkach najważniejsze jest przetrwanie w groźnym świecie ETAPU i znalezienie odpowiedzi na gnębiące mieszkańców Perdido Beach pytania, jak doszło do powstania bariery i co jeszcze ich czeka. Tymczasem miłość chowa się gdzieś w tle, zepchnięta tam przez strach, cierpienie i niebezpieczeństwo. Sami będziecie z niecierpliwością śledzić uczucia młodocianych bohaterów i błagać o więcej! Zakochanych par jest kilka, niektórzy dopiero się poznali, inni są już w zaawansowanym etapie związku, kolejni bronią się przed uczuciem. Największe emocje budzą Caine&Diana oraz Sam&Astrid. Ja z całego serca kibicuję tym pierwszym, gdyż ich uczucie nie jest  cukierkowe, a raczej mroczne i magnetyczne.

"- Nadal śni ci się, że dręczysz zwierzęta? 
- Nie, doktorze, śni mi się, że dręczę pana."


Jak zaczęła się moja przygoda z GONE? Pierwszą część wypożyczyłam z biblioteki i pomysł autora mi się spodobał, choć Niepokój nie zrobił na mnie jeszcze takiego wrażenia jak późniejsze tomy. Sięgnęłam po drugą część, znudziła mnie i przeczytałam przy drugim podejściu. A potem już było z górki, bo dzięki kolejnym tomom zakochałam się w serii! Na początku Grant nie pokazuje wszystkiego na co go stać, woli dawkować emocje i napięcie. W pierwszych częściach bohaterowie są jeszcze trochę dziecinni, rozgrywające się wydarzenia bardziej przyziemne, a emocje u czytelnika umiarkowane. Dopiero „Kłamstwa” rozpoczynają niesamowitą przygodę, niepokoją i nie pozwalają o sobie zapomnieć. Im dalej, tym więcej brutalnych scen, problemów, odpowiedzi na dręczące nas od początku pytania, ale też bohaterowie pokazują pazur. Widoczna jest ich zaskakująca przemiana na przestrzeni czasu i nowe oblicza.


"-Mamy system mierzenia mocy- oznajmił Caine. -Właściwie wymyśliła go Diana. Umie odczytać człowieka, jeśli złapie go za ręce. Określa, jaką ma moc. Opisuje to jak zasięg w komórce. Jedna kreska, dwie, trzy. Wiesz co ja mam? 
-Świra?"  


"-Bez urazy, Sam, ale zjeżdżasz z drogi. Zjeżdżasz z drogi! Sam! Zjeżdżasz z drogi! 
-Nieprawda. Zamknij się - warknął Sam, wyjeżdżając z powrotem na drogę, po tym jak samochód omal nie wylądował w rowie." 

GONE to seria oryginalna, świeża i nieprzewidywalna. Nie powiela znanych nam schematów, gdyż autor w każdym tomie wymyśla coś nowego i niepowtarzalnego. Im bardziej zagłębiałam się w świat ETAPU, tym większe były emocje i bardziej ekstremalne rozwiązania. Na brak akcji nie można narzekać, choć w tomach pierwszym i drugim nie jest jeszcze tak ekscytująco jak później. Autor bez skrupułów zostawia czytelnika z wyrazem przerażenia na twarzy, on nie lubi happy endów. Aż strach się bać, jaki będzie finał. Dobrze umiejscowiłam ten post w czasie, gdyż już w przyszłym miesiącu w Polsce ukaże się ostatnia, szósta już część. Wierzę, że to będzie coś wielkiego. Grant zaserwuje nam zakończenie, o którym nie uda się zapomnieć. Czekam z ogromną niecierpliwością, jak jeszcze nigdy, a Was zachęcam, ba! zmuszam do poznania całej serii. GONE to fascynująca rozrywka, dramatyczne wydarzenia, brutalne sceny i plejada niezwykłych osobowości.

Seria GONE:
1.Niepokój
2.Głód
4.Plaga
6.Światło (polska premiera: czerwiec 2013)

czwartek, 16 maja 2013

Wyzwanie - Colleen Houck


„Klątwa tygrysa. Wyzwanie” to kontynuacja powieści autorstwa Colleen Houck, gdzie poznajemy losy indyjskich książąt, na których zły czarownik lata temu rzucił klątwę. Życie w niewoli, w skórze tygrysa przerywa pojawianie się Kelsey, która pod opieką pana Kadama wyjeżdża do Indii, by opiekować się białym tygrysem- Renem. Tam poznaje prawdę na temat swojego podopiecznego i wraz z nim rozpoczyna poszukiwania przedmiotów, które umożliwią uwolnienie księcia. Oto co działo się w poprzednim tomie, a jak przedstawiają się sprawy obecnie? Otóż Kelsey wróciła do domu, by odizolować się od ukochanego, z którym nie może być szczęśliwa. Rozpoczyna nowe życie, gdyż w podzięce za pomoc jej nowi przyjaciele sprawili dziewczynie piękny dom, studia na uniwersytecie i ekstrawagancki samochód. Kelsey, by zapomnieć o Renie, zaczyna chodzić na randki. W końcu odcina się od przeszłości na tyle, że ma nawet obiecującego kandydata na chłopaka, do czasu jednak, gdyż wkrótce ktoś przypomina jej o nie tak dawnym uczuciu.

W fabule „Wyzwania” możemy wyróżnić dwie części, pierwsza to prozaiczne życie Kelsey w ojczystym kraju. W porównaniu do niezwykłych przygód może się ona wydać nudna, jednak mnie przypadł do gustu opis codzienności, gdyż urealnił historię. Autorka nie udaje, że życie dziewczyny skupia się jedynie na fantastycznych wyprawach i wreszcie nie ogranicza czasu akcji do kilku dni. Druga część opisuje już zdarzenia rozgrywające się w Indiach, gdzie Kelsey w końcu wraca, lecz w jakich okolicznościach, tego nie zdradzę. Dość powiedzieć, że znowu będzie musiała wyruszyć u boku indyjskiego księcia w niebezpieczną podróż. Tym razem bohaterów czas nagli, gdyż diaboliczny czarownik Lokesh znów zaatakował i nie spocznie, dopóki nie dopadnie Kelsey.

Główna bohaterka ma początkowo problem z podjęciem decyzji co do swojego życia miłosnego. Tworzy dziwne, nieprzekonywujące wymówki, a my przecież i tak wiemy, jak to się skończy. Kelsey może irytować brakiem zdecydowania, niedomyślnością i niektórymi zachowaniami, ale oprócz niewielkiej niechęci z powodu jej wad nie wzbudza we mnie negatywnych uczuć. Jeśli chodzi o innych: zawsze lubiłam Rena, był ciekawą i nieprzewidywalną postacią. W tej części występuje on rzadko, większą rolę odgrywa jego brat Kishan. Niestety widziałam niekonsekwentność w kreacji tego drugiego. Czasem jest wcieleniem łagodności i współczucia, dziewczyna może się przytulić i wypłakać na jego ramieniu, a potem zachowuje się jak bezczelny cham, który na siłę zaleca się do dziewczyny, droczy z jej chłopakiem i wzbudza u mnie jedynie niechęć swą pyszałkowatością. Więc czemu autorka próbowała sprawić wrażenie, że Kishan jest biedny i pokrzywdzony? Niestety nie przepadam za tym bohaterem, mimo wszystko wolę Rena, choć tak naprawdę autorka nie wysiliła się przy kreacji braci i uczyniła Kishana kopią Rena, czyniąc niewielkie poprawki.

Książka byłaby lepsza, ale Houck przedłożyła ilość nad jakość. Za dużo miejsca poświęciła niepotrzebnym elementom, przykładowo autorka opisuje co działo się w czasie dni, gdy nie działo się właściwie nic. Notuje krótkie wymiany zdań z takich okresów, przebieg prozaicznych czynności, co było zupełnie zbyteczne. Opisy jazdy samochodem czy bezowocnych rozmów bohaterów osłabiły wymowę książki, spowolniły akcję i cóż mogę powiedzieć, znudziły mnie. Co dziwne, całą pierwszą część kiedy to Kelsey prowadziła normalne życie czytało mi się błyskawicznie, książka mnie wciągnęła i liczyłam na to, że „Wyzwanie” okaże się lepsze od poprzedniczki. Niestety, moment wyjazdu do Indii tylko pozornie miał przyspieszyć akcję, gdyż długo czekałam, nim coś zaczęło się dziać. A gdy bohaterowie w końcu wyruszyli na kolejną wyprawę, trochę rozczarował mnie pomysł na świat przedstawiony. Autorka wprowadziła takie istoty jak elfy i ich magiczną krainę, ale też wiele innych elementów, czyli mówiąc krótko, za bardzo namieszała. Wolałam obecne w poprzedniej części jaskinie, podziemny świat i prawdziwe niebezpieczeństwa. Mitologia w tej części również nieco szwankuje, a Indii w pełnej krasie wiele nie było.

Recenzja „Wyzwania” jest bardziej krytyczna niż w przypadku tomu pierwszego. Może dlatego, że miałam więcej czasu na przemyślenia, a do pisania zabrałam się dopiero po pewnym czasie? A może ta część mimo dobrze zapowiadającego się początku jest jednak słabsza? Skłaniam się ku tej drugiej opcji, bo zbyt często nudziłam się przy lekturze, autorka zupełnie niepotrzebnie sztucznie zwiększyła objętość książki, dodając nieistotne, nudne fragmenty. Za dużo było słownych przepychanek między bohaterami, za dużo jednostronnych deklaracji, za dużo nielubianego przeze mnie Kishana. Nawet pomysł na wyprawę nie przemówił do mnie, zabrakło fascynującej, wciągającej akcji. Faktem jest jednak, że początek był niezły, a całą książkę pochłonęłam w trochę ponad jeden dzień. Początkowo byłam o niej dość dobrego zdania, ale po przemyśleniu zauważyłam sporo irytujących mnie detali. Mimo wszystko dosyć mi się podobało, a w kontynuacji liczę na poprawę i więcej Rena.

Moja ocena: 6.5/10

Klątwa tygrysa:
2. Wyzwanie
3. Wyprawa
4. Przeznaczenie

wtorek, 14 maja 2013

Pięć małych świnek - Agata Christie



Agata Christie to znana na całym świecie autorka wielu powieści kryminalnych, których bohaterami jest najczęściej Herkules Poirot, lecz nie zabraknie też panny Murple czy małżeństwa. Jestem fanką talentu Christie, choć nie przeczytałam nawet połowy jej książek. Zdarzają się tytuły słabsze, ale wiele jest tych świetnych, czego przykładem jest „Morderstwo w Orient Expressie”, moim zdaniem najlepsza powieść tej autorki. Ale dzisiaj będzie o „Pięciu małych świnkach”. Tytuł pochodzi od rymowanki, która przyszła do głowy Poirotowi podczas zajmowania się tą sprawą. Tym razem detektyw będzie musiał prześledzić wypadki, które miały miejsce 16 lat temu, a oskarżona o morderstwo już dawno zmarła. Po co, spytacie. Dla spokoju duszy jej córki. Kobieta   musi się dowiedzieć, czy jej matka napisała prawdę w liście, w którym twierdzi, że jest niewinna otrucia swojego męża.

Pewnego dnia do Herkulesa Poirota przybywa, zdeterminowana by poznać prawdę, młoda kobieta. Karla miała zaledwie kilka lat, gdy w jej rodzinnym domu doszło do morderstwa. Jej ojciec, znany i szanowany malarz, został otruty przez swoją żonę, a przynajmniej to ona została oskarżona. Mężczyzna tworzył w ogrodzie dzieło swego życia, a pozowała mu… jego kochanka, o czym żona Karolina bardzo dobrze wiedziała. W odruchu zemsty miała zabić męża, który chciał ją zostawić dla innej. Ale czy Karolina była do tego zdolna? W pobliżu przebywało wtedy jeszcze 5 innych osób i choć nic nie wskazuje na ich winę, Poirot postanawia poznać ich wersję wypadków i odgadnąć rozwiązanie dzięki „psychologicznej prawdzie”.

Książka została podzielona na trzy części. W pierwszej Poirot zapoznaje się z sytuacją, zeznaniami prokuratora i adwokata oraz składa wizyty pięciu świadkom zdarzeń. W kolejnej czytelnik i sam detektyw zapoznają się z pisemnymi opisami zdarzeń autorstwa „pięciu świnek”, czyli kochanki zamordowanego, jego przyjaciela, guwernantki, siostry Karoliny i przyjaciela oskarżonej. Natomiast ostatnia część skupia się na wnioskach Poriota poczynionych dzięki zeznaniom świadków i przedstawieniu jego wersji wydarzeń. Finalna część jest oczywiście najciekawsza, gdyż w poprzednich nie obyło się bez kilkukrotnego wałkowania, z niewielkimi różnicami w poglądach postaci, tego samego w gruncie rzeczy tematu. Zeznania pięciu świadków są do siebie podobne i nie fundują czytelnikowi wielkich wrażeń, mogą nawet nużyć.

Ale twórczość Christie taka właśnie jest, autorka nie przyciąga czytelnika krwawymi opisami okrutnych zbrodni i pędzącą naprzód akcją, co jest domeną dzisiejszych pisarzy. Powieści Christie to klasa sama w sobie, autorka posługując się wyszukanym, odpowiednim dla ówczesnych czasów językiem, przedstawia opis faktów, zostawiając wskazówki do odgadnięcie prawdy. I choć ta jej powieść nie była przez większą część zbyt pasjonująca ze względu na formę i fakt, że wydarzenia rozegrały się wiele lat temu, więc żadne nowe sytuacje nie zaistnieją, to jednak niezwykłą satysfakcję, jak zawsze, sprawia doszukanie się prawdy pomiędzy słowami wypowiadanymi przez bohaterów. Byłam zachwycona, gdyż tym razem prawie mi się udało. Zauważyłam istotne poszlaki, które wskazywałyby na mordercę i Herkules potwierdził, że szłam dobrą drogą. Do pewnego momentu, bo prawda okazała się bardziej wyszukana.

Rozwiązania jak zawsze zachwycające: logiczne, potwierdzone faktami, a nie oparte na domysłach. Christie gra fair z czytelnikami, gdyż udostępnia wszystkie informacje potrzebne do wytłumaczenia zagadki. A że nasze umiejętności dedukcji czasem szwankują… Następnym razem się uda. „Pięć małych świnek” mogę polecić przede wszystkim fanom autorki, których kunszt zagadki i świetne rozwiązanie usatysfakcjonują. Natomiast pozostali muszą się przygotować na to, że większa część książki stanowi opis faktów z perspektywy różnych osób, co może wydawać się nudne. Christie nie zarzuca nas krwawymi wypadkami i szybką akcją, ale z klasą snuje misterną intrygę i daje szansę czytelnikowi.

Moja ocena: 7.5/10

Za egzemplarz dziękuję Grupie Wydawniczej Publicat.

niedziela, 12 maja 2013

Przedpremierowo: Bezdomna - Katarzyna Michalak


Premiera: 6 czerwca

Katarzyna Michalak to autorka wielu powieści różnorodnych gatunkowo. Pisze nie tylko lekką literaturę kobiecą, ale też sagę rodzinną, powieść historyczną, a nawet erotyk. Mnie jednak najbardziej ujęła rozpoczęta rok temu „seria z czarnym kotem”, która ma wzruszać, chwytać za serce, skłaniać do zastanowienia. Pierwszą częścią serii jest „Nadzieja” i na jej przykładzie autorka pokazała, jak będą wyglądać i pozostałe powieści. Opowiedziana w książce historia nie była już bajkowa, ani nawet słodko-gorzka jak w przypadku „Sklepiku z niespodzianką”. Michalak przedstawia samo życie, ale z tej smutniejszej, nawet nam nie znanej strony. „Nadzieja” to opowieść jednocześnie piękna i wzruszająca, ale też przygnębiająca. I w końcu przyszedł czas na oczekiwaną przeze mnie od miesięcy „Bezdomną”.

Bezdomna Kinga w wigilijny wieczór zamyka się w śmietniku z garściami środków nasennych w kieszeniach kurtki i z butelką wódki. Próbę samobójczą udaremnia kot, który zaczyna się do dziewczyny łasić, a ta ma zbyt delikatne serce, by pozwolić mu umrzeć tu z zimna i głodu. Ostatnim wysiłkiem wypuszcza go na zewnątrz, natykając się na dziennikarkę Aśkę, która obojgu proponuje miejsce przy wigilijnym stole. To ratuje Kingę jeszcze przez ten jeden wieczór, jednak Aśka oferuje dziewczynie pomoc. Nie jest powodowana altruizmem, co to, to nie. Dziennikarska hiena zwęszyła po prostu świetny materiał na artykuł i zrobi wszystko, by go dostać. Najpierw musi jednak lepiej poznać Kingę i zachęcić ją do opowiedzenia swojej historii. Jak bezdomna znalazła się na ulicy, choć widać, że jeszcze niedawno wiodła normalne życie?

Katarzyna Michalak w swojej powieści porusza ważne tematy, jednym z nich jest bezdomność i traktowanie takich ludzi przez resztę społeczeństwa. A przecież każdy z nas może się znaleźć na ich miejscu, tak jak Kinga. Wystarczy odrzucenie przez rodzinę i źle podpisana umowa u notariusza, oszukanie przez męża i strata mieszkania. Ale główny wątek tej książki to tak naprawdę psychoza poporodowa, kiedy to u normalnej, zdrowej kobiety znienacka włącza się tryb alarmowy i poczucie zagrożenia. Nie ma ono żadnego uzasadnienia, gdyż podłoże tego zjawiska jest psychiczne i konieczna jest pomoc, gdyż takie sytuacje różnie się kończą, niekiedy śmiercią matki i dziecka. Michalak uczula na brak reakcji ze strony bliskich, którzy bagatelizuję stan proszącej o pomoc matki, a nawet ją napominają, żeby nie gadała głupot, bo jeszcze jej dziecko odbiorą.

„Bezdomną” pochłonęłam w jeden wieczór, bo przy tej książce nie da się inaczej, wsysa i nie wypuszcza aż do ostatniej strony. Poruszany temat jest dość kontrowersyjny, bo ile się w dzisiejszych czasach słyszy o morderczyniach, które zabiły swoje dzieci, bo za głośno płakały, bo chciały jeść, bo były niechciane po prostu. Podchodziłam więc z dystansem do opowieści Kingi, bo nie wiedziałam, czego powinnam się spodziewać. Ta historia jest inna, choć teraz możecie być sceptyczni, gdyż dopiero po poznaniu całości zrozumiecie. Kinga była szykanowana i osądzana przez obcych, rodzinę, przyjaciół, którzy nie chcieli zrozumieć, nie chcieli wysłuchać dziewczyny do końca. Autorka pisząc „Bezdomną” chce zmienić tę sytuację, tłumaczy i ostrzega.

Lektura „Bezdomnej” niesie ze sobą wiele emocji, ale czyta się ją ciężko, gdyż historia przygnębia i nie przynosi obecnej w poprzedniej książce „nadziei”. Już w połowie miałam przeczucie, że to wszystko nie skończy się dobrze i bałam się, jak los potraktuje Kingę. Niestety miałam rację, ale zakończenie jest naprawdę dobre, gdyż zaskakuje z najmniej spodziewanej strony i porusza. W serii z czarnym kotem widać, że autorka rezygnuje z happy endów, ale książkom wychodzi to na dobre, gdyż bardziej do nas przemawiają i głębiej zapadają w pamięć. W „Bezdomnej” występuje narracja trzecioosobowa i pierwszoosobowa, kiedy to trójka bohaterów, Kinga, Aśka i Czarek przedstawiają wydarzenia ze swojej perspektywy. Są to postacie, których postępowania nie sposób przewidzieć. Byłam pewna, że nieważne co dalej się stanie, ale ja i tak do Aśki się nie przekonam, każdy jednak pokazuje tę drugą stronę swojej osobowości.  

Katarzyna Michalak z każdą książką pisze coraz lepiej, nie boi się trudnych tematów, a jej powieści niosą ze sobą ważny przekaz. Warto, a nawet trzeba zapoznać się z „Bezdomną”, gdyż to nie tylko ciekawie opowiedziana historia, która wciąga i nie pozwala się od siebie oderwać. To opowieść o ludzkim dramacie, która ostrzega i pokazuje, że każdego mogło spotkać to samo, bo nieszczęście nie wybiera. Pomaga zrozumieć i zapada w pamięć. Wywołuje masę emocji, choć jest to powieść smutna i przygnębiająca. Polecam, gdyż może nie wszystkim przypadną do gustu słodkie „Poziomki” czy „Jagódki”, ale „Bezdomna” to zupełnie inna bajka.

Moja ocena: 9.5/10

Seria z czarnym kotem:
1. Nadzieja  2. Bezdomna

Zawsze warto wysłuchać historii
drugiego człowieka do końca.
W ten sposób można uratować komuś życie.


piątek, 10 maja 2013

Karaluchy - Jo Nesbo



Komisarz Harry Hole zostaje wytypowany do rozpracowania ściśle tajnej sprawy, której ujawnienie mogłoby wywołać skandal i niechęć do rządu. W tym celu policjant wyjeżdża z Norwegii do Tajlandii, gdzie w motelu pełniącym funkcję burdelu znaleziono zamordowanego przez pchnięcie nożem w plecy norweskiego ambasadora, przyjaciela premiera. Rozpoczynają się poszukiwania nieuchwytnego sprawcy, który nie pozostawił po sobie żadnych śladów. Policja nie może znaleźć punktu zaczepienia, jedyne poszlaki łączą sprawę z przestępstwami na tle seksualnym, z których słynie Tajlandia. Śledztwo jest prowadzone w Bangkoku, mieście znanym z gigantycznych ulicznych korków, upałów i maksymalnie zanieczyszczonego powietrza. Powiązania ze sprawą wykazuje wiele środowisk takich jak mafia, politycy i dyplomaci. Jak Harry Hole poradzi sobie ze złapaniem zbrodniarza? Może nikt wcale tego po nim nie oczekuje?

Jo Nesbo to norweski pisarz kryminałów, znany z cyklu o komisarzu Harrym Hole. „Karaluchy” to jego druga część, a zarazem moje pierwsze spotkanie z twórczością autora. Kryminały skandynawskie mnożą się jak grzyby po deszczu, nie zawsze niosąc ze sobą dobrą rozrywkę i dreszczyk grozy. Czy proza Nesbo jest warta uwagi? Pisarz zyskał oddane grono fanów z niecierpliwością oczekujących kolejnych powieści, a ja również jestem zadowolona z poziomu jego książki. „Karaluchy” to nie typowy kryminał, gdzie w małym miasteczku policja poszukuje mordercy i na tym skupia się cała akcja. Intryga w tej powieści zatacza szerokie kręgi i dotyczy całego kraju, środowisk takich jak najwyżsi urzędnicy państwowi, politycy, dyplomaci. Porusza temat pedofilii i pornografii dziecięcej, ale tak naprawdę nie do końca wiemy, czy mają one znaczenie w sprawie prowadzonej przez komisarza.

W książce ważny jest nie tylko wątek kryminalny, ale też społeczny, bo Nesbo nie wzbrania się przez przedstawieniem ludzi mieszkających w Bangkoku, ich stylu życia i poglądów. Szczególnie widoczne jest też zainteresowanie życiem osobistym bohaterów, czego przykładem jest Harry Holle. Komisarza dręczą wspomnienia z przeszłości: śmierć poprzednich partnerek, gwałt dokonany na jego siostrze przez nieznanego sprawcę. Harry nie może się pogodzić z tymi wydarzeniami i chce jeszcze raz poprowadzić zamknięte jakiś czas temu śledztwo, lecz nie dostaje na to pozwolenia. Wątek jego siostry i demonów przeszłości stale powraca, a Hole topi wspomnienia w butelce wódki i coraz bardziej popada w nałóg. Jest to ciekawa persona, tajemnicza i pełna kontrastów. Z jednej strony komisarz jest złośliwy, sarkastyczny i bezpośredni w rozmowach z kolegami po fachu czy przełożonymi, a z drugiej w rozmowach ze świadkami czy młodą dziewczyną związaną ze sprawą wykazuje delikatność, którą trudno z nim łączyć.

W książce mamy też kilku innych bohaterów, którzy są mocną stroną powieści, bo angażują czytelnika w swoje życie. Rekompensują też brak szybkiej akcji i chwile nudy, gdy mało co się dzieje. „Karaluchy” niestety nie mogą się poszczycić mnogością zdarzeń, przez większość czasu śledztwo stoi w miejscu. Przez to książki nie czyta się błyskawicznie, ale styl Nesbo ciekawi i zachęca do dalszej lektury. Mam wrażenie, że autor poświęcił więcej uwagi postaciom i psychologicznemu podłożu zbrodni. Podejrzanych mamy niewielu i zakończenie nie jest wielkim zaskoczeniem, choć na pewno nie domyślicie się przebiegu wypadków, Nesbo strasznie namotał. Pisarz stosuje klasyczne podwójne rozwiązanie, czyli drugie wytłumaczenia sprawy, czego się oczywiście spodziewałam.

„Karaluchy” to kryminał skandynawski, nie tak dobry jak niektóre tytuły z jego gatunku, ale oferuje nam całkiem przyzwoitą rozrywkę. Niektórych czytelników mogą zniechęcić polityczne aspekty sprawy oraz nie do końca zrozumiałe zagadnienia związane ze środowiskiem maklerów giełdowych. Tradycyjnie jak w tego typu książkach główny bohater boryka się ze wspomnieniami i nałogiem alkoholowym, jednak nie sposób go nie polubić. Akcja nie jest szybka i czasem przez długi czas nic się nie dzieje, jednak w odpowiednich momentach autor funduje czytelnikowi jazdę bez trzymanki i zaskakuje szokującymi powiązaniami. Mam nadzieję, że kolejne tomy cyklu będę jeszcze lepsze, w każdym razie z chęcią je poznam.

Moja ocena: 7/10

Za egzemplarz dziękuję Grupie Wydawniczej Publicat.

czwartek, 9 maja 2013

Michael Vey. Więzień celi 25 - Richard Paul Evans



Nazywam się Michael Vey i chciałbym opowiedzieć Wam moją historię. Wszyscy uważają mnie za zwyczajnego dzieciaka, niektórzy nawet za ofermę. Faktem jest, że nie jestem zbyt lubiany, mam tylko jednego przyjaciela, ale za to najlepszego i zawsze mogę na nim polegać. Jest trochę dziwny, tak samo jak ja, ale za to bardzo mądry. A co ze mną jest nie tak? Pewnie nie słyszeliście o zespole Tourette’a, ale właśnie to mi dolega. Po prostu czasami, gdy się denerwuję mrugam, robię grymasy i przełykam ślinę jak szalony, nie panuję nad tym. Ale przejdźmy do najważniejszego, jestem „elektryczny”. Potrafię naładować kogoś prądem przy dotknięciu i to całkiem niezłą dawką, przez co jestem trochę niebezpieczny. To moja największa tajemnica, o której wiedzą tylko mama i Ostin. To znaczy teraz wiedzą też chuligani, których poraziłem, gdy próbowali zdjąć mi spodnie i najładniejsza dziewczyna w szkole, która była tego świadkiem. Rozmawiałem z nią dziś po południu i jest fantastyczna, a co najciekawsze, też ma swoją tajemnicę. 

„Michael Vey. Więzień celi 25” to najnowsza powieść Richarda Paula Evansa, opowiadająca o nastoletnim chłopcu obdarzonym niezwykłą mocą. Dzięki poznanej dziewczynie Michael dowiaduje się, że na świecie są też inne podobne do niego dzieciaki. Moc niesie ze sobą niebezpieczeństwo, nieznani osobnicy poszukują Michaela i pozostałych nastolatków, by wykorzystać ich do własnych celów i zyskać władzę nad światem. Miałam już okazję czytać powieść Evansa „Obiecaj mi” i choć podobała mi się, nie zrobiła na mnie dużego wrażenia. Byłam jednak ciekawa jak autor poradzi sobie w zupełnie innym gatunku, czyli młodzieżówce z wątkami paranormalnymi.

Zaś w towarzystwie pana Dallstroma, Jacka albo Taylor mrugałem jak stary, zepsuty neon.

Powieść zapowiadała się naprawdę dobrze, już fragment książki udostępniony na stronie wydawnictwa zdołał mnie rozbawić i nastroić pozytywnie. Bo faktem jest, że poczucie humoru stanowi dobrą stroną książki, choć występuje stanowczo za rzadko, ale przynajmniej na początku wybuchałam śmiechem. W książce niewątpliwie wiele się dzieje, akcja pędzi naprzód, a wydarzenia następują szybko po sobie. Niestety nie do końca mi się to podobało, bo przy mnogości wątków i zdarzeń nie widziałam punktu kulminacyjnego, do którego fabuła zmierzała. Brakowało mi chwili refleksji i przedstawienia sensu tej książki, bo dużo się działo, ale to nie wystarczy, żeby zadowolić czytelnika. Wyobraźcie sobie, że ktoś opowiada Wam, bez przerwy na oddech, ciekawą historię, w której mnóstwo się dzieje, ale nie doceniacie jej w pełni, bo nie wiecie do czego zmierza i jaka jest jej puenta. Tak właśnie czułam się przy lekturze, przytłoczona i bez obrazu całości zaplanowanej przez autora.

Bohaterowie książki są nastolatkami i przy czytaniu bardzo wyraźnie się to odczuwa. Owszem, są sympatyczni i można ich polubić, ale jednocześnie są zbyt dziecinni jak na ich wiek. Raziła mnie ta naiwność, czasem wypowiedzi i zachowanie, a przede wszystkim utrudniało mi to zżycie się z nimi. Tak więc kreacje postaci są raczej średnie, bo oprócz mocy i oczywistych cech są oni do siebie podobni i niczym się nie wyróżniają. Jeśli chodzi o język powieści jest on podobny do bohaterów, czyli zwyczajny. Brakuje opisów, przeważają dialogi i akcja. Za to autorowi udało się kilka razy zaskoczyć mnie z najmniej spodziewanej strony, choć fabuła jako całość jest dość przewidywalna.

Nie potrafię opisać czego mi zabrakło, ale niestety „Michael Vey” nie ma w sobie tego czegoś, co uczyniłoby z książki coś więcej niż przeciętne czytadło. Miałam co do niego wielkie nadzieje i niestety się rozczarowałam. To nie tak, że mi się nie podobało, bo czytało mi się doprawdy przyjemnie i z ciekawością. Jednak jest za dużo średnich elementów, ani dobrych, ani złych. Należą do nich kreacje bohaterów, styl autora, realizacja pomysłu. Otóż to, bo właśnie pomysł był obiecujący, ale wykonanie średnie. Autor aż za bardzo skupił się na mknącej naprzód akcji i kolejnych wydarzeniach, tak że zapomniał spojrzeć na całość. Nie należy po książce zbyt wiele oczekiwać, takie typowe czytadło na kilka wieczorów.

Moja ocena: 6.5/10




wtorek, 7 maja 2013

Klątwa tygrysa - Collen Houck




Kelsey to zwyczajna nastolatka, która przed pójściem na studia poszukuje wakacyjnej pracy, by mogła opłacić czesne. Zrządzeniem losu trafia do cyrku, w którym jej zadaniem staje się opieka nad białym tygrysem o imieniu Ren. Dziewczyna doskonale rozumie się ze zwierzęciem i coraz bardziej się do niego przywiązuje, aż pewnego dnia otrzymuje niewiarygodną propozycję. Tajemniczy mężczyzna, pan Kadam, zjawia się w cyrku i proponuje Kelsey, by wraz z ekipą i tygrysem udała się do Indii. Ma się nim zaopiekować podczas podróży do rezerwatu, gdzie Ren odzyska wolność. Zastępcza rodzina Kelsey wyraża zgodę na wakacyjną podróż, a dziewczyna wraz z tygrysem i ich przewodnikiem przybywają do egzotycznego kraju, który skrywa wiele tajemnic. Życie dziewczyny zanim rozpoczęła pracę w cyrku wydaje się wspomnieniem, gdy otwiera się przed nią zupełnie inny świat, w którego istnienie nigdy by nie uwierzyła, gdyby nie doświadczyła na własnej skórze jego magii.

Klątwa tygrysa to powieść, która ma tyle samo zwolenników co wrogów. Być może ogólną niechęć budzi pogląd, jakoby książka była na tyle beznadziejna, że nie zechciał jej promować żaden wydawca? Z drugiej strony może to być zachętą dla osób wiedzących, że autorka opublikowała Klątwę tygrysa sama, a rozgłos zyskała dzięki ogromnemu poparciu czytelników. Seria budzi spore kontrowersje, ale na pewno nie można jej zarzucić braku oryginalności. Ciążąca nad królewskim rodem klątwa, piękny biały tygrys oraz dziewczyna, której przeznaczeniem jest pomóc przystojnemu księciu w odzyskaniu dawnego życia, a to wszystko w niesamowitych sceneriach współczesnych Indii. Klątwa tygrysa to powieść młodzieżowa z wątkami nadnaturalnymi i mitologicznymi, które z pewnością spodobają się fanom takich motywów.

Moja przygoda z Klątwą tygrysa nie zaczęła się dobrze, gdyż od początku byłam zniechęcona negatywnymi opiniami i sądziłam, że książka to dno i na pewno mi się nie spodoba. Przeleżała sporo czasu na półce, próbowałam ją czytać z braku innej lektury, ale po kilkudziesięciu stronach odłożyłam na bok na rzecz innych tytułów. Kilka dni temu dałam „Klątwie tygrysa” kolejną szansę, trochę z tego względu, że nie lubię zostawiać książek niedokończonych. Przebrnęłam przez fragment, na którym się poprzednio zatrzymałam i… przepadłam. Wieczorem tego samego dnia lektura była za mną i pozostawiła po sobie mnóstwo wrażeń, pozytywnych w większości. Co podobało mi się najbardziej? Cudowne Indie! Książka ma wspaniały klimat, można poznać i poczuć ten intrygujący kraj, co w znacznym stopniu ułatwiają rozmaite snute przez bohaterów opowieści na temat znanych legend i przesądów. I nie są to tylko czcze słowa, bowiem w Klątwie większość mitów okazuje się mieć pokrycie w rzeczywistości.

Jak potoczą się nasze losy? Nie było sposobu, by to przewidzieć, i uświadomiłam sobie, jak bardzo kruchą i delikatną rzeczą jest ludzkie serce. Nic dziwnego, że trzymałam je zamknięte na klucz.

Bogactwo kolorów, smaków i zapachów, oto jakie Indie przedstawia nam autorka. Opisy są obrazowe i skłaniają do pracy naszą wyobraźnię, która zaczyna płynąć własnym torem, tak właśnie było w moim przypadku. Bardzo podobały mi się przygody bohaterów, mocno w stylu Indiany Jonesa, czyli tajemnicze jaskinie, ukryte przejścia, czyhające wszędzie pułapki. W końcu coś innego od kolejnych paranormali i dystopii! Akcja rozgrywa się w czasach nam współczesnych, a jej liczne zwroty nie pozwalają się na dłuższą metę od książki oderwać. Oczywiście zdarzają się nudne fragmenty, które trzeba przeboleć, podobnie jest z samym początkiem, kiedy to książka sprawia wrażenie schematycznej, co na szczęście zaciera się w miarę zagłębiania się w fabułę. Niektórzy czytelnicy narzekają na wykonanie książki, twierdzą, że autorka nie umie posługiwać się piórem, a jej styl pozostawia wiele do życzenia, choć pomysł na fabułę był dobry. Ja w ogóle nie odniosłam takiego wrażenia, Colleen Houck nie jest co prawda mistrzynią, a język jakim się posługuje charakteryzuje się prostotą i niczym się nie wyróżnia, ale nie raził mnie i nie mam pod jego adresem żadnych zarzutów. Może tak akcja mnie wciągnęła, że nie zauważyłam błędów stylistycznych, kto wie.

Kreacje książkowych bohaterów nie stoją na szczególnie wysokim poziomie, są oni po prostu ciekawi i wiarygodni, choć nie bez wad, bo zdarzało im się nieźle mnie denerwować. Powiedziałabym, że w „Klątwie tygrysa” występuje trójkąt miłosny, ale właściwie Kelsey od początku kieruje swoje uczucia w kierunku jednej osoby, drugą darząc jedynie sympatią. Miłość między głównymi bohaterami rozwija się stosunkowo szybko i o ile początkowo jest delikatna i stonowana, potem zaczyna przynosić coraz więcej kłopotów. Wątek ten w powieści coraz bardziej wysuwa się na pierwszy plan i nie da się go pominąć. Uczucie łączące bohaterów nie jest za to przewidywalne, nie jestem w stanie domyślić się, jak dalej potoczą się ich losy. Kelsey zachowuje się dziwnie i irracjonalnie, ale nie denerwowało mnie to, a raczej bawiło, podobnie jak wszelkie dyskusje, gdy to wraz ze swoim ukochanym obrażali się i kłócili. Kelsey stara się nie być zaślepioną i zwiedzioną przez przystojnego księcia gąską i za to plus dla niej, choć usiłowania dziewczyny w tym kierunku są dość komiczne dla czytelnika. Więcej było z mojej strony uśmiechu na twarzy niż westchnięć nad romantyczną miłością.

Klątwa tygrysa nie jest zbyt ambitną powieścią, ale stanowi miłą odmianę w natłoku podobnych do siebie historii i z pewnością można z nią miło spędzić czas. Książka ma trochę wad, bywa nudna, uczucie między bohaterami jest burzliwe i czasem niewiarygodne, ale to wszystko nie ma znaczenia, bo „Klątwa tygrysa” mnie oczarowała i chcę więcej! Jeśli jeszcze nie czytaliście i nie macie na to ochoty to spróbujcie się przełamać, może Wam się spodoba. Wierzcie mi, zanim poznałam historię Kelsey i Rena byłam ostatnią osobą, która zamierzała sięgnąć po tę książkę.

Moja ocena: 7.5/10

Klątwa tygrysa:
1.Klątwa tygrysa
2.Wyzwanie
3.Wyprawa
4.Przeznaczenie

Wyzwanie: Czytam fantastykę

niedziela, 5 maja 2013

Nieustraszony - Cornelia Funke




W poprzednim tomie o przygodach Jakuba Recklessa, młodzieniec musiał zmierzyć się z klątwą, która dotknęła jego młodszego brata. Will został zraniony przez goyla na skutek czego zaczął zmieniać się w kamień. Powoli zatracał swoje człowieczeństwo, a żadne magiczne sztuczki nie były w staniu mu pomóc. Ukochana Willa wraz z jego bratem usilnie walczyli o chłopaka i w końcu udało im się odkryć ryzykowny sposób na jego ocalenie. Nie byli pewnie konsekwencji poświęcenia Jakuba, ale Wy, Drodzy Czytelnicy, już je znacie, prawda? Jeśli poznaliście „Kamienne ciało” wiecie, jak potoczyły się wypadki. Koniec końców Will i Klara opuścili świat po drugiej stroni lustra i wrócili do swojego bezpiecznego życia. To Jakubowi przyszło zapłacić najwyższą cenę, ale wiadome było, że Czerwona Nimfa nie daje nic za darmo. Teraz to na Jakubie ciąży klątwa, która wkrótce doprowadzi do jego śmierci. Młodzieniec ma niewiele czasu, zostało mu może kilka miesięcy życia. Nie zaprzestaje jednak walki i w końcu pojawia się promyk nadziei, że może nie jest ona z góry przegrana.

Cornelia Funke to znana niemiecka pisarka, twórczyni takich powieści jak „Atramentowa Trylogia” czy „Król złodziei”. Jest to jedna z moich ulubionych autorek, uwielbiam obecną w jej książkach nutę baśniowości, wspaniałych bohaterów, których nie sposób nie pokochać czy wreszcie ich niesamowite przygody. Niestety rozczarowałam się pierwszą częścią jej najnowszej serii „Reckless”. Jesteście ciekawi, czy moje wrażenie z lektury kontynuacji były podobne? Najpierw opowiem Wam trochę, jaki jest główny zamysł tych książek. Otóż głównym bohaterem jest Jakub Reckless, który przez przypadek trafia do świata po drugiej stronie lustra. Seria „Reckless” opiera się w znacznej mierze na baśniach i rozmaitych historiach, tych bardziej i tych mniej znanych. Nie zabraknie też opowieści z życia poszukiwacza skarbów, bo tą właśnie profesją trudni się Jakub.

Dwie dusze w jednym ciele. Mam nadzieję, że twoja człowiecza cząstka ostatecznie nie zwycięży. Ludzie tak trudno zawierają pokój ze światem.

Do pierwszej części serii miałam sporo zastrzeżeń i pewnie dlatego trochę nieufnie podeszłam do kontynuacji, jednocześnie licząc na coś wartego uwagi. Początek książki potraktowałam z dystansem, miałam drobne problemy z „wciągnięciem się” w tę historię i obawiałam się powtórki z „Kamiennego ciała”. Na szczęście w przypadku „Nieustraszonego” moje późniejsze wrażenia były zupełnie inne. Zbawienne dla książki okazało się pozbycie się Willa i Klary, ponieważ zachowanie bohaterów prowadziło do dziwnych sytuacji i powstania tzw. „miłosnego trójkąta”, który znacznie osłabiał moje zainteresowanie akcją. W „Nieustraszonym” z czworga bohaterów pozostają jedynie Jakub i Lisica, między którymi utrzymuje się nić porozumienia. Jest to bardzo delikatne uczucie, które objawia się bezgraniczną lojalnością i troską o drugą osobę, brak tu pustych słów i głębokich deklaracji, bohaterowie tak naprawdę nie wyznają swoich uczuć, może nawet o nich nie wiedzą. Dlatego też nie musicie się obawiać naciąganych miłosnych bajdurzeń.

Oczywiście oprócz Jakuba i Lisicy pojawia się kilku innych bohaterów, równie ciekawych i tajemniczych, towarzyszących im w wędrówce, ale także tych z przeciwnego obozu. Możemy poznawać losy postaci konkurujących z Jakubem, im również poświęcono sporo stron. Dzięki tej różnorodności nie znudzimy się tą historią, gdyż na rozgrywające się wydarzenia patrzymy z różnej perspektywy. „Nieustraszony” jest także obszerniejszy od „Kamiennego ciała” co wychodzi mu na dobre, gdyż czytelnik bardziej przywiązuje się do bohaterów, a i autorka ma większe pole do popisu w kwestii snucia opowieści na temat świata przedstawionego. W tej kwestii nie mam jej nic do zarzucenia. Uwielbiam poznawać historie dotyczące przeszłości krainy, mieszkających w niej stworzeń, dawnych przygód Jakuba. Jest ciekawej, bo więcej czasu poświęcono roli młodzieńca jako poszukiwacza skarbów.

Oboje zatrzymaliśmy się między epokami, prawda? Nosimy przeszłość na skórze, ale przyszłość jest zbyt głośna, by ją ignorować.

O ile poprzednia część była dość przewidywalna, z tą jest zupełnie inaczej. Nie sposób przewidzieć jak dalej potoczy się akcja, byłam nieustannie zaskakiwana przez rozmaite intrygi, niewłaściwe zakończenia baśni, nie sposób do końca poznać świat po drugiej stronie lustra. Dobrze przypuszczałam, że „Kamienne ciało” jest dopiero wstępem do prawdziwej przygody, bo w „Nieustraszonym” Funke wyciąga asy z rękawa i zasypuje nas nawałem świetnych bohaterów i nieznanych nam dotąd historii. Gdy już poznacie ten świat nie będziecie chcieli wracać do rzeczywistości, która jest duża mniej ciekawa niż pomysły autorki. Co jeszcze mogę powiedzieć, Funke nie mogła mnie rozczarować.

Moja ocena: 8.5/10

Za książkę dziękuję Wydawnictwu Egmont.
Wyzwanie: Czytam fantastykę


Reckless:

1.Kamienne ciało
2.Nieustraszony
3. ?



sobota, 4 maja 2013

Trafny wybór - J.K. Rowling



Całe miasto powtarza już nowinę, szepcze ze zgrozą, wylewa łzy, ukrywa złośliwy uśmiech satysfakcji za fałszywym wyrazem współczucia: „Barry Fairbrother nie żyje”. Dla nielicznych to śmierć najlepszego przyjaciela, ukochanego męża i ojca, jednak dla większości miasta to smutne zdarzenie wiąże się ze zwolnieniem miejsca w radzie Pagford. Na wolny wakat zaczynają polować miastowe hieny, dla których polityka jest ważniejsza od rodziny. Do grona dołączają kolejne postaci: otyły właściciel sklepu, który prowadzi kampanię na rzecz syna; znienawidzony przez dzieci ojciec znęcający się nad rodziną; wicedyrektor sklepu, który każdego dnia budzi się ze strasznych snów marząc, by się nie ziściły. W ich wysiłkach kibicują kobiety, które nierzadko chowają nienawiść w sercach, czarniejszych od żałobnego stroju wdowy po Fairbrotherze. Pozory mylą, gdyż dopiero zaglądając za ściany ślicznych domków z zadbanymi ogródkami można dostrzec cały brud i zło panujące w tym miejscu. Zło rodzi się po cichu, w zemście wymierzonej w okrutnego rodzica, w nacięciach na nadgarstkach, w pragnieniu autentyczności, ale oczywistym jest, że wszystko zmierza ku nieuchronnej katastrofie.

Jest martwy jak kamień - powiedział Howard, jakby martwość była stopniowalna i ta, której nabawił się Barry Fairbrother, okazała się wyjątkowo paskudna.

Trafny wybór to najnowsza powieść obyczajowa J.K. Rowling, tym razem skierowana do dorosłego czytelnika. Z tym ograniczeniem wiekowym się zgadzam, niekoniecznie ze względu na brutalną zawartość, ta książka po prostu nie spodoba się nastolatkowi liczącemu na historię w stylu Harry’ego Pottera. Powieść nie ma nic wspólnego z przygodami czarodzieja, łączy je jedynie talent narracyjny Rowling. W „Trafnym wyborze” mamy przedstawioną z pozoru normalną, sielankową mieścinę, której mieszkańcy są dla siebie życzliwi, dbają o rozwój lokalnej społeczności, dzielą się ploteczkami. Dopiero po poznaniu każdego bohatera z bliska, po zajrzeniu do jego domu i umysłu otrzymujemy prawdziwy obraz mieszkańca Pagford. Zadawniony konflikt tylko roznieca niechęć w sercach ludzi. A czego on dotyczy? Otóż między Pagford a Yarvil znajduje się osiedle, które teoretycznie przynależy do Pagford, ale część jego mieszkańców usilnie próbuje się go pozbyć. Osiedle to jest bowiem zamieszkane przez najbiedniejszych, bezrobotnych, często patologiczne rodziny, a w jego pobliżu usytuowany jest ośrodek odwykowy. Żyjący bezpiecznie w swoich pięknych, bogatych domach mieszkańcy parford nie dostrzegają jego znaczenia, ale my możemy je ujrzeć dzięki rodzinie takiej jak Weedonowie.

Czy to już miłość, gdy ktoś zajmuje tak dużo miejsca w życiu drugiej osoby, że po jego odejściu powstaje niemożliwa do zapełnienia ziejąca pustka?

Rowling wprowadza całą masę bohaterów, z perspektywy których za pomocą narracji trzecioosobowej obrazuje rozgrywające się wydarzenia. Zwykle fragment dotyczący jednej postaci zawiera się na kilku stronach, aby potem przejść do następnej. Taki zabieg z początku utrudnia odnalezienie się w fabule i skojarzenie konkretnych nazwisk z ich czynami, ale po kilkudziesięciu stronach pamiętamy już prawie wszystko. Bohaterowie są dużą zaletą powieści, gdyż charakteryzuje ich różnorodność, a każdemu z nich co innego siedzi w głowie. Autorka dobrze poradziła sobie z psychologią postaci, dzięki niej wyraźnie widzimy motywy powodującemu postaciami. Mamy do czynienia zarówno z nastolatkami jak i osobami dorosłymi, choć ci pierwsi tak naprawdę są spiritus movens tej powieści. U czytelnika także budzą żywsze uczucia, a ich historia trafia do serca, choć przez większą część książki młodzi bohaterowie wydają się być dalecy nam i trochę nieosiągalni, a ich czyny budzą odrazę, złość, niechęć. To wszystko zmienia się przy zakończeniu, które wywołało u mnie trochę łez, ale też zaskoczyło.

Styl Rowling jest jak zawsze na poziomie i da się go rozpoznać znając Harry’ego Pottera, choć ze względu na całkowitą odmienność poruszanej tematyki wielu czytelników może się ze mną nie zgodzić. Faktem jest, że autorka podejmuje wiele kwestii, które kompletnie mnie nie zainteresowały, takie jak polityczne aspekty dotyczące sporu między miastami o osiedle Fields. Były to najnudniejsze fragmenty, ale jako że cała powieść opiera się na tej historii, wkradały się wciąż w codzienne życie bohaterów. Przez to zamiast skupić się na psychice postaci i ich codziennym życiu, byłam znudzona przez stale przewijający się w ich myślach i czynach temat Fields. Często z trudem brnęłam przez kolejne strony i miałam ochotę przerwać lekturę. Nie udawało mi się to, gdyż mimo wszystko byłam ciekawa, jak potoczą się dalej losy nastoletnich bohaterów, a szczególnie Krystal Weedon. Jest to pochodząca z patologicznej rodziny dziewczyna, która mieszka w Fields, a chodzi do szkoły wraz z mieszkańcami Pagford. Barry Fairbrother był wzorem dla Krystal i wpłynął znacznie na jej zachowanie, ale po jego śmierci dziewczyna wraca do dawnych nawyków i pakuje się w kłopoty. Zdecydowanie najlepsza postać tej powieści, choć z początku nacechowana bardzo negatywnie.

Ale Sukhvinder przeżywała katusze, leżąc tak i słuchając swojego oddechu, świadoma bezużytecznego ciężaru swego brzydkiego, odrażającego ciała na łóżku. Lubiła rozmyślać o utopieniu się, o utonięciu w chłodnej zielonej wodzie, i wyobrażać sobie, jak powoli wtula się w nicość...

Wiele osób mówi o ogromnej brutalności tej powieści. Coś w tym jest, zdecydowanie nie mamy do czynienia z sielankową opowieścią dla nastolatków. Moim zdaniem nie ma tutaj scen okrutnych w oczywisty sposób, częściej występuje psychiczne znęcanie, szeroko pojęte zło, patologia, ale sceny erotyczne są okrojone i jest ich niewiele. Oczywiście jest to powieść dla dorosłych i jestem pewna, że większości nastolatków by się nie spodobała. „Trafny wybór” potrafi zanudzić rozwlekłymi dyskusjami i tyradami na temat odwiecznego konfliktu i aspektów politycznych. Z drugiej strony powieść Rowling ma coś w sobie, bo pomimo tylu ciężkich stron chce się czytać dalej, byle poznać zakończenie. Tę powieść trzeba przede wszystkim zrozumieć. Nie polecam fanom Rowling wielbiącym Harry’ego Pottera, gdyż tylko się rozczarują. Za to jeśli liczycie na niełatwą powieść o miasteczku, w którym pod pozorami sielanki kryje się ludzkie okrucieństwo i bezmyślność, zajrzyjcie do Pagford. I rodzi się tu nieprzyjemne pytanie, czy nie tak wygląda nasz świat? Czy nie każde miasto jest takim Pagford, a my jeszcze nie widzimy prawdy, tego co za ścianą?

Moja ocena: 7/10

piątek, 3 maja 2013

#4.High Five! Ulubione książkowe pary


HIGH FIVE! to nowa akcja, w związku z którą na blogu pojwiać się będą rankingi ulubionych, najlepszych, najbardziej interesujących, bądź najgorszych książek, filmów, gier, postaci, itp... 
Dzięki temu zarówno czytelnicy mogą poznać bliżej blogerów, jak i blogerzy czytelników, jeśli ci będą chętni na podzielenie się swoimi przemyśleniami i opiniami.

Dołączyć do akcji możesz TUTAJ.




 
1.  Abel i Anna "Baśniarz"
Przepiękna historia miłosna, o której nie da się zapomnieć. Mimo że do postępowania bohaterów mam pewne zastrzeżenia, muszę ich uwzględnić w tym rankingu, gdyż podbili oni moje serce.


 
2. Caine i Diana "GONE"
Uwielbiam tych bohaterów, choć nie są oni typową zakochaną parą. Charakteryzują ich ciągłe wzloty i upadki, walczą ze sobą, lecz nie mogą bez siebie żyć. Czy to miłość, czy to nienawiść?

 
3. Ron i Hermiona "Harry Potter"
To bardzo sentymentalny wybór z mojej strony. Od zawsze im kibicowałam, jeszcze oglądając filmy, bo po książki sięgnęłam później. Przyjaźń, która przeradza się w miłość :)


 
4. Alec i Magnus "Dary anioła"
Po lekturze kilku książek Clare bardzo polubiłam tę parę. Jest to związek homoseksualny, ale przedstawiony jako oparty na uczuciach. Są uroczy i kochani, a to poczucie humoru! :)


 
5.Ian i Wanda "Intruz"
Dawno czytałam książkę, ale wciąż mam w pamięci sympatię do tej pary, która wzmogła się jeszcze po obejrzeniu filmu. Łączy ich prawdziwa miłość, która wzrusza i daje nadzieję.

A jakie są Wasze ulubione książkowe pary? :)