sobota, 28 lipca 2012

Dziewczyna z sąsiedztwa - Jack Ketchum


                Davy i inne dzieciaki z sąsiedztwa zawsze uważali, że dom Chandlerów jest miejscem wytchnienia, gdzie nikt na nich nie krzyczy, niczego nie zabrania, a Ruth to jedyna dorosła osoba częstująca ich piwem i papierosami. Zawsze wesoła, wyluzowana, klnąca niczym szewc. Przyjaciółka młodzieży, nie rozumiana natomiast przez rodziców nastolatków. Gdy miałeś dość obowiązków, zakazów i nudy, szedłeś do Chandlerów, by u nich dobrze bawić się z całym ich klanem. Sielanka trwała latami, jednak do czasu. Do czasu, gdy do domu Ruth przybyły jej siostrzenice, których rodzice zginęli tragicznie w wypadku. Zaczęło się niewinnie, od drobnych kar za niewypełnianie obowiązków, krzyków i sporadycznych wyzwisk. Potem pojawiły się awantury, bicie i dręczenie. Jaki będzie punkt kulminacyjny tych zdarzeń? Może lepiej, byście pozostali w niewiedzy.

                „Dziewczyna z sąsiedztwa” to jedna z  najpopularniejszych powieść amerykańskiego pisarza Jacka Ketchuma, uważanego za najbardziej bezkompromisowego autora w tym gatunku. W swojej książce podejmuje on tematykę szaleństwa ogarniającego kolejne umysły, torturowania osób słabszych, pozostających w stosunku zależności oraz wewnętrznej walki głównego bohatera, który musi wybrać między tym co dobre, a tym co złe. Dzieło tego pisarza zachwala szereg znanych osób i czasopism, w tym sam mistrz horroru- Stephen King. Po szeregu entuzjastycznych opinii, określających „Dziewczynę z sąsiedztwa” jako książkę przerażającą, zaskakującą i pozostawiającą z uczuciem niepokoju, nie mogłam się doczekać kiedy i ja będę miała okazję zapoznać się z twórczością Ketchuma. Pełna nadziei sięgnęłam pod „Dziewczynę z sąsiedztwa” i…

                Zaczęło się całkiem spokojnie: sielski klimat, przedmieścia zamieszkane przez bandę zaprzyjaźnionych dzieciaków, chłopiec opalający się na kamieniach nad strumykiem, gdzie spotyka nową w okolicy – Meg. Wkrótce ma miejsce karnawał, podczas którego pogoda niezbyt sprzyja i właśnie wtedy pojawia się nutka niepokoju, a ja zaczynam oczekiwać na coś strasznego, co musi się wkrótce wydarzyć… I rzeczywiście w niedługim czasie zaczynają się bójki, awantury i wyzwiska kierowane w stronę młodych dziewcząt, co wkrótce przeradza się to w grę, podczas której jedyna zasada mówi, że wszystkie chwyty są dozwolone. Oczekiwałam, że będę się bała obrócić następną kartkę, że będę ze grozą odwracać wzrok, a potem nie będę mogła spać w nocy. Cóż, „Dziewczyna z sąsiedztwa” była nie tyle przerażająca, co raczej odrzucająca. Krzywiłam się z odrazą, zastanawiając się, jak można być tak okrutnym i bezlitosnym. Nie bałam się, po skończeniu książki wiele o niej nie myślałam, a w nocy spokojnie spałam.  Większe wrażenie robią na mnie tajemnicze zjawiska paranormalne, czy coś nieokreślonego czającego się w ciemnościach. A okrucieństwo ludzi w tej powieści wzbudziło mój niesmak i skłoniło do zastanowienia.

                Jeśli kiedykolwiek mielibyście zamiar przeczytać „Dziewczynę z sąsiedztwa”, radzę Wam nie zapoznawać się ze wstępem napisanym przez Stephena Kinga, w którym pisarz analizuje książkę, fabułę i bohaterów, a zostawić go na sam koniec. Ja po kilku stronach darowałam sobie widząc, że roi się w nim od spoilerów i dzięki temu powieść była dla mnie mniej przewidywalna. Język, którym napisano książkę, jest prosty i uprzyjemniający lekturę. Nie znajdziemy tu zbędnych opisów czy kwiecistego stylu, najważniejsza jest akcja i kolejne wydarzenia. Główny bohater to dwunastoletni chłopiec o imieniu David, będący świadkiem zdarzeń rozgrywających się na kartach książki, ale nie jest on ich uczestnikiem. Nie interweniuje ani nie przyłącza się do okrucieństwa swych znajomych, stoi jedynie z boku i się przygląda. Żaden z bohaterów nie wzbudził mojej sympatii co rzadko się zdarza, ale trudno się dziwić zważywszy na tematykę książki. Może jedynie Meg i jej siostra, współczułam im i chciałam, żeby im się udało, ale mimo to nie zapadły mi szczególnie w pamięć.

„Dziewczyna z sąsiedztwa” to powieść grozy autorstwa Jacka Ketchuma, w której zabrakło mi samej grozy. Nie przeraziła mnie, a wzbudziła niesmak i odrazę, nie odebrała snu w nocy, a dała do myślenia. Jednak  nie zrobiła na mnie takiego wrażenia jak na to liczyłam, a w pamięć również nie zapadła. Może po prostu nie pasują mi powieści grozy, których tematyka skupia się na okrucieństwach człowieka? Zawsze bardziej działa na mnie film i obraz, jeśli chodzi o wzbudzenie lęku. W tej książce znajdziemy specyficzny klimat, który z sielskiego zmienia się we wzbudzający dreszcz niepokoju, a dalej mamy już opisy kolejnych tortur. „Dziewczyna z sąsiedztwa” trochę mnie rozczarowała, ale liczyłam naprawdę na wiele. Może Wy się na niej poznacie bardziej niż ja. Powieść Ketchuma polecam fanom jego twórczości oraz wielbicielom literatury grozy, skupiającej się głównie na czynach człowieka.

Moja ocena: 6/10
 
                                           Za egzemplarz recenzencki dziękuję:
                                 logo





piątek, 27 lipca 2012

Dotyk Julii - Tahereh Mafi


Julia spędziła 264 dni w czterech ścianach z jednym oknem. Odosobnienie jest nie tyle karą za morderstwo, o które została oskarżona, a raczej próbą chronienia przed nią świata. Nikt nie może dotknąć dziewczyny, bez poddania się tym samym bolesnym torturom, prowadzącym nawet do śmierci. Nikogo nie obchodzi, że Julia nie robi tego naumyślnie, a swoją „umiejętność” traktuje jak przekleństwo. Któż chciałby daru, skazującego go na wieczną samotność? Niespodziewanie dziewczynie zostaje przydzielony współwięzień o imieniu Adam, który od samego początku ją do siebie przyciąga. Zachowuje się, jakby chciał zostać jej przyjacielem, ale czy dziewczyna może mu zaufać? Tymczasem ktoś wyrywa ją z jej więzienia, próbując zaangażować w walkę u swego boku…

„Dotyk Julii” to pierwsza część trylogii autorstwa Tahereh Mafi. Książka ta należy do gatunku paranormal romance i jak pewnie wielu z Was zauważyło, była ostatnimi czasy intensywnie promowana. Ja także zachwyciłam się piękną okładką, ciekawym opisem i dałam się skusić słowom, głoszącym „Dotyk Julii” jako coś zupełnie nowego i oryginalnego. Najbardziej chyba zaintrygowały mnie przekreślenia i poetycka treść na tylnej stronie okładki. Zdecydowałam się, kupiłam i przekonałam się, że jest to kolejny przykład przerostu formy nad treścią. Przede wszystkim trudno jest wczuć się w tę książkę i jej dziwność. Nie mogłam się przyzwyczaić do ściągniętych z księżyca porównań, kilkukrotnego powtarzania słów i gadania, żeby tylko gadać- bez sensu. Chyba autorka lubiła swoją rozrzutność w używaniu środków stylistycznych, bo tutaj nic nie jest powiedziane dosłownie. Przykładowo: Julia nie wspomina, to jej zamrożone myśli unoszą się w martwej przestrzeni. I w tym stylu jest napisana cała książka, ależ mnie to denerwowało, ba, do szaleństwa doprowadzało! Prawie nic się nie dzieje, za to w głowie dziewczyny trwa nieustanna gonitwa myśli, a to się roztrzaskuje na kawałki, a to kręgosłup jej się zawiązuje w supeł, a to rozbija się o ścianę nicości. 

Ale nie jest tak źle, jak by się mogło wydawać, bowiem Julia wychodzi ze swojego więzienia, a istnienie osobnika płci męskiej przyjmuje w końcu do wiadomości i przestaje się nad nim bezustannie rozwodzić. I ku memu zdziwieniu następuje moment przełomowy, kiedy to poetycka, wymyślna i przesadzona forma przestaje mi przeszkadzać i zaczynam śledzić losy bohaterów. Przede wszystkim oprócz idealnego, dobrego i przystojnego Adama, na horyzoncie pojawia się również Warner. Czarny charakter zdolny do wszystkiego, niepozbawiony jednak uroku osobistego i magnetycznego przyciągania. Może Julii aż tak bardzo nie przyciągał, ale ja go polubiłam, to najlepsza postać w tej książce, dodająca jej kolorytu. Warner bardzo przypominał mi Caine’a z „Gone”, ze względu na niego byłam ciekawa dalszego ciągu „Dotyku Julii”. Głównej bohaterki raczej nie polubiłam, Adama także średnio, ponieważ był zbyt wyidealizowany. Postaci poza Warnerem są raczej nijakie i nienastrajające odbiorcy pozytywnie.

Fabuła książki jest szablonowa i przewidywalna, mamy tu do czynienia z typowym miłosnym trójkątem, a jednocześnie jesteśmy od początku świadomi, kogo wybierze główna bohaterka. Właściwie nic ciekawego się nie dzieje, a przynajmniej mnie „Dotyk Julii” nie zaskoczył ani razu. Od pewnego momentu niby można nazwać akcję wartką, ale mnie rozmaite ucieczki, gonitwy i strzelaniny nie zainteresowały. Zabrakło mi jakiegoś punktu kulminacyjnego, zaskakującego i robiącego wrażenie, miałam wrażenie, że wszystko co się dzieje nie ma większego sensu. Jeśli chodzi o świat książki, to poza tym, że został zniszczony na skutek działalności człowieka, prawie nic o nie wiemy. Tylko kilka widoków z okna czy nieudolna historyjka. A przecież w tego typu książkach kreacja świata jest bardzo ważna!

Myślę, że ta historia ma potencjał, choć autorka trochę przesadziła z poetycką formą, która w mniejszej dawce mogłaby być przyjemna. Przez większość czasu się nudziłam, od pewnego momentu czytało mi się już przyjemnie , a losy bohaterów mnie wciągnęły. Fabuła nie była ani nieprzewidywalna, ani oryginalna. Z postaci przypadł mi do gustu Warner i tylko ze względu na niego być może zapoznam się z kontynuacją. Ta książka ma bardzo wiele niedociągnięć, jednak mimo wszystko spełniła rolę lekkiego i niezapadającego w pamięć czytadła na wakacyjne popołudnie. Nie polecam ani nie odradzam.

Moja ocena: 5/10

czwartek, 26 lipca 2012

Las zębów i rąk - Carrie Ryan


                 Czy gdyby Mary spędziła nad strumykiem o jedną chwilę krócej, wszystko potoczyłoby się inaczej? Gdyby Harry nie zapytał jej, czy zechce spędzić z nim resztę życia; gdyby nie dowiedziała się, że jego brat, którego kocha, wybrał jej przyjaciółkę; gdyby poszła z matką na spacer przy siatce, odgradzającej wioskę od Lasu zębów i rąk, jak to miała w zwyczaju – czy wtedy byłaby dziś szczęśliwa? Może nie trafiłaby do katedry Siostrzeństwa, nadal żyłaby w zgodzie z ukochanym bratem i miała szczęśliwą rodzinę z biegającymi po domu dziećmi? Pozostał jej już tylko żal, zastanawianie się „co by było gdyby…” i marzenia o oceanie, towarzyszące jej bezustannie podczas ucieczki i walki o życie. Jakie dramatyczne wydarzenia, które całkowicie zmieniły życie dziewczyny i doprowadziły do przewartościowania jej priorytetów, zostały zapoczątkowane tamtego dnia? 

                „Las zębów i rąk” to pierwsza część trylogii opowiadającej o świecie , który składa się z małej wioski otoczonej drucianą siatką, odgradzającą osadę od lasu zamieszkanego przez Nieuświęconych. Nieznane są przyczyny ich powstania, wiadomo tylko, że na skutek tajemniczego wirusa powstały osoby, których celem jest zakażanie żywych. Normalni ludzie po ugryzienie przez te bestie staliby się w niedługim czasie tacy sami jak one. Władzę w osadzie sprawuje Siostrzeństwo, które nakazuje spokojne życie w zgodzie z Bogiem, pełne poświęcenia. Jednak mieszkańców wciąż ogarnia strach na myśl o tym, co zdaje się być nieuniknione – w końcu Nieuświęconym uda się przedrzeć przez ogrodzenie i zdobyć wioskę. A co będzie potem? Najpewniej tylko śmierć, ponieważ wszystkim mieszkańcom wpaja się, że poza lasem pełnym umarłych nie ma już nic – są ostatnimi ludźmi na świecie. Autorką tej trylogii, należącej do, jak to można wyczytać na okładce, literatury spekulatywnej, jest Carrie Ryan. Owa amerykańska prawniczka po sukcesie swojej powieści postanowiła poświęcić się pisarstwu. Nakładem wydawnictwa Papierowy Księżyc ukazała się już kolejna część trylogii – „Śmiercionośne fale”.

                Już pierwsze strony książki Carrie Ryan niosą ze sobą obietnicę niezapomnianej przygody. Czytelnik jest powoli wprowadzany do stworzonego przez autorkę świata, którego centrum jest wioska otoczona lasem Nieuświęconych. Niemal od początku jesteśmy świadkami znaczących dla fabuły zdarzeń. Nie przeszkadza to jednak zapoznać się z interesującymi obyczajami panującymi w wiosce. I już tutaj objawia się oryginalność książki, bowiem Ryan miała wiele pomysłów na świat, zwyczaje ludzi i fantastyczne istoty, które odróżniają „Las zębów i rąk” od współczesnych książek. Nie znajdziemy tu wampirów, wilkołaków czy demonów, są za to Nieuświęceni, którzy wydali mi się być wzorowani na tradycyjnych zombie.

                Podobało mi się, że autorka nie rozmieściła czasu akcji w obrębie kilku dni. Często bywa bowiem tak, że mnóstwo dziwnych rzeczy ma miejsce z dnia na dzień, co chwilę dzieje się coś ważnego, co zmniejsza wiarygodność książki, przynajmniej dla mnie. Tymczasem u Ryan nieraz bohaterowie czekają tygodniami przed zrealizowaniem planu lub podjęciem walki. Nie znaczy to, że czytelnik wtedy się nudzi, ponieważ upływ czasu jest zwykle jedynie zaznaczony, a szczegółowo opisane tylko bardziej znaczące zdarzenia. Poza tym „Las zębów i rąk” posiada specyficzny klimat, mroczny, pełen tajemnic i oczekiwania na kolejny cios. Z niecierpliwością śledziłam losy bohaterów, książka bardzo mnie wciągnęła, w czym z pewnością udział miał styl pisarski Carrie Ryan, który bardzo przypominał mi ten obecny w powieściach Cassandry Clare. Obydwie pisarki w podobny sposób bawią się słowami, kreując niezwykły świat i przyciągając do niego czytelnika. Nigdy nie nudzą, a zachęcają do dalszej lektury i przy tym są bardzo pomysłowe.

                Ryan nie ugina się pod presją „doprowadzenia bohaterów do końca”. Mam tu na myśli to, że zwykle w książkach już na początku zakładamy, że główny cel misji musi się powieść, a główne postaci dotrwają do końca, bo jakżeby nie. Ponadto na początku już wiemy,  którzy bohaterowie będą razem, a ich życie uczuciowe, choć skomplikowane, zmierza ku wiadomemu celowi. Przyzwyczajona do takiego biegu rzeczy dałam się zwieść, a jakie czekało mnie zaskoczenie…   „Las zębów i rąk” wymyka się schematom, tutaj niczego nie możemy być pewni: trup ścieli się gęsto, a miłość nie jest wystarczającą motywacją do przeżycia. 

                Bohaterowie występujący w książce są świetnie wykreowani i niepowtarzalni. Choćby postaci męskie – jak ja już mam dość tych przystojnych, heroicznych i wiecznie pewnych siebie bohaterów, którym wszystko się udaje i z łatwością zdobywają serca swych wybranek. W powieści Ryan większą wagę ma charakter i postępowanie postaci, a nie ciągłe przypominanie, jak ktoś nieziemsko wygląda. Książkowe kobiety także przypadły mi do gustu. Przede wszystkim w „Lesie zębów i rąk” nie ma takiego parcia na wątek miłosny, dla bohaterów romantyczne uczucia nie są najważniejsze, nie wariują oni z miłości, doprowadzając czytelników śledzących ich losy do irytacji i zgrzytania zębami. Dla nich liczą się też inne rzeczy: rodzina, przyjaźń, walka o marzenia. Symbolem marzeń jest właśnie ów nieuchwytny ocean. Na opowieściach o nim wychowała się Mary, a ta dziewczyna nie ustąpi, póki nie dopnie swego i nie zanurzy się w słonych falach.

                „Las zębów i rąk” to fascynująca opowieść o świecie, w którym liczy się przetrwanie i poświęcenie, a nie prawdziwa miłość. Jednak bohaterom przyjdzie się zmierzyć z nieznanym, a jaki będzie kres tej podróży? Książka autorstwa Carrie Ryan wymyka się schematom, jest oryginalna i niepowtarzalna. Przede wszystkim głównym wątkiem nie jest uczucie pomiędzy bohaterami, jak to we współczesnej literaturze bywa. Liczą się marzenia, przetrwanie, rodzina, ale wszystko z umiarem. Postaci są bardzo ciekawe i jedyne w swoim rodzaju, a mroczny i pełen napięcia klimat książki nie pozwala się od niej oderwać. Także styl Ryan nie jest nudny i zwyczajny, sprawia za to, że czyta się z przyjemnością. Teraz już wiem, co wielu fanów widzi w tej trylogii i mogę polecić ją serdecznie tym, którzy jeszcze nie mieli okazji przeczytać. Z niecierpliwością oczekuję chwili, gdy będzie mi dane zapoznać się ze „Śmiercionośnymi falami”.
 
                Moja ocena: 9/10                                   


 W skład trylogii wchodzą:                  

1. Las zębów i rąk
2. Śmiercionośne fale
3. Miejsca ciemne i puste








                                                                  Za egzemplarz recenzencki dziękuję:

logo





wtorek, 24 lipca 2012

Nadzieja - Katarzyna Michalak


Kobieta stoi na środku mostu, wpatrując się w ciemną toń przepływającej poniżej Wisły. Pozbywa się wszelkich śladów dawnego życia, które mogłyby do niej doprowadzić niepożądane osoby. Kolejno wrzuca do wody laptop, telefon, karty kredytowe. Rozkoszuje się poczuciem wolności, jakiego nie doświadczyła od tak dawna. Teraz jej jedynym celem jest odnalezienie drogi do domu – tego najukochańszego, w którym znalazła się tylko raz i to lata temu. Ale to tam przebywają ludzie, których kocha najbardziej na świecie.

W ten jakże tajemniczy sposób zaczyna się najnowsza powieść autorstwa Katarzyny Michalak. Na pierwszych stronach dowiemy się także kim jest zdesperowana kobieta, uciekająca przed nieznanym. Podczas lektury „Nadziei” poznamy historię Lilki począwszy od najmłodszych lat, kiedy to spędzała dzieciństwo zupełnie samotnie, z żadnej strony nie doznając miłości. Nawet własny ojciec nie interesował się dziewczynką, obwiniając ją o śmierć żony, za to chętnie bił ją pod byle pretekstem. Mała Lilka była więc zdana tylko na siebie, jednak do czasu, gdy na jej drodze pojawił się dwa lata straszy Aleksiej. Po tym, jak uratowała mu życie, stali się najlepszymi przyjaciółmi na śmierć i życie, a dziewczynka znalazła miłość także w osobie przybranej matki chłopca. W przeciągu lat drogi Aleksieja i Lilki wciąż się schodziły i rozchodziły, a mimo to oboje nie mogli znaleźć szczęścia. Jak wyglądało życie dziewczyny od czasu, kiedy do jej życia wkroczył Aleksiej? Jak dalej potoczyły się losy tych dwojga, prowadząc ich ku dorosłości? Czy uda im się naprawić dawne błędy i wybaczyć wyrządzone krzywdy?

Odpowiedzi na te i wiele innych pytań znajdziecie sięgając po „Nadzieję”, czyli wzruszającą opowieść o dorastaniu, sile przyjaźni i miłości, gdzie młodzieńcze marzenia nie zawsze się spełniają, ukochani ludzie odchodzą, a koniec końców zostajemy sami. Jednak nie zawsze jest tak źle jak mogłoby się wydawać, a to od nas zależy jak pokierujemy swoim życiem, czy popełnimy tak wiele błędów, zdradzimy tych, których kochamy i stchórzymy na drodze do szczęścia. Czytałam już kilka powieści autorstwa Katarzyny Michalak, poznałam serię „poczekajkową”, „owocową” i „Sklepik z niespodzianką”. Każda z nich mi się spodobała i miała w sobie element, który mnie zauroczył, jednak „Nadzieja” stanowi ich połączenie i uważam, że jest jak dotąd najlepszą książką pani Kasi. Ta historia jest zupełnie inna od poprzednich, znanych ze swej bajkowości, szczypty magii, szczęśliwych miłości i happy endów. „Nadzieja” jest o wiele bardziej realistyczna, w tej książce rzadko coś dzieje się po myśli bohaterów, zwykle wszystko idzie nie tak, a szczęście tylko chwilami przebłyskuje zza ciemnych chmur.  Jest za to bardzo wzruszająca i emocjonalna, trudno nie uronić przy niej łez, a czasem nie uśmiechnąć się pod nosem. 

Przede wszystkim książka wciąga niesamowicie już od pierwszych stron, cechuje ją nieprzewidywalność, a zaskakujące zwroty akcji każą nam połykać kolejne strony w zastraszającym tempie. Dodatkowo lekturę umila język, który jest bardzo obrazowy, a może nawet poetycki? W każdym razie odebrałam go bardzo pozytywnie, uwielbiam styl Katarzyny Michalak i jej lekkie pióro. Bohaterowie zostali świetnie wykreowani, są charakterystyczni i na pewno nie wyidealizowani, bowiem wciąż popełniają błędy, za które potem drogo płacą. Czasem ich kochamy, czasem nienawidzimy, ale nie możemy ich na długo zostawić. 

Książka rozkłada na łopatki i długo nie daje o sobie zapomnieć. Jest nie tylko wciągająca, napisana przyjemnym językiem i dająca do myślenia, ale też zupełnie inna od poprzednich powieści Katarzyny Michalak. Nie jest taka baśniowa i cukierkowa, ale pełna realizmu, samotności i cierpienia, a uczucia te udzielają się także czytelnikowi, wyzwalając w nim wiele emocji. „Nadzieja” to cudowna i wartościowa opowieść przeznaczona głównie dla kobiet, którą gorąco polecam nie tylko fanom Kejt Em, ale także wielbicielom ciekawych historii o przyjaźni i miłości.

Moja ocena: 10/10

niedziela, 22 lipca 2012

Chłopiec w walizce - Lene Kaaberbol&Agnete Friis (recenzja przedpremierowa)


Wydarzenia, które swój początek miały pewnego sierpniowego dnia, nie były ani szczególnie zaskakujące, ani nadzwyczaj nieoczekiwane. Dla normalnego człowieka z pewnością okazałyby się emocjonującym epizodem, który zapamięta do końca życia, ale Nina nie pierwszy raz uczestniczyła w tego rodzaju akcjach. Pracowała w sieci, czyli tajnej organizacji  zajmującej się pomaganiem uchodźcom w Danii, których prawa były regularnie łamane i których los nikogo nie obchodził. Ratowanie życia było dla Niny niczym narkotyk, nie potrafiła się od niego uwolnić. Nawet kosztem własnej rodziny, która martwiła się, gdy kobieta znikała z dnia na dzień, by wyjechać na misję w odległym zakątku świata. Przypływ adrenaliny i poczucie, że to co robi ma jakiś sens, znaczyły dla niej więcej nie wszystko inne, a obok cierpienia drugiego człowieka nie potrafiła przejść obojętnie.

Kobieta pracuje jako pielęgniarka w Ośrodku Duńskiego Czerwonego Krzyża, a o jej dodatkowym zajęciu wiedzą nieliczni. Pewnego zwyczajnego z pozoru dnia, o ile można tak powiedzieć biorąc pod uwagę styl życia Niny, kobieta odbiera telefon od swojej przyjaciółki z czasów studiów, która prosi ją o spotkanie. A że starym znajomym się nie odmawia, umawiają się w kawiarni. Bez oglądania się na konwenanse Karin przechodzi do rzeczy- wręcza Ninie klucz do przechowali bagażu na dworcu, prosząc o jego odebranie. Mimo złych przeczuć Nina nie może się oprzeć wizji uratowania czyjegoś życia, więc nie zważając na panikę widoczną w oczach przyjaciółki, udaję się w odpowiednie miejsce, aby następnie na osobności otworzyć skórzaną walizkę. Kilkuletni chłopiec, którego znajduje w środku, wpłynie nie tylko na losy ludzi, którzy go tam ukryli, ale także zmieni życie kobiety. Jak postąpi Nina? Wykręcenie numeru 112 jest znacznie łatwiejsze niż samodzielne zaopiekowanie się dzieckiem, ale jak już zdążyliście się pewnie zorientować, ta kobieta nie należy do osób idących na łatwiznę. 

„Chłopiec w walizce” to skandynawski kryminał autorstwa duńskiego duetu pisarek Lene Kaaberbol i Agnete Friis, cieszący się dużą popularnością za granicą. Powieść została nominowana do nagrody Szklanego Klucza oraz wybrana duńskim kryminałem roku. Teraz książka ma swoją Polskę premierę, jak zostanie przyjęta przez czytelników? Mogę mieć tylko nadzieję, że odbierzecie ją równie pozytywnie jak ja. Tematem przewodnim powieści jest znalezienie przez pielęgniarkę Czerwonego Krzyża małego chłopca o nieznanym pochodzeniu. Szuka go wielu ludzi, którzy mają pieniądze i władzę, a walka z nimi będzie dla Niny bardzo ryzykownym przedsięwzięciem. Jednak nie jest to jedyne zagadnienie poruszane w „Chłopcu w walizce”. Równie ważne są tutaj wątki społecznie, dotyczące sytuacji panującej w Danii jeśli chodzi o uchodźców z innych krajów Europy Wschodniej. Dzięki działalności głównej bohaterki w sieci, możemy bliżej przyjrzeć się jej zadaniom oraz ludziom, którymi się zajmuje. Bardzo podobało mi się osadzenie intrygi wśród rozmaitych wątków społecznych, ponieważ czyni to lekturę interesującą, różnorodną i bardziej realną w odbiorze. 

Już na samym początku zostajemy rzuceni w wir zdarzeń. Zamiast po kolei wyjaśniać motywy przestępców i śledzić od początku ich poczynania (bo dowiadujemy się co się dzieje z ich perspektywy), znajdujemy się w środku intrygi o nieznanym nam celu w momencie, gdy coś idzie nie tak jak powinno. Właściwie nie wiemy nawet jaką rolę pełnią poszczególne postaci, ani kto jest dobry i zły, odkrywamy to dopiero z czasem. Z początku ciężko było mi się połapać wśród wielu postaci, tym bardziej że nawet nie wiedziałam co się dzieje. Jest to jednak zdecydowany plus, bowiem dzięki temu lektura staje się nieprzewidywalna. Może i niektórych elementów układanki po jakimś czasie domyśliłam się sama, jednak na końcu i tak dałam się zaskoczyć rozwiązaniem zagadki, bowiem w mojej teorii nie wszystko do siebie pasowało. 

Powieść ma również aspekt psychologiczny, objawiający się w postaciach bohaterów. Wyraźnie mamy przedstawione ich przemyślenia, motywy, nachodzące ich obawy i wątpliwości. „Chłopiec w walizce” podzielony jest na rozdziały prowadzone narracją trzecioosobową, jednak z perspektywy różnych bohaterów, nawet tych stojących po przeciwnej stronie barykady. Nie zabraknie licznych retrospekcji z ich przeszłości, ciekawych i czasem z pozoru niezwiązanych z akcją, jednak wszystko tutaj ma znaczenie, co udowadnia samo zakończenie, które zrobiło na mnie duże wrażenie. W pewnym sensie można je nazwać otwartym, ale raczej pod tymi mniej ważnymi względami. Podczas czytania zastanawiały mnie czasem dziwne zachowanie bohaterki, a jakie było moje zdziwienie, gdy okazały się one mieć podłoże psychologiczne! Naprawdę świetne rozwiązanie.

To co mnie drażniło podczas lektury, to dziwne imiona i nazwy – wiadomo, duńskie, ale ja nie mogłam się z początku połapać wśród wszystkich bohaterów, a miejsca kompletnie nic mi nie mówiły. Ale gdyby obcokrajowiec przeczytał polską powieść też miałby z tym problem, więc nie jest to wadą książki. Oprócz tych drobnych czynników język jest prosty w odbiorze i sprawia, że czyta się błyskawicznie, mi lektura zajęła zaledwie jeden dzień. Nie znajdziemy tu wielu porównań i przenośni, a także zbędnych opisów krajobrazów, poznamy za to sporo ciekawych historii z życia bohaterów, zagłębimy się w tajniki ich umysłów, a na brak akcji nie będziemy mogli narzekać. 

„Chłopiec w walizce” to świetny skandynawski kryminał, wyłamujący się poza ramy swojego gatunku. Dzięki połączeniu wątków kryminalnych, społecznych i psychologicznych powstała wciągająca powieść, mająca większy wymiar niż spora część literatury skandynawskiej, która zwykle skupia się na konkretnej zbrodni w danej społeczności. Tutaj mamy o wiele więcej, a „Chłopiec w walizce” przywodził mi nawet na myśl rewelacyjną trylogię „Millennium”, choć jednak do niej sporo mu brakuje. Uważam, że książka ta jest lekturą obowiązkową dla fanów gatunku, którzy na pewno się nie zawiodą.

Moja ocena: 8,5/10

Recenzja bierze udział w konkursie na najlepszą blogową recenzję lipca, organizowanym         przez Syndykat Zbrodnia w Bibliotece.

Baza recenzji Syndykatu ZwB

                                                        Za egzemplarz recenzencki dziękuję: 

                                             logo

sobota, 21 lipca 2012

#8. Stosik lipcowy - part 2


Wiem, że zaledwie tydzień temu pojawił się stosik, ale od tego czasu kilka książek mi przybyło, a o niektórych ostatnio zapomniałam. Poza tym nawiązałam współpracę z pierwszym wydawnictwem, Papierowym Księżycem. Jestem z tego powodu bardzo szczęśliwa, ponieważ było ono od początku moim numer jeden i najbardziej zależało mi właśnie na PK :)




Od góry:

1. "Chłopiec w walizce" : egzemplarz przedpremierowy od Papierowego Księżyca, jeszcze przed korektą, dziękuję bardzo panu Arturowi :)
2. "Las zębów i rąk" : także egzemplarz od PK
3. "Dziewczyna z sąsiedztwa" : również egzemplarz recenzencki od PK; ach, w końcu poznam tę legendarną powieść grozy ^^
4. "Przypadki pani Eustaszyny" - kupiłam podczas pobytu na wakacjach, podczas których nieoczekiwanie skończyły mi się książki :D
5. "Dla Ciebie wszystko" : także książka kupiona podczas wyjazdu :)
6. "Płatki na wietrze" : Pożyczona od Magdy, dzięki! :)
7. "Sklepik z niespodzianką. Bogusia" : także pożyczka od Magdy :)
8. "Biała jak mleko, czerwona jak krew" : pożyczona od przyjaciółki, dziękuję ^^


Z wakacyjnego wyjazdu w góry wróciłam wczoraj. Pogoda mogłaby być lepsza, bo przez większość czasu padało, ale w gruncie rzeczy było całkiem fajnie :) Przerażają mnie tylko recenzyjne zaległości, ale spokojnie, zaczynam nadrabiać :D






czwartek, 12 lipca 2012

#7. Wakacyjny stos na poprawę humoru


Od góry:
- "Kwiaty na poddaszu" : zakupione na promocji w Weltbildzie za 9.90zł! Świetna okazja, czyż nie?
- "Pamiętnik z przyszłości" : jak wyżej
- "Nikt nie widział, nikt nie słyszał" : j.w.
- "Coś pożyczonego" : j.w.
- "Sto dni po ślubie" : j.w.
- "Nadzieja" : chciałam kupić tę książkę już od dawna, jako że uwielbiam twórczość Kasi Michalak, a udało mi się to dopiero kilka godzin temu :D
- "Dotyk Julii" : książka ta intrygowała mnie od kiedy ukazała się w zapowiedziach i w końcu będę się mogła z nią zapoznać! Zakup w Empiku.
- "Co się przydarzyło tej małej dziewczynce?" : kupiłam dzisiaj w Empiku, mając w pamięci kilka pozytywnych recenzji. Fabuła również mi się spodobała, a kilka pierwszych stron przeczytanych na próbę wciągnęło :)
- "W otchłani" : kupiona już jakiś czas temu pod wpływem impulsu w Empiku, nie żałuję, bo to świetna historia RECENZJA
- "Dom sióstr" : również kupiona w Empiku, ciekawa saga rodzinna RECENZJA

Stosik jest moim zdaniem cudowny! Większość z tych książek miałam w planach od dawna, ale każdą z nich chciałam bardzo przeczytać, już wkrótce będzie mi to dane :) Dobrze, że teraz wakacje i wiele wolnego czasu :) Jednocześnie chciałabym się z Wami pożegnać, ponieważ wyjeżdżam na tydzień w góry. Przez ten czas nic się nie ukaże, ale mam nadzieję, że wrócę wypoczęta z nowymi recenzjami :) Trzymajcie się kochani!






wtorek, 10 lipca 2012

Wichrowe wzgórza - Emily Bronte


                 Wstępem do tej niezwykłej, pełnej intryg, niespełnionej miłości i jawnej nienawiści historii, jest przybycie pana Lockwooda do Drozdowego Gniazda- położonej na odludziu angielskiej posiadłości, wynajętej od Heathcliff’a. Po rozgoszczeniu się, przybysz udaje się do majątku właściciela, czyli Wichrowych Wzgórz, gdzie zostaje przyjęty mało gościnnie i przyjaźnie. Popełniając liczne faux-pas, nie może połapać się w sytuacji rodzinnej mieszkańców dworu, za to jedno jest pewne- wszyscy nawzajem się nie znoszą. Po powrocie obiecuje sobie, że już nigdy więcej nie przybędzie z wizytą do tego strasznego domu. Ułatwia mu to choroba, która trzyma go w łóżku całą zimę. Nudząc się niemiłosiernie, zaprasza dla towarzystwa gospodynię jego wynajętej posiadłości, panią Dean, która raczy go opowieścią na temat dziejów pana Heathcliff’a i tych, którzy mieli nieszczęście go znać. 

                „Wichrowe wzgórza” autorstwa jednej z sióstr Bronte- Emily, to klasyka angielskiej literatury. Powieść z akcją rozgrywającą się w XVIII wieku, to historia życia wcielonego diabła, niegodziwca, szatana, niecnoty, hulaki i hazardzisty, czyli pana Heathcliffa w roli głównej oraz jego miłości do Katarzyny Earnshaw. Miłości aż po sam grób albo nawet dłużej, warto wspomnieć. To opowieść o ludziach, którzy w imię miłości nawzajem się krzywdzili, ranili i wykańczali, naznaczając równocześnie piętnem nieszczęścia życie Bogu ducha winnych osób. Wyznając sobie uczucia, poślubiali ludzi, którymi gardzili, by potem latami męczyć się i doprowadzać do grobu, co skuteczni im się udało. Ale nie wystarczało im wzajemne uprzykrzanie sobie życia, niszczyli je także swoim dzieciom i krewnym, byle tylko się odegrać i zemścić. Katarzyna i Heathcliff, jedno lepsze od drugiego.

                Powieść Emily Bronte spodobała mi się już od początku. Nie wiem, czy takie było zamierzenie, ale przez pierwsze dwa rozdziały nieźle się uśmiałam z poczynań poczciwego dzierżawcy w domu bezwzględnego Heathcliffa. Byłabym bardziej zadowolona, gdyby tendencja wzrostowa się utrzymała, jednak dalsze, a tym samym wcześniejsze losy bohaterów już tak bardzo mnie nie wciągnęły. Myślałam, że wydarzenia będę rozgrywały się na bieżąco, a tym czasem całość książki to wspomnienia pani Dean u łoża chorego pana Lockwooda. Opowiada mu ona o wydarzeniach, których była świadkiem, nie wystrzegając się subiektywnego spojrzenia na pewne sprawy, co chwilami mnie drażniło. Niby taka dobra osoba, a jednak nie zawsze zachowywała się tak jak powinna. Była często pozbawiona uczuć, a okazywała je wtedy, gdy nie było takiej potrzeby. Inaczej mówiąc, nie polubiłam naszej narratorki. Uważam, że gdyby wszystko było opisane jako zdarzenia rozgrywające się w czasie współczesnym przybyciu Lockwooda do dworu, byłoby ciekawiej, relacja pani Dean bowiem sporo ujmuje tej historii. 

Oczekiwałam, że opowieść będzie bardziej romantyczna, opowiadająca o prawdziwym uczuciu, a tymczasem według mnie była to bardziej nienawiść i wzajemne wyniszczanie się. Bohaterowie byli tak samolubni i zapatrzeni w siebie, że niszczyli życie innym ludziom, byleby czuli się tak źle jak oni sami. Była to głównie domena Heathcliffa, którego nie cierpiałam i nie potrafiłam nigdy zmusić się do współczucia nad nimi, w końcu sam był winny temu, co go spotkało. Poza tym zachowywał się okrutnie i bezwzględnie, nawet wobec własnego dziecka i tych, którzy traktowali go jak przyjaciela. Już bardziej wolałam Katarzynę, która także samolubna i egoistyczna, a jednak nigdy nie dorównała Heathcliffowi w jego okrucieństwie i potrafiła okazać dobre serce. Najbardziej ze wszystkich postaci występujących w „Wichrowych wzgórzach” polubiłam Katy, córkę głównej bohaterki. Urzekła mnie ona swoim charakterem, choć czasem okazywała bezdenną naiwność. Za to dzierżawca Lockwood wydał mi się mięczakiem i tchórzem, ale czy mogę go oceniać, skoro tak niewiele o nim wiem?

Powieść Emily Bronte to klasyka angielskiej literatury, którą warto znać. Jest to historia wielkiej miłości, a zarazem nienawiści, pełna intryg, rodowych sprzeczek, walki o władzę i majątek. Bohaterowie są bardzo oryginalni i nietuzinkowi, co nie znaczy, że da się ich polubić, już prędzej czuć do nich niechęć i pogardę. Język znamionuje akcją rozgrywającą się w XVIII wieku, co osobiście mi nie przeszkadzało, ponieważ lubię taką formę. Nie zabraknie też długich, czasem nudnych opisów. Zdarzają się momenty wciągające, choć z reguły nie dzieje się wiele. Całość książki ma charakter relacji pani Dean, z niewieloma wstawkami współczesnymi jej opowieści. Mimo wad zachęcam do zapoznania się z „Wichrowymi wzgórzami”, choćby ze względu na fakt, że należą one do klasyki, jak i z powodu oryginalnej fabuły. 

Moja ocena: 6.5/10

niedziela, 8 lipca 2012

W otchłani - Beth Revis


                   Na pewno macie czasem trudności z podejmowaniem decyzji, zarówno tych mniej jak i bardziej ważnych. Nie wiecie co zrobić, boicie się zmian i tego, że Wasz uporządkowany świat odwróci się do góry nogami. Jednak nikt nie stawia przed Wami wyboru: albo dacie się zamrozić na 300 lat, albo zostaniecie na Ziemi, straciwszy jednak swoich rodziców. Amy od początku jest zdeterminowana. Bardzo trudno jest jej pogodzić się z faktem utraty przyjaciół, ukochanego i całego dotychczasowego życia, ale miłość do rodziców zwycięża. Wraz z nimi zostaje umieszczona na statku kosmicznym lecącym do planety, na której możliwa jest normalna egzystencja. Podróż ma jednak trwać 300 lat, a na ten czas cała trójka zostaje zamrożona w komorze kriogenicznej. I wszystko byłoby w porządku, bo Amy obudziłaby się i spotkała z tymi, których kocha najbardziej na świecie, a jej rodzice zaangażowaliby się w zaludnianie nowej planety. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie fakt, że ktoś rozmrozi dziewczynę 49 lat i 266 dni za wcześnie.

                „W otchłani” to pierwsza część trylogii dystopijnej autorstwa Beth Revis, opowiadającej o funkcjonowaniu w zamkniętej społeczności statku kosmicznego, podróżującego w kierunku wymarzonej planety. W tej powieści nie zabraknie rządzy władzy, mrocznych tajemnic, walki o marzenia i zaczątków nieśmiałego romansu. Gdy po raz pierwszy usłyszałam o tej książce, w ogóle nie byłam nią zainteresowana, tematyka wszechświata i międzygwiezdnych podróży kojarzyła mi się głównie z powieściami science -fiction, które kompletnie mi nie leżą. I mimo wielu zachęt, nie potrafiłam się przemóc i pomyśleć o tej nowości wydawniczej w sposób pozytywny. A jednak gdy przyszło co do czego, gdy na własne oczy ujrzałam tę hipnotyzującą okładkę, przypomniałam sobie liczne entuzjastyczne opinie i przekartkowałam kilka stron, nie mogłam się oprzeć magii kosmosu. Zaczęłam czytać, a trzeba przyznać, że „W otchłani” wciąga od pierwszych stron i nie są to tylko czcze słowa. Przepadłam wśród historii międzygwiezdnej podróży, w świecie, gdzie kłamstwa zdają się być na porządku dziennym, a ciągle pojawiające się pytania bez odpowiedzi rodzą kolejne wątpliwości. Nie sposób się połapać w tych wszystkich zagadkach i domyślić rozwiązania, choć Beth Revis wszystko dogłębnie przemyślała i logicznie uporządkowała. W mojej głowie wciąż roiło się od teorii spiskowych, które wymyślałam na przemian z głównymi bohaterami – wielka szkoda, że żadna z nich się nie potwierdziła.

                „W otchłani” czyta się bardzo szybko i przyjemnie, choć moje tempo było trochę spowolnione przez wykańczające upały. Nie mogę odmówić pisarce talentu z jakim wkracza, by podbić świat literatury fantastycznej. Od samego początku ciekawie przedstawia świat, nie zanudzając czytelnika wieloma opisami, a zamiast tego od razu przechodząc do rzeczy. Nie znaczy to, że opisów nie ma w ogóle, ale są one wkomponowane w historię, a przede wszystkim ciekawe – dotyczące budowy statku, rozmieszczenia miasta, wielu nowoczesnych urządzeń i ich funkcji. W książce dominuje akcja, bowiem przez cały czas coś się dzieje i nie ma czasu na chwilę nudy. Gdy sytuacja trochę się unormuje, znienacka nadchodzi kolejna katastrofa, a tajemnice mnożą się jak szalone. Było tyle zagadek i kłamstw, że nie sposób domyślić się zakończenia. Nawet gdy wydaje nam się, że wiemy już wszystko, pojawia się szczegół obracający naszą niezachwianą pewność w pył. Największym atutem tej powieści jest właśnie owa wartka akcja i atmosfera tajemnicy, która nie opuszcza nas aż do ostatniej strony.

                Lekturę uprzyjemnia przyjemny w odbiorze język autorki oraz krótkie rozdziały z narratorem pierwszoosobowym podzielone na te napisane przez Amy i Starszego. Dla mnie było to zaletą, gdyż w najciekawszych chwilach fabuła była przerwana, przez co nie sposób było nie czytać dalej. Dużym plusem są także świetni bohaterowie, bardzo bliscy czytelnikowi. Każdy z nich popełniał błędy, czasem zaskakiwali mnie swym postępowaniem, ale dzięki temu byli nieprzewidywalni. Najbardziej polubiłam Harleya, czyli sympatycznego artystę, próbującego wyrazić swe uczucia za pomocą obrazów. Ciężko mu było odnaleźć się zamkniętemu w metalowej pułapce, jaką był statek, wyróżniał się na tle innych ludzi, którzy nie dostrzegali tego, co tracą. Starszy i Amy to główni bohaterowie, którym także nie mam nic do zarzucenia, umili mi tą wędrówkę przez kolejne zadrukowane strony.

                „W otchłani” to rewelacyjna powieść dystopijna, przy wszystkich swych zaletach niepozbawiona także oryginalności. Przyjemnie było oderwać się od stale przewijających się przez współczesną literaturę schematów i zatonąć w tym kosmicznym świecie pełnym tajemnic i niedopowiedzeń. Na brak akcji nie można narzekać, ponieważ na każdym kroku dzieje się coś, co wtrąca czytelnika z równowagi i każde pochłaniać kolejne strony. Styl pisarski Beth Revis jest bardzo obrazowy, łatwo wsiąknąć w przedstawioną przez nią rzeczywistość. Polecam tę powieść fanom historii  z akcją rozgrywającą się w przyszłości, a sama z niecierpliwością wyczekuję kolejnego tomu i następnej dawki tajemnic.

                Moja ocena: 8.5/10 

Trylogia "W otchłani":                              

1. W otchłani
2. Milion słońc
3. Shades of earth







piątek, 6 lipca 2012

Top 10: najlepsze wakacyjne lektury


Top 10 to akcja, przy okazji której raz w tygodniu ma blogu pojawiają się różnego rodzaju rankingi, dzięki którym czytelnicy mogą poznać bliżej blogera, jego zainteresowania i gusta. Jeżeli chcesz dołączyć do akcji - w każdy piątek wypatruj nowego tematu.

Dziś przyszła pora na... Najlepsze wakacyjne lektury!



 Nie wszystkie spośród wymienionych przeze mnie książek należą do moich ulubionych, ale darzę je wielką sympatią i sentymentem, a na lato są wprost idealne. Polecam je Wam z całego serca, mam nadzieję, że umilą Wam niejeden wakacyjny wieczór :)


1. "Letnia akademia uczuć. Anna i wodorosty" - świetna powieść polskiej pisarki z wakacyjną scenerią, mnóstwem świetnych bohaterów, pierwszymi miłościami, wzruszającymi chwilami i zabawnymi sytuacjami. Idealna na lato.

2. "Letnia akademia uczuć. Pięć najważniejszych słów." - Kontynuacja powyższej książki, równie dobra i z jeszcze większą dawką moich ulubionych bohaterów - bo kto by nie polubił sympatycznych bliźniaków Freda i Alberta, niezmiernie przypominających postaci z Harry'ego Pottera?

3. Cała seria "Harry Potter" - kto jeszcze nie miał do czynienia z czarodziejem i jego przyjaciółmi niech czym prędzej zabiera się za czytanie! A kto już zna, odświeża sobie ulubione części po raz kolejny - Hogwartu nigdy za wiele!

4. "Pan Samochodzik i dziwne szachownice" - uwielbiam całą serię autorstwa Nienackiego, a ta część była moim pierwszym spotkaniem z tym pisarzem- warto było! Poza tym akcja rozgrywa się w czasie wakacji i jest wprost wymarzona na ten czas, bo nie zabraknie ani letnich przygód, ani dreszczyku emocji.

5. "Jeżycjada" - nieważne, która część, nieważne, czy kojarzycie bohaterów, nieważne w jakim wieku jesteście - te książki nigdy się nie nudzą! A przynajmniej nie mi :)

6. "Kapelusz za sto tysięcy" Adama Bahdaja - multum przygód z szaloną dziewczyną rozwiązującą kryminalną zagadkę kapelusza, który jest, a jednak go nie ma.

7. "Krzywe 10" Ewy Nowak, czyli kolejna młodzieżówka z wakacjami w tle, którą pochłania się niezwykle szybko i przyjemnie.

8. "Cukiernia pod Amorem" - rewelacyjna saga rodzinna idealna na leniwe popołudnia, pełna fascynujących historii i niezwykłych kolei ludzkiego losu. Jedna z moich najbardziej ukochanych książek.

9. "Marina" - wciągająca, mroczna i niezwykła opowieść rozgrywająca się w Barcelonie.

10. "Rok w poziomce" - czyli bajkowa i pełna uroku historia autorstwa Kasi Michalak.


   

czwartek, 5 lipca 2012

Dom sióstr - Charlotte Link



Z okazji zbliżających się czterdziestych urodzin Ralpha, jego żona postanawia zorganizować dwutygodniowy wyjazd do położonego na odludziu domu w Yorkshire. Na ten czas przypadają święta Bożego Narodzenia, które małżeństwo prawników zwykło spędzać w rodzinnym gronie. Tym razem nieustępliwa Barbara doprowadziła do wyłamania się z owej tradycji, rozpowiadając wszem i wobec, że odpoczynek w tej okolicy był od zawsze marzeniem Ralpha. Tylko ich dwoje jest świadomych faktu, że wyjazd stanowi próbę ratowania ich małżeństwa, które od dłuższego czasu znajduję się na krawędzi. Odizolowanie od reszty świata i świąteczna atmosfera ma sprzyjać wzajemnej bliskości i poprawie łączących ich relacji. Zapewne żadne z nich nie podejrzewało, że izolacja będzie tak całkowita i groźna, bowiem wkrótce po przybyciu do Westhill House gwałtowne opady śniegu odcinają dom od świata. Nie ma prądu, ogrzewania, ciepłej wody, brakuje nawet drewna na opał, a gruba warstwa puchu uniemożliwia opuszczenie domu. Najgorszy jednak jest brak pożywienia. Barbara i Ralph nie zdawali sobie sprawy z groźby zasypania, dlatego też nie zaopatrzyli się w produkty mogące starczyć na dłużej niż jeden dzień. Teraz przebywają sami w jednym domu pozbawieni elementarnych udogodnień, musząc stanąć sobie naprzeciw i zacząć rozmawiać po raz pierwszy od długiego czasu. Czy uda im się uratować małżeństwo? A może coś stanie na przeszkodzie, kierując ich uwagę na zupełnie inne tory? 

Możecie przekonać się o tym sięgając po powieść „Dom sióstr” autorstwa Charlotte Link. Kobieta ta należy do najpopularniejszych niemieckich pisarek, każda jej powieść staje się bestsellerem, a ów sukces należy przepisać nie tylko lekkiemu pióru Link, ale także jej zadziwiającej wszechstronności: odnajduje się ona zarówno w kryminałach, sagach rodzinnych i powieściach obyczajowych z tłem psychologicznym. „Dom sióstr” to połączenie sagi rodzinnej z powieścią psychologiczną i niewielkim, podkreślam niewielkim, wątkiem kryminalnym. W żadnym wypadku nie ufajcie opisowi na okładce, sławiącemu dzieło Charlotte Link jako „mrożący krew w żyłach kryminał”, gdyż tylko się rozczarujecie. Zastanawiam się, czy autor tych słów w ogóle książkę przeczytał, z jego winy czuję się bowiem oszukana. Uwielbiam ten gatunek, więc po lekturze opisu nie namyślając się długo, książkę nabyłam i zabrałam się do czytania. Czekałam i czekałam, kiedy ten kryminał się w końcu zacznie i tak, doczekałam się! Po 550 stronach, gwoli ścisłości. Więc nie, to nie książka dla wielbicieli tajemnic i zagadek. Owszem, takie też się tutaj znajdą, ale nie w dużym wymiarze, a raczej jako dodatek do długiej opowieści. „Dom sióstr” to przede wszystkim saga rodzinna, która przypominała mi „Cukiernię pod Amorem”, aczkolwiek aż tak  mnie nie zauroczyła i porwała. Była jednak warta lektury, ponieważ te ponad 600 stron nie było może wędrówką łatwą, ale za to pouczającą, obfitą w ciekawe wydarzenia i wywołującą wiele emocji.

Tematyka powieści poświęcona jest w głównej mierze trzydziestu latom z życia Frances Grey. Skąd pojawił się taki wątek, skoro po opisie fabuły można oczekiwać problemów w małżeństwie prawników, a nie powrotu do przeszłości? Otóż podczas wypoczynku albo też walki z odcięciem od cywilizacji, jak kto woli, Barbara odnajduje ukrytą wiele lat temu autobiografię Frances Grey, napisaną przez nią samą jeszcze przed śmiercią. Kobieta ta była właścicielką domu, w którym obecnie przebywa małżeństwo, a przekazała je w spadku swojej gospodyni Laurze, która wynajęła go na okres dwóch tygodni Barbarze i Ralphowi. Podczas lektury „Domu sióstr” cofniemy się wraz z Frances do czasów jej młodości, aby przeżywać wraz z nią kolejne zmiany od chwili, gdy jako nastolatka uczęszczała do szkoły z internatem aż do schyłku jej życia. Ów wątek dotyczący Frances stanowi przeważającą część książki, pozostałe są zaledwie jego ułamkiem. Nie mogę powiedzieć, że zawsze było ciekawie, gwałtowne zwroty akcji zapierały mi dech w piersi, a od lektury nie mogłam się oderwać. Aż tak spektakularnie nie było, a jednak te 600 stron przeczytałam w oka mgnieniu i z przyjemnością, choć czasami musiałam odpocząć, gdyż nie jest to łatwa powieść. Dzięki sporej objętości mogłam zżyć się z główną bohaterką, dogłębnie przyjrzeć się jej życiu i poznać kierujące nią motywy oraz zobaczyć to, co ukształtowało jej charakter, tworząc z niej kobietę, którą się w ostateczności stała. Bardzo dobre studium psychologiczne postaci. Nie były to tylko czcze fakty, ale szereg różnych historii, mniej lub bardziej znaczących oraz wiele decyzji, przed którymi stawiał bohaterów los. 

Pisarce nie udało się jednak połączenie teraźniejszości z przeszłością, może jedynie pod koniec. Podczas reszty książki za bardzo skupiła się na historii Frances Grey, zostawiając współczesnych bohaterów samym sobie. Barbara co jakiś czas wracała do rzeczywistości, by potem zrobić sobie herbatkę i ponownie zabrać się do czytania zapisków, nie wspominając już o Ralphie, który w tym czasie rąbał drewno. A przecież przyjechali do Westhill House właśnie po to, by zbliżyć się do siebie i naprawić wzajemne relacje. Moim zdaniem pisarka nie podołała wątkowi małżeństwa prawników, a może po prostu nie przywiązywała do niego większej wagi, mnie jednak bardzo uderzyło to rozgraniczenie. Chętnie poczytałabym więcej o perypetiach Barbary i Ralpha. Poza tym wątek kryminalny mógłby zostać wprowadzony wcześniej, zamiast ni stąd ni zowąd pojawić się na sam koniec. Może dzięki temu odczuwałabym większe napięcie podczas lektury i nie mogła narzekać na brak akcji, która tymczasem nie była jak z moich marzeń.

Jak już wspomniałam, bohaterowie z przeszłości byli świetnie wykreowani i interesujący, mogłam bardzo dokładnie poznać ich życie i sposób myślenia, a także poczuć do nich sympatię. Tego samego niestety nie mogę powiedzieć o postaciach bardziej mi współczesnych. Barbara niezmiernie mnie irytowała, była tak wyniosła i perfekcyjna, a przy tym zamiast porozmawiać ze swoim mężem, jak to w końcu miała w planach, zaczytywała się w życiu innych ludzi. Bohaterów z Westhill House nie dane mi było dobrze poznać, za mało poświęcono im czasu. Język powieści nie zawiera specyficznych słów czy zwrotów, a jednak nie jest on prosty i łatwy. Dlatego też książki nie pochłania się szybko, trzeba się dokładnie wczytać i skupić na każdym zdaniu, żeby  zrozumieć całość. Nie brakuje przy tym opisów, zarówno otoczenia jak i rozmaitych zdarzeń z życia bohaterów. Ilość dialogów była natomiast znikoma, co dało się odczuć przy dłuższym czytaniu.

„Dom sióstr” polecam czytelnikom lubującym się w sagach rodzinnych z dodatkiem wątku rozgrywającego się w czasach współczesnych. Postacie są bardzo dobrze wykreowane pod względem psychologicznym, co jest zdecydowanie atutem powieści. Wątek kryminalny również się pojawia, ale jest wręcz minimalny, bowiem wkracza dopiero na samym końcu i jest jedynie skutkiem, a nie punktem zapalnym. Język powieści nie jest prosty w odbiorze, ze względu na dużą szczegółowość, znaczną ilość opisów, a stosunkową niewielką dialogów. Mimo kilku wad polecam „Dom sióstr” jako powieść pełną uczuć, wywołującą wiele emocji u czytelnika, dzięki swej realności i dogłębnemu poznaniu życia bohaterów. Nie jest to łatwa powieść, oddaje wszystkie ludzkie słabości i wątpliwości, naznaczona jest bólem i smutkiem, ciężkimi doświadczeniami takimi jak wojna czy walka o prawa kobiet, ale też przebłyskami nadziei. Z przewagą tych pierwszych.

Moja ocena: 8/10

środa, 4 lipca 2012

Podsumowanie czerwca



 Liczba książek przeczytanych w czerwcu: 8
-„Uprowadzona”
-„Ostatnia piosenka”
-„Gone. Ciemność”
-„Mechaniczny Książę”
-„Kobieta bez twarzy”
-„Wszystko się zmieni”
-„Deklaracja”
-„Zamek z piasku, który runął”

Liczba przeczytanych stron: 3430

Liczba książek zrecenzowanych: 6
-„Uprowadzona”
-„Ostatnia piosenka”
-„Gone. Ciemność”
-„Mechaniczny Książę”
-„Kobieta bez twarzy”
-„Dziewczyna, która igrała z ogniem”

Liczba postów na blogu: 8

Najlepsze książki miesiąca: „Gone. Ciemność”, „Mechaniczny Książę”, „Kobieta bez twarzy” 

Najsłabsza książka: żadna nie była taka zła, by zasłużyć na to „wyróżnienie”, to był dobry miesiąc :)

Największe odkrycie: „Kobieta bez twarzy”


W czerwcu odwiedziły mnie 1393 osoby, to bardzo dobry wynik jak dla mnie! Dlatego bardzo Wam dziękuję za to że do mnie zaglądacie, czytacie i komentujecie. Bez Was pisanie tego bloga nie miałoby dla mnie sensu  :)



 

wtorek, 3 lipca 2012

Bawimy się, czyli kolejna zabawa dla blogerów



Rzadko biorę udział w tego rodzaju zabawach, zwykle mam zamiar, ale potem rezygnuję z braku czasu. Tym razem będzie inaczej! Odpowiedzi nie powinny być zbyt czasochłonne, a lepsze poznanie się nie jest złe ;) A więc do dzieła! Do zabawy zostałam zaproszona przez Avenixa, dzięki :)


1. Każda oznaczona osoba musi odpowiedzieć na 11 pytań przyznanych im przez ich “Tagger” i odpowiedzieć na nie na swoim blogu.
2. Następnie wybiera 11 nowych osób do tagu i podaje je w swoim poście.
3. Utwórz 11 nowych pytań dla osób oznaczonych w tagu i napisz je w tagowym poście.
4. Wymień w swoim poście osoby, które otagowałaś.
5. Nie oznaczaj ponownie osób, które już są oznakowane.

Pytania:

1. Basen czy morze?
Oczywiście morze! Nie cierpię chodzić na basen, co to za przyjemność być zamkniętym w czterech ścianach w sztucznie utworzonym przez człowieka zbiorniku?

2. Wielka Brytania czy Stany Zjednoczone?
Wielka Brytania! Choć jeszcze tam nie byłam, to kocham ten kraj: za Sherlock'a, brytyjski akcent, czerwone budki telefoniczne i piętrowe autobusy. A odwiedzić Londyn to moje marzenie :)

3. Muzyka klasyczna czy popularna?
Popularna, nie jestem fanką klasyki.

4. Wakacje na księżycu czy Marsie?
Na księżycu, jest ładniejszy i hmm.. bardziej romantyczny :D

5. Okulary przeciwsłoneczne czy czapka z daszkiem?
Okulary, w czapce wyglądam... głupio?

6. Woda gazowana czy niegazowana?
Nie lubię żadnej.

7. Fantastyka czy obyczajowe?
Trudny wybór, uwielbiam oba gatunki...

8. Książki, których akcja dzieje się w przyszłości czy przeszłości?
Przyszłość i antyutopie, oh yeah.

9. Dom czy blok?
Dom z ogródkiem :)

10. Blogspot czy blog.onet?
Blogspot! Nie bez powodu tu jestem :D

11. Szczęście czy pieniądze?
Szczęście, bo pieniądze to nie wszystko ;)

Zapraszam do zabawy:

-Megajrę
-Agatę
-Lenę
-Ederlezi
-Clarissę
-Tirindeth
-Cassiel
-Gabrielle
-Giffin
-Kornelię
-Evitę

Mam nadzieję, że się nie powtórzyłam :)

A oto moje pytania:

- Herkules Poirot czy Sherlock Holmes?
- Londyn czy Paryż?
- Podróżowanie po świecie czy stałe miejsce zamieszkania?
- Gazeta codzienna czy miesięcznik?
- Powieść czy jej ekranizacja?
- Serial polski czy zagraniczny?
- Liceum czy technikum?
- Polski czy matematyka?
- Facebook czy nasza-klasa?
- Biblioteka czy księgarnia?
- Kryminał czy powieść obyczajowa?

Jak mijają Wam pierwsze dni wakacji? Ja na początku trochę żałowałam podczas pożegnania z moją klasą, że to już koniec gimnazjum, ale postanowiłam myśleć optymistycznie. W końcu liceum to kolejny ciekawy etap w życiu. Będę chodzić do swej wymarzonej szkoły, więc powinno być dobrze. Musi być, prawda? :) Udanych i zaczytanych wakacji kochani!




poniedziałek, 2 lipca 2012

Zamek z piasku, który runął - Stieg Larsson



Lisbeth Salander zostaje przywieziona do szpitala z bardzo poważnymi obrażeniami. Szczególnie niebezpieczna jest rana postrzałowa głowy. Wydaje się, że dziewczyna jest bez szans na przeżycie czy normalne funkcjonowanie. Jak widać ma wielkie szczęście, ponieważ kula nie uszkodziła mózgu. Lisbeth powoli dochodzi do siebie pod stałą opieką lekarzy. Jednocześnie wie, że gdy tylko będzie w stanie wyjść ze szpitala, zostanie przewieziona do aresztu pod zarzutem usiłowania zabójstwa. Kilka metrów dalej, w innym pokoju, leży Aleksander Zalachenko, któremu zmasakrowała twarz za pomocą siekiery. Dziewczyna nie może się czuć bezpieczna, mimo że z pozoru to ona jest katem. Tymczasem Michael Blomkvist zamierza opublikować w czasopiśmie „Millennium” historię życia Salander, gdzie chce przedstawić liczne przestępstwa, których padła ofiarą. Trafia na ślad tajemniczej Sekcji, która jednak zdaje się być nieuchwytna, z jej istnienia nie zdaje sobie sprawy nawet rząd, mimo że powstała z inicjatywy służb bezpieczeństwa.

„Zamek z piasku, który runął” to trzecia i niestety ostatnia już część trylogii „Millennium”, której autorem jest szwedzki dziennikarz, Stieg Larsson. Zmarł on w 2004 roku z powodu zawału, jeszcze przed sukcesem swych powieści, jednocześnie będąc w trakcie tworzenia kolejnego tomu. „Zamek z piasku, który runął” to kryminał polityczny, którego intryga w głównej mierze opiera się na sprawach dotyczących rządu, państwa i społeczeństwa. Znacznie odróżnia to tom trzeci od pierwszego,  gdzie wątek kryminalny opierał się na motywie morderstwa i zaginięcia, a nie miał powiązań z osobami na wyższych stanowiskach. Tutaj nie znajdziemy sprawy typowej dla większości kryminału, czyli przestępstwa o mniejszym zasięgu: morderstwa gdzieś w zaułku czy porwania przez handlarzy żywym towarem. Zamiast tego dogłębnie przyjrzymy się popełnianemu z premedytacją od lat ograniczaniu praw człowieka przez ludzi, którzy powinni stać na straży konstytucji.

Po mało ciekawej „Dziewczynie, która igrała z ogniem”, nie spodziewałam się, że ostatnia część jeszcze mnie czymś zaskoczy i zrobi na mnie wrażenie. Pierwsze kilkadziesiąt stron dłużyło mi się i już byłam gotowa wydawać wyrok, że to najsłabsza część trylogii. Potem jednak dałam się wciągnąć ciekawej intrydze i stylowi autora, który potrafi pisać w bardzo interesujący sposób. Dzięki temu te 800 stron minęło mi niepostrzeżenie i mogłam tylko żałować, że to już koniec. Nawet o zagadnieniach, które nigdy by mnie nie zainteresowały, czyli polityce, czytałam z wielką przyjemnością. Larsson w przystępny sposób przedstawił historię służb bezpieczeństwa, powstania Sapo, Sekcji Specjalnej, ich konstrukcję i funkcjonowanie. Jest to najważniejszy wątek w książce, łączący się bezpośrednio z główną postacią – Lisbeth Salander. Jeśli tematyka ta nie wydaje się Wam interesująca, to może dzięki Larssonowi zmienicie poglądy, bowiem nawet mnie wciągnęła ta historia, mająca początek wiele lat temu, a wiążąca się ze współczesnością. 

Oprócz opowieści o służbach bezpieczeństwa, Sapo i Sekcji,  nie zabraknie także wartkiej akcji. Trwa wyścig z czasem i nieuchwytnym przeciwnikiem o wyciągnięcie z tarapatów Lisbeth, do sprawy zostają wciągnięte kolejne wysoko postawione osoby, a wielkimi krokami zbliża się sprawa w sądzie. Bardzo dużym plusem był dla mnie proces, niczym wyjęty z powieści Jodi Picoult, który dla mnie okazał się bardzo emocjonujący, a przy tym stanowił podsumowanie trylogii i ostateczne jej zakończenie. Pamiętam, że w „Dziewczynie, która igrała z ogniem” brakowało mi skomplikowanej intrygi kryminalnej i narzekałam na poświęcanie zbyt wiele czasu Lisbeth, ale w tym tomie jest to zaletą. Szczególnie, gdy nie brakuje też ciekawego tematu dotyczącego szpiegostwa i Sekcji.

Mimo znacznej objętości powieści Stiega Larssona porywają czytelnika i przyciągają jak magnes, z powodzeniem można je stosować podczas czytelniczego kryzysu, gdy na nic nie ma się ochoty. Przynajmniej w moim przypadku to zadziałało, lektura minęła mi w oka mgnieniu. W znacznej mierze przyczynili się do tego świetnie wykreowani bohaterowie, wśród których prym wiedzie Lisbeth Salander, postać niezwykle oryginalna i do przesady kontrowersyjna. W „Zamku z piasku, który runął” dokładnie poznamy jej motywy postępowania i historię jej życia. Polubiłam też Michaela Blomkvista, a w tym tomie także Erikę Berger, której poświęcono w tej części więcej stron niż wcześniej. Cała akcja oczywiście kręci się wokół redakcji czasopisma „Millennium”, gdzie wszyscy się spotykają, dyskutują, podejmują decyzję i ruszają dalej. Poznanie od kulisów zawodu dziennikarza było bardzo miłym doświadczeniem i myślę, że także zaważyło na sukcesie tej trylogii. Swoją drogą tytuł tej części jest bardzo adekwatny, wszelkie misterne planu układane od lat mogą runąć niczym zamek z piasku.

„Zamek z piasku, który runął” polecam wielbicielom poprzednich części „Millennium”, którzy mogą obawiać się, że ten tom ich rozczaruje. Nie martwcie się, jest lepszy niż poprzedni, choć zależy czego człowiek oczekuje. Intryga kryminalna o podłożu politycznym , ciekawie przedstawione zagadnienia dotyczące szwedzkich służb bezpieczeństwa i proces sądowy Lisbeth Salander to elementy lektury obowiązkowej. Tych, którzy jeszcze nie mieli do czynienia z trylogią, zachęcam do sięgnięcia po „Mężczyzn, którzy nienawidzą kobiet”. Bardzo entuzjastyczne opinie na temat „Millennium” są moim zdaniem w pełni uzasadnione, miłośnicy kryminałów zarwą niejedną noc z powodu tych powieści.

Moja ocena: 10/10 


Trylogia "Millennium":                                               
 
3. Zamek z piasku, który runął.


Recenzja bierze udział w konkursie na najlepszą blogową recenzję lipca, organizowanym przez Syndykat Zbrodnia w Bibliotece.




niedziela, 1 lipca 2012

Deklaracja - Gemma Malley



                Jest rok 2140. Wtedy właśnie poznajemy Annę, od wieku dziecięcego uczącą się w Grange Hall jak być Użyteczną. Jak na razie jest tylko Nadmiarem i obciążeniem dla Matki Natury. Brzmi dziwnie? Tak wygląda świat w przyszłości. Od czasu, gdy wynaleziono leki na długowieczność, populacja planety zwiększyła się z zastraszającą prędkością. W końcu jeśli ludzie nie umierają, a wciąż ich przybywa, musi wreszcie zabraknąć dla nich miejsca i zasobów naturalnych. Dlatego właśnie wprowadzono Deklarację. Jeśli ją podpiszesz,  będziesz otrzymywał leki i przestaniesz się starzeć, ale też odbiorą Ci przywilej wydania na świat potomstwa. Oczywiście zdarzają się przestępcy, którzy zostają rodzicami, ale i tak prędzej czy później trafiają do więzienia, a i dzieci stają się Nadmiarami, które jeśli mają szczęście trafiają do zakładu, gdzie przygotowuje ich się do służby Legalnym. Jeśli nie, mogą nawet zostać zamordowani, w końcu zgodnie z przepisami nie mają prawa żyć. 

                „Deklaracja” to pierwsza część trylogii antyutopijnej autorstwa Gemmy Malley. Według przedstawionej tutaj wizji przyszłości, na świecie zaczęło brakować miejsca dla wszystkich ludzi, co spowodowało liczne problemy. Wszystko to wynika z faktu, iż ludzie zaczęli nadużywać gościnności Ziemi i przestali się starzeć. Nie pojawiają się już nowe pokolenia, a pojedyncze jednostki, narodzone wbrew prawu, stają się Nadmiarami. Wciąż wmawia im się, że nie mają prawa do życia, a jeśli już znaleźli się na naszej planecie, to powinni starać się jak najmniej zwracać na siebie uwagę i poświęcić resztę swej nędznej egzystencji, by służyć innym. Głównym motywem przedstawionym w powieści jest walka z władzami przyszłego świata, która posiada nieograniczoną kontrolę i decyduje o losach innych ludzi. Poza tym znajdą się tu wątki dotyczące przyjaźni i miłości, niestety dość ubogie.

                Początek książki napisany jest w formie pamiętnika Anny. Właściwie jest to tylko niedługi fragment, ale wydał mi się obiecujący i zachęcił do dalszej lektury.  Potem często pojawia się jeszcze taki sposób prowadzenia narracji, jednak przeważającą część stanowi punkt widzenia narratora wszechwiedzącego. Styl książki jest prosty w odbiorze i przyjemny, jednak brakowało mi tutaj większej ilości opisów. Ucierpiała na tym kreacja świata powieści, miałam wrażenie, że oprócz ośrodka, w którym przebywa główna bohaterka i bogatych historii, nie wiem o nim nic. Chodzi mi tu głównie o wygląd. Nie mogę powiedzieć, by styl pisarki był obrazowy i pomagał wizualizować sobie otoczenie, z tym było marnie, miałam trudności z wyobrażeniem sobie tego świata. Za to nie brakowało ciekawych historii związanych z miejscami występującymi  w książce.

                Bohaterowie „Deklaracji” także pozostawiają sporo do życzenia, są mało wyraziści i mdli, może oprócz czarnego charakteru, jakim jest przełożona Grange Hall. Za to główne postaci takie jak Anna czy Peter, nie wzbudziły mojej sympatii. Dziewczyna słucha wszystkiego, co mówią o niej inni: obelg, poniżania, a najgorsze jest to, że w pełni się z tym zgadza i uważa, że nie jest godna tego, by żyć. A jej rodzice są według niej przestępcami i nienawidzi ich za to, że dzięki nim znalazła się na świecie. Nawet rozsądniejszej osobie, jaką jest Peter, nie daje przemówić sobie do rozumu. Z kolei chłopak jest od początku w nią zapatrzony, co wydaje się być nieco sztuczne. Wątek uczucia, które zawiązuje się między tym dwojgiem w ogóle nie jest wiarygodny. Anna to jakby nie było piętnastoletnia dziewczyna, a miałam wrażenie ,jakbym czytała o dwunastolatce, była tak niedojrzała.

                „Deklaracja” to interesująca powieść przedstawiająca przyszłość naszej planety w oryginalny sposób, na tym pomyśle książka bardzo wiele zyskuje i choćby dlatego warto ją przeczytać. Czasami bywała przewidywalna, przynajmniej ja się wiele rzeczy domyśliłam wcześniej, ale zakończenie jednak mnie zaskoczyło. Bohaterowie mnie nie zaciekawili, bowiem ich kreacje były słabe pod względem psychologicznym. Anna to postać szczególnie irytująca, ale nie zawsze, gdyż niekiedy nawet ją lubiłam. Kreacja świata nie do końca mnie zachwyciła, było tutaj wiele historii, które mnie wciągnęły, gorzej jednak z obrazowym przekazem. Sporo było za to akcji, na tym skupiła się pisarka. „Deklarację” polecam wielbicielom powieści antyutopijnych, jednak trzeba się przygotować na to, że świat nie jest do końca dopracowany i możecie potem czuć niedosyt. Mam nadzieję, że kolejne części będą lepsze, a ja chętnie się z nimi zapoznam. 

              Moja ocena: 7/10

Trylogia "Deklaracja":

1. Deklaracja
2. W sieci
3. The legacy